poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 35

Od tamtego czasu minęło kilka lat, w czasie których Will się wiele nauczył. Historii demonów, szachów (niektóre istoty są dosyć staromodne), jazdy konnej i wielu innych rzeczy potrzebnych by zostać czyimś demonem. Jednak, najważniejsza była magia. Nieskończona, starożytna, niesamowita. Willa ona fascynowała. Moc potęga i władza. Co innego mogłoby nęcić nastoletniego chłopca demona? To wszystko zmierzało ku temu, by Will został w końcu pełnoprawnym demonem.
 Z racji, że Will nie ma Pana miał najniższą pozycję w społeczeństwie demonów.
Jeśli nie miał Pana, to jego pozycja w randze ,,demony bez Pana'' zależała od jego ilości mocy, oraz oczywiście kontaktów z ważnymi ludźmi., których on jako nastoletni chłopiec, oczywiście nie posiadał
 Demony są jak pracownicy. Ci najlepsi są zatrudniani przez tych najlepiej płacących, czyli dających najwyższą władzę. Demony wiążą się ze swoim Panem, który w zamian wciąga swojego nowego demona na pozycję na której obecnie się znajduje.
 Łatwiej wytłumaczyć to na przykładzie: jeśli król pojmie za żonę chłopkę, to chłopka stanie się automatycznie królową, tak? Będzie miała ten sam stan społeczny co małżonek, choć będzie miała ograniczoną władzę. Jeśli Pan będzie królem, to demon jest królową. Z kolei, jeśli będzie na odwrót: Pan będzie z klasy chłopskiej, a demon będzie królem, to po zawarciu związku Pan natychmiastowo stanie się królem, a demon królową.
 Pan zawsze ma większą władzę. Król ma władzę absolutną, i jeśli każe królowej się zamknąć, to ta ma mieć dziób na kłódkę. Ponieważ gdyby było inaczej, ten albo go zabije, albo wykorzysta do własnych celów. W końcu, było ogromnie dużo sytuacji w których królowa manipulowała królem, prawda? Choćby Anna Boleyn, to ona tak zmanipulowała Henryka VIII, że stworzył anglikanizm. Albo Markiza La Paiva, która tylu mężczyzn uwiodła i naciągnęła na ogromne sumy pieniędzy.
 Tak więc, edukacja Willa przebiegała pomyślnie, sprawnie i szybko. Chłopak dzięki ciekawości szybko się uczył i nabywał umiejętności. Oraz... 
 Odkrył uczucia.
 Jak niedawno wspominałam, Will był w kwestii uczuć całkowicie bezbarwny i obojętny. Nikt tego nie próbował zmienić, a i Willowi to nie przeszkadzało. Lubił być na uboczu, niedostrzegany przez innych. Mógł dzięki temu w spokoju pogrążać się w swojej obojętności. Teraz, gdy w końcu został dostrzeżony, miał do wyboru dwie opcje ; wrócić do normalnego świata, albo się podporządkować i zacząć czuć. Chłopak nawet nie brał pod uwagę tej pierwszej opcji, więc została mu tylko ta druga. Will wiedział, że nawet nie ma po co wracać do swojego dawnego świata. Nie dość, że pewnie wszyscy już o nim zapomnieli, to tam było mu po prostu źle. Był nie potrzebny nikomu, nikt o niego nie dbał, ludzie byli nudni i przewidywalni, nauka była prosta i bardzo często nikomu nie potrzebna, a ludzka ciągła gonitwa za nowościami przytłaczająca. Will zdecydowanie wolał się zatrzymać i choć przez chwilę spróbować  dostrzec piękno otaczającego go świata.
Właśnie - piękno. Kto je w tym pędzie dostrzega? Prawda jest pięknem, a piękno jest prawdą. Ale gdzie szukać tego piękna, jak wszyscy kłamią? Jest jeszcze jeden rodzaj piękna. Jest to natura. I ten właśnie rodzaj piękna dostrzega Will. 

