- Hej! Zaczekaj! - wrzasnęłam z irytacją i pobiegłam go niego.
Zaraz po tym jak Alec na niego na wrzeszczał i nasz Księciuniu wyszedł, poszłam za nim. Problem w tym, że najpierw go zgubiłam, a gdy go znalazłam nad brzegiem patrzącego na może, to spojrzał na mnie pustym wzrokiem i poszedł w drugą stronę wzdłuż plaży.
Chwyciłam go za ramię. Nagle chłopak się odwrócił i podciął mi nogi. gdyby nie to, że nie trzymałam go za mocno, to by za mną poleciał. Przycisnął mnie do ziemi nogą.
- Ty beznadziejny durniu, co ty do diabła robisz?!
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał zimno.
- Czemu się mnie głupio pytasz? Przecież wiesz - odparowałam.
Nacisnął mocniej.
- Nie, nie wiem. Chciałaś, żebym ci dał już spokój, więc tak zrobiłem. Moje uczucia nie wychodzą na wierzch. Dlatego pytam - czego ode mnie chcesz? - uśmiechnął się krzywo, po czym podniósł nogę, odwrócił się na pięcie i szedł dalej.
Zazgrzytałam zębami. Faceci.
- Niczego od ciebie nie chcę - wysyczałam, podnosząc się i otrzepując.
- Jesteś tego taka pewna? Pamiętasz tamtą dziewczynę, co ja prawie na zawał wystraszyłaś - rzucił nie odwracając się.
Ruszyłam za nim.
- Przesadzasz, to był taki żart - zbagatelizowałam.
Zacisnął pięści i odwrócił się do mnie ze wściekłością.
- Może dla ciebie. Wiesz, jest takie powiedzenie ,,nie pokazuj mi raju, żeby zaraz potem go spalić'', rozumiesz? Dałaś mi nadzieję, a teraz po kawałku mi ją odbierasz. To jest najgorsza tortura dla serca - dotknął piersi.
Zamilkliśmy, a Aron spojrzał na morze. Piękne, tajemnice i nieujarzmione. Po chwili chłopak poniósł rękę i wskazał coś na horyzoncie. Widok zaparł mi dech w piersi