Podłoga zaskrzypiała zdradziecko, a Will się skrzywił. Miał nadzieję, że Wilk tego nie usłyszał. Mianem ,,Wilka'' chłopak określał swojego trenera. Szybki, ostry, i co najważniejsze miał wyczulone wszystkie zmysły. Chłopak miał nadzieję, że on tego nie usłyszał, bo będzie z nim bardzo, ale to bardzo źle. Zadanie polegało na podejściu do mistrza tak cicho, aby cię nie usłyszał, co było zadaniem niemal nie możliwym. Wilk siedział na krześle w zamkniętym i ciemnym pokoju. Gdy usłyszał zbliżającego się ucznia wskazywał miejsce gdzie on stał i jeśli trafił, to biada delikwentowi. Will słyszał o tylko jednym przypadku, gdy ktoś podczas trwania ćwiczeń próbował oszukać trenera. Chłopak, nigdy nikomu nie powiedział, jaka tak na prawdę spotkała go kara. A tak właściwie, to w ogóle już się nie odzywał. Podobno kara była tak przerażająca i okrutna, że trzeba było lat, żeby nieposłuszny uczeń wydukał choć jedno słowo. Wstrzymał oddech i odczekał chwilę. Serce mu biło jak oszalałe. Może w końcu mu się uda... Zrobił te kilka kroków i już miał triumfalnie położyć rękę na ramieniu mistrza, gdy zobaczył, że Wilka nie ma na krześle, tylko zamiast niego siedzi tam bardzo realistycznie wykonana kukła. Willowi serce podeszło do gardła z przerażenia. Nie tego się spodziewał. Oszukał mnie, pomyślał drętwiejąc ze strachu. Nagle poczuł ukłucie zna łopatce. Ukłucie strzykawki z trucizną. Will już w momencie w którym padał na ziemię, wiedział, że to będzie kilkanaście najtrudniejszych godzin w jego życiu.
 Wtedy młody demon zaczął go szczerze i od serca nienawidzić, za co trener w późniejszym czasie przypłacił śmiercią.

niedziela, 20 września 2015

Przekierowanie

To koniec. Wojna się skończyła :) 
Serdecznie dziękuję: 
: Hadari : 
Agacie M.
Kasumi Otori
Rose Mary
Achezie
GromKubie
Magdalenie Matras
Kalipsie Nereid 
Alex Rosenberg
Za komentarze (jeśli kogoś pominęłam, to proszę mnie zabić)
Oraz oczywiście Krzysztofowi Słomianowi :) który pisał praktycznie pod każdym rozdziałem i mnie motywował nawet wtedy gdy świata zewnętrznego miałam powyżej uszu. :*
Dziękuję też ludziom z mojego otoczenia. Oni wiedzą, że to o nich mi chodzi ;) 
Przekierowuję Was do mojego nowego bloga, który jest kontynuacją poprzedniego :D Którego dopiero dzisiaj zrobiłam :)
 http://zaginioneserce.blogspot.com/
Na razie jest tylko zapowiedź :)
PS: Wspomnienia Uranosa będą na tym nowym blogu. 

niedziela, 6 września 2015

Epilog.

Po odejściu Uranosa, wojna potoczyła się bardzo szybko. Jego armia natychmiast zauważyła brak dowódcy i uciekała w popłochu. Po oszacowaniu strat po obu stronach, wyszło na to, że wojna potoczyła się dobrze dla nas. Okazało się również, że Uranos faktycznie miał ogromną armię i gdyby nie to, że się zabił, to byśmy natychmiast przegrali. Co jeszcze bardziej zmusiło mnie do zastanawiania się nad tym dlaczego Uranos postanowił ułatwić mi sprawę i użył zaklęcia konstelacji.
 Ze zmęczeniem potarłam skronie. Od końca wojny minął już  tydzień, a ja nie dość, że mam nawał pracy, to jeszcze nie mogłam wyjechać do Eleves, by poinformować Naomi o śmierci Robina. No i prawdę mówiąc sama chciałabym tam pobyć przez jakiś czas i odpocząć. Zmyć znamiona wojny i śmierci z moich oczu i umysłu. Przebrałam się i położyłam. Niemal od razu zasnęłam i oddałam się w ramiona Morfeusza. Dosłownie. Leżałam na ławce wśród drzew magnolii, mając głowę na kolanach boga snów i marzeń. Mężczyzna nas bujał i głaskał mnie po głowie. Nie wstawałam. Było mi tak przyjemnie. Morfeusz pachniał wiatrem, czułam całkowity spokój.
- Chcesz herbaty, moja droga Alu? - zapytał łagodnie.
Podniosłam się i pokiwałam głową. Bóg pstryknął palcami, a w
mojej ręce pojawiła się porcelanowa filiżanka z żółtą herbatą. Wywnioskowałam to, że wewnętrzne ścianki filiżanki były blado różowe. Już po pierwszym łyku moje mięśnie się rozluźniły. Nagle, nie wiadomo skąd popłynęła łagodna muzyka. 
- Z jakiego powodu tu przyszłaś? - zapytał. 
- Mam pytanie, które zadać tylko tobie. Byłeś jego jedynym przyjacielem. 
Przyjrzał mi się uważnie, ale nic nie powiedział. 
- Dlaczego to zrobił? - on wiedział do czego ja piję. 
Westchnął.
- Uranos nie miał okazji ci powiedzieć jak został przywódcą, prawda? Cóż, pewnego razu podczas rozmowy z pewnym pół bogiem, Okreonem, wymsknęło mu się, że planuje przejąć Olimp i zabić bogów, a ciebie odnaleźć. Wtedy, ten bóg zaczął o tym wszędzie rozpowiadać i zbierać ludzi, którzy ,,jednoczą się pod przywództwem wspaniałego boga Uranosa'', ale prawda jest taka, że on nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Grupa szalała. Napadali na wsie, miasta, rabowali i gwałcili. Oczywiście wszystko pod sztandarem Uranosa, który chciał być tylko szczęśliwy i żeby sprawiedliwości stała się zadość. Z czasem grupa zrobiła się zbyt głośna i Uranos, chcąc nie chcąc musiał przejąć nad nimi władzę, choćby po to, żeby ich uspokoić. Lata spokojnie mijały i nagle pojawiłaś się ty. Zburzyłaś spokój w jego sercu. Chciał byś była jego przyjaciółką, ale ty zdecydowałaś się go zniszczyć. Nie rozumiał tego. Nie mógł uwierzyć, że chcesz bronić tych idiotycznych bogów. Zaczął cię obserwować, by wybadać jaki masz w tym cel. Dopiero niedawno zrozumiał, że ty tego nie robisz dla Olimpu, tylko dla swoich przyjaciół i że jego działania cię krzywdzą, nawet jeśli tylko pośrednio. Gdy podczas wojny zapytał się ciebie, dlaczego to robisz, odpowiedziałaś ,, Jeśli człowiek kogoś kocha, to w razie zagrożenia ciało samo z siebie, zupełnie mimowolnie kogoś chroni.''. W tym momencie na nowo zrozumiał czym jest miłość i zadecydował o tym, że nie będzie ci już przysparzał cierpienia. Ten wredny drań podpiął się do mnie i do kilku innych źródeł magicznych, dzięki czemu miał pewność, że nigdy nie powróci. W zamian za to, że uczyniłaś jego życie szczęśliwym, chciał cię chronić.
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc wypaliłam:
- Kazał przekazać pozdrowienia! 

Morfeusz uśmiechnął się smutno. 
Teraz, już wiem co ci chodziło po głowie, Uranosie, pomyślałam biorąc ostatni łyk wybornej, ciepłej herbaty.   

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 49 Ostani

Tak, wiem! Przepraszam, po prostu dopiero co z wakacji wróciłam. 
 Jeszcze będzie Epilog i pełna zapowiedź tomu drugiego!!!!
___
Zanim Aron postawił barierę, to ja podpaliłam lont bomby, położonej tu godzinę wcześniej. Po chwili zza mlecznej bariery słychać było wybuchy i przerażone pełne bólu krzyki wroga. Następnym podpunktem naszego planu było to, że nasze odziały zaatakują popleczników boga nieba. Przy czym ów dowódca nie będzie mógł kazać swoim oddziałom się przegrupować, bo jest odgrodzony bardzo silną barierą. Ta magiczna ściana jest dosyć specyficzna, bo ją się nie tworzy, tylko aktywuje i jest ona niezniszczalna przez dziesięć minut. Aron szybko włączył drugą taką barierę otaczającą mnie i jego. Opadłam na kolana i złożyłam ręce jak do modlitwy. 
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytałam złośliwie. 
Ku mojemu zdziwieniu, Uranos absolutnie nie był zdziwiony, tym co się stało. Wyglądał bardziej na zaciekawionego. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno. 
- Szkoda, że się do mnie nie przyłączyłaś. Tworzylibyśmy taki wspaniały duet. Myślę, że powinnaś coś wiedzieć. Aronie Grand, możesz mi powiedzieć, ile do tej pory zaatakowałem i zniszczyłem doszczętnie wiosek, miast, czy choćby państw?
Chłopak zawahał się i odpowiedział niepewnie:
- O ile dobrze pamiętam to pięć wiosek i trzy miasta. 
Uranos pokręcił głową.
- Nieprawda. Owszem, napadłem na nie, ale na tym polega wojna, prawda? Rzecz w tym, że ja ich wcale nie zniszczyłem. Oszczędziłem kobiety, dzieci oraz większość ich domów. Rozumiesz o co mi chodzi? Ja nie chciałem niszczyć świata. Nawet nie chodziło mi o podbijanie go. Chodzi o to, że każdy chciał ich chronić. Tych przeklętych bogów olimpijskich. Niesprawiedliwych, dumnych, rozpuszczonych i rozkapryszonych królów. Nie wiem dlaczego pozwolili komukolwiek ginąć za nich. A ja pragnąłem jedynie sprawiedliwości.  
Jeśli planował zniszczyć moje morale, to mu się udało.
- Ale mimo wszystko, mam jedno pytanie. Dlaczego ratujesz ten świat? On jest już... zepsuty. Poza tym, jesteś tu niecałe dwa tygodnie. Nic cię z tym miejscem nie łączy.
Zastanowiłam się. 
- Coś w tym jest. Myślę, że przychodzi mi to całkiem naturalnie, czuję dziwną więź z tym miejscem. Nigdy nad tym się nie zastanawiałam. Nie wiem jak to opisać. Jeśli człowiek kogoś kocha, to w razie zagrożenia ciało samo z siebie, zupełnie mimowolnie kogoś chroni. Rozumiesz? 
Uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Lepiej niż ci się wydaje - szepnął cicho.
Dotknął skroni. Po chwili gdy zdjął rękę, leżał na niej mały, niebieski świecący kamyczek. Położył go na ziemi, pozując mi go. 
- Gdy będziesz miała chwilę, to przejrzyj te wspomnienia - poprosił.
Nagle opadł na kolana, złożył ręce jak do modlitwy i wyrecytował zaklęcie, które JA miałam powiedzieć. Mówił niesamowicie szybko. Usłyszałam tylko ,,ziemia, niebo i gwizdy'' i na końcu jego imię. Zamarłam ze zdumienia, a serce jakby zapomniało jak się pracuje i przestało na moment bić. On... wiedział o tej pułapce. Mało tego, że wiedział, on sam rzuci to zaklęcie, żebym ja nie traciła mocy. Dlaczego się nie uratował? Mógł bez problemów mnie i Arona powstrzymać! Gdy tylko skończył, zaczął się świecić. Wstał i niespodziewanie się złośliwie się uśmiechnął.
- Przekażcie pozdrowienia Morfeuszowi - polecił i mi pomachał. - Żegnaj Alicjo, kocham cię!  
I z prędkością światła ruszył ku niebu. Pojawił się tam jako czerwona gwiazda. Najjaśniejsza na nieboskłonie. Wraz z nim zniknęła bariera dzieląca mnie i wcześniej Uranosa. Zerwałam się na równe nogi i rzuciłam ku kamieniowi ze jego wspomnieniami. W dłoni czułam jak jest przyjemnie ciepły i pulsuje w rytmie serca. W rytmie jego serca. Do oczu mi napłynęły łzy.
- Ja... ja też cię kocham mój ukochany mały braciszku... - wyszeptałam cicho do niego ostatnie słowa. Ostatnie słowa, których nawet nie usłyszał.   
_____
Tak moi drodzy. To już ostatni. Został już tylko Epilog. :(

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 48

  Tylko bez szczenięcych spojrzeń, czy szczenięcego uwielbiania, kapewu? - warknęłam speszona, maszerując w stronę mojego domku gdzie pierwotnie była narada wojenna.
  Potaknął wyszczerzony jakby mu ktoś w kieszeń napluł.
- I nie próbuj mnie chronić! Nie jestem żadną masochistką, ani wariatką żeby skazywać się na śmierć, więc wniosek jest taki - wiem co robię.
- Ej, mam pytanie, skąd masz tyle mocy? Z tego co pamiętam, miałaś jej dużo mniej, a teraz wręcz z Ciebie wypływa - przyjrzał się mi uważnie, po czym stwierdził - Świecisz się. 
- Nie mam pojęcia. Może to na zasadzie trawy, bo ostatnio zużyłam bardzo dużo mocy - uznałam. 
- Hm... możliwe, że ktoś ukrył twoją moc, żeby było nam trudno cię znaleźć. 
Sprawdziłam jeszcze raz swój zbiornik. Naprawdę było jej dwukrotnie więcej i ciągle rosła. Przystanęłam z nagłym olśnieniem.
- Stój i bądź cicho! - nakazałam z podnieceniem. - Mam pomysł jak wygrać tą przeklętą wojnę.

  Następnego poranka. 
  Przygryzłam ze zdenerwowaniem wargę i ryłam w ziemi nogą dziurę. Ten plan był szalony, ale zadowalał obie strony. To znaczy i mnie, i Arona z resztą. Byliśmy w górach. Nic tylko kamień kamień, kamień, i jeszcze raz kamień. Naprzeciwko mnie stał Uranos wraz z, otaczającą nas, armią. Znaczy mnie i Arona. Miałam związane ręce. Dosłownie. Dlatego jeśli ten plan nie wypali to będziemy w czarnej... Nagle Uranos podniósł rękę i gwałtownie ją zacisnął. Nie zdążyłam nic zrobić. Zauważyłam tylko delikatne zakrzywienie terenu i usłyszałam krzyk bólu. Po tym poczułam jak coś przede mną upada na ziemię. Sekundę później moim oczom ukazał się... Robin. Był cały poraniony, jakby wpadł w krzak róży. To... To było jak mocny kop w splot słoneczny. Zabrało oddech. Ból niefizyczny niegarnący ciało...        Opadłam na kolana i krzyknęłam do Arona:
- Rozwiąż mnie! - a gdy się nie ruszył dodałam - No rusz się!

  Chłopak drżącymi rękami wyciągnął nóż i rozciął więzy. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Mój Robin... Mój biedny Robin... Oczy zaszły mi łzami. Przyciągnęłam go do siebie z nadzieją, że on jeszcze żyje. Oddychał, ale najwyraźniej nie miał najmniejszej siły się ruszyć. Jego los był przesądzony.
- Ty cholerny dupku! Ty idioto co ty tu do diabła robisz?! - wyłkałam.
  Uśmiechnął się blado i z wsiłkiem.
- To nie moja wina. Nie mogłem znieść myśli, że mogłoby coś ci się stać. I to jeszcze z tym głupkiem obok ciebie... - spojrzał ze złośliwością na Arona, a ten pokazał mu mało kulturalny gest.
  Podbiegli medycy, ale Uranos ich zatrzymał władczym głosem:
- Nie! Złamał zasady, nie ma prawa przeżyć! 
  Każda komórka mojego ciała cierpiała. Czułam się... jakbym nie miała po już żyć... Zupełnie pusta w środku. 
- Nie śpiesz się... - szepnął Robin jakby odgadując moje myśli. - Poczekam tam na ciebie... na was... - poprawił się spojrzawszy na Arona.
  Nagle jego nogi zaczęły z niesamowitą szybkością oplatać gałęzie. Po chwili, już go nie było. Zniknął pod ziemią. Martwy. Nieżywy... Łzy płynęły po mojej twarzy.
- Aron... bariera! - wychrypiałam, a chłopak skinął głową i podniósł ręce, rozstawiając nogi dla równowag i.
  Zaczynamy przedstawienie! 

niedziela, 16 sierpnia 2015

Zapowiedź Tomu II

Taak, trochę to trwało, ale postanowiłam, że zrobię Tom II, myślę, że będzie w nieco innej formie niż ten tom, ale na razie zapiszę go w starym stylu :) na razie zapowiedź, nie spoileruje niczego :)
___
Zacisnąłem dłonie. Głupi bóg. Myśli, że może wszystko, tylko dlatego, że jest pierwszym istnieniem na Ziemi. Jeśli o mnie chodzi, to ja bym się nie wahał i zaatakowałbym tą osadę. Ta cała Alicja stoi mi na drodze do celu, a Uranos i tak się z nią obcyndala jak z śmierdzącym jajkiem. 
- Tak panie - odparłem służebnym tonem. - Czy mogę odejść, panie? 
Machnął ręką, jakby odpędzając niesforną muchę. Nienawidzę tego. 
Szybkim krokiem zszedłem z góry i ruszyłem w głąb lasu, gdzie stacjonują nasze... moje wojska. Wygląda na to, że ten naiwniak zostanie tam jeszcze jakiś czas. Myśli, że ma nad wszystkim kontrolę. Idiota. Prawda jest taka, że nie ma nad niczym kontroli. Gwałtownym krokiem wszedłem do namiotu. 
- Raport! - rozkazałem, zdejmując mokry płaszcz. Po drodze się rozpadało. To dobrze, nikt nie odkryje, że tu byłem. Deszcz zneutralizuje mój zapach. 
- Z rekrutowano sześciuset nowych żołnierzy, dwudziestu zdezerterowało, ale od razu się ich pozbyliśmy, dowódco.
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Uranos nawet nie spodziewa się co go czeka. 
- Rozpoczniemy bunt, po tej całej historii z Alicją, więc rozkaż moim oddziałom, żeby się już przygotowywali.
Jak tylko, ten beznadziejny dzieciak dostanie swoją zabawkę, straci na czujności i wtedy, to ja zostanę jego panem. 
Nie, ja Okreon zostanę panem tego świata!   

sobota, 8 sierpnia 2015

Końcówka Rozdziału 46 i Rozdział 47

- Hej! Zaczekaj! - wrzasnęłam z irytacją i pobiegłam go niego.
Zaraz po tym jak Alec na niego na wrzeszczał i nasz Księciuniu wyszedł, poszłam za nim. Problem w tym, że najpierw go zgubiłam, a gdy go znalazłam nad brzegiem patrzącego na może, to spojrzał na mnie pustym wzrokiem i poszedł w drugą stronę wzdłuż plaży. 
Chwyciłam go za ramię. Nagle chłopak się odwrócił i podciął mi nogi. gdyby nie to, że nie trzymałam go za mocno, to by za mną poleciał.  Przycisnął mnie do ziemi nogą.
- Ty beznadziejny durniu, co ty do diabła robisz?! 
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał zimno.
- Czemu się mnie głupio pytasz? Przecież wiesz - odparowałam.
Nacisnął mocniej. 
- Nie, nie wiem. Chciałaś, żebym ci dał już spokój, więc tak zrobiłem. Moje uczucia nie wychodzą na wierzch. Dlatego pytam - czego ode mnie chcesz? - uśmiechnął się krzywo, po czym podniósł nogę, odwrócił się na pięcie i szedł dalej. 
Zazgrzytałam zębami. Faceci. 
- Niczego od  ciebie nie chcę - wysyczałam, podnosząc się i otrzepując. 
- Jesteś tego taka pewna? Pamiętasz tamtą dziewczynę, co ja prawie na zawał wystraszyłaś - rzucił nie odwracając się.
Ruszyłam za nim. 
- Przesadzasz, to był taki żart - zbagatelizowałam.  
Zacisnął pięści i odwrócił się do mnie ze wściekłością. 
- Może dla ciebie. Wiesz, jest takie powiedzenie ,,nie pokazuj mi raju, żeby zaraz potem go spalić'', rozumiesz? Dałaś mi nadzieję, a teraz po kawałku mi ją odbierasz. To jest najgorsza tortura dla serca  - dotknął piersi. 
Zamilkliśmy, a Aron spojrzał na morze. Piękne, tajemnice i nieujarzmione. Po chwili chłopak poniósł rękę i wskazał coś na horyzoncie. Widok zaparł mi dech w piersi. Co chwilę nad taflę wyskakiwały zielone konie wodne. Niesamowity widok. 
- Alicjo, co powiesz ma mały zakład? - spojrzałam z zainteresowanie ma niego. Zawsze miałam słabość do wszelakiej maci zakładów.  - Ja cię pocałuję, a ty mi powiesz czy cokolwiek poczułaś, ok? Jeśli, nic nie poczujesz, zostawię cię raz na zawsze, jeśli jednak coś poczujesz, to mnie zaakceptujesz i mi wybaczysz. Tylko pamiętaj, ze masz na sobie bransoletkę z moją mocą, co oznacza, że czuję kiedy kłamiesz.

Rozdział 47
Zamurowało mnie. Całkowicie. Z jednej strony, chciałam mu przywalić, za taką propozycję, ale z drugiej... Te oczy pełne nadziei. A po za tym, co mi może zrobić jeden mały pocałunek? Na pewno nie sprawi, że znowu się w nim zakocham. 
- Lojalnie ostrzegam, piłam Elizjum.
Zaśmiał się radośnie. 
- Moja droga, Elizjum to mikstura. Ona zablokowała pewne drogi w twoim mózgu, przez co wydaje ci się, że nie jesteś zakochana. Ale twoja głowa i serce wie, że jesteś. 
- Zgadzam się - powiedziałam. 
Poszedł do mnie i uścisnął mi rękę. Otworzył szeroko oczy. 
- Mój boże... - szepnął. 
- Ta, ta, to takie śmieszne - mruknęłam zmieszana. - Co jest? 
 - Co... CO się stało z twoją mocą?
Sprawdziłam i oniemiałam. On... ONA BYŁA DWA RAZY WIĘKSZA!!! Potrząsnęłam głową. Nie czas na to.
- Em, nieważne - ponownie zbagatelizowałam. 
Nagle się poważnie zestresowałam. 
- To - to co? Zaczynamy? - zająknęłam się. 
Uśmiechnął się łagodnie i podszedł powoli.
- Tym razem, to ja przejmuję dowodzenie - szepnął.  
Delikatnie dotknął mojego policzka, a mnie przeszedł mimowolny dreszcze. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy. Patrzył mi bez skrępowania prosto w oczy. Jego wzrok był pełen... tęsknoty i miłości. Wtedy zrozumiałam jak bardzo cierpiał. Czułam się jak był wyszła z mgły. Mgły zapomnienia. Przesunął chłodną ręką po moim karku, z kolei drugą objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zadrżałam, bynajmniej nie z zimna. Ale nie opierałam się. Byłam zbyt zajęta, że to jest tylko i wyłącznie zwyczajny pocałunek z zakładu. Nasze twarze dzieliły już tylko milimetry. Delikatnie musnął moje wargi swoimi, ale mimo tego, nie pocałował. Z wahaniem podniosłam ręce. Przez chwilę w jego oczach pojawił się strach, że go odepchnę. Tym razem to ja się uśmiechnęłam. Nie zrobiłam tego. Podniosłam głowę i objęłam go za kark. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że już mu dawno temu wybaczyłam. 
- Przegrałam - szepnęłam mu do ust. 
Przyciągnął mnie mocnej i pocałował gwałtownie spragniony moich ust. Topniałam w rękach i kolana mi się uginały. Ja też nie mogłam się powstrzymać i rozchyliłam usta. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. Podniósł mnie a ja oplotłam go nogami. Tak bardzo za nim tęskniłam. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po chwili Aron delikatnie położył mnie na piasku i przestał całować.
- Moja piękna Alicjo Howard, zakochałem się w tobie za zabój.
- Cholerny dupku, wygląda na to, że ja w tobie też. 
Parsknął śmiechem i opadł na piasek obok mnie. Złapał mnie za rękę. Nagle zrobił się bardzo poważny. 
- Czy po tej całej wojnie, oczywiście jeśli przeżyjemy, zgodzisz się się zostać moją żoną? 
Prychnęłam. 
- Głupku, weź użyj mózgownicy - rzuciłam, ale oboje wiedzieliśmy, że to nie o to nie jest prawdziwa odpowiedź. 
Brzmi ona: tak. 

Alicja uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, więc i ja się uśmiechnąłem delikatnie. Stałem na wzgórzu, więc mnie nie widziała. 
- Panie, mamy coś z nią zrobić? - zapytał sługa.
- Nie.
Niech przez chwilę będzie szczęśliwa. W późniejszym czasie czeka ją dużo cierpienia. Później będzie musiała postąpić jak prawdziwa siostra. 
Będzie musiała mnie zabić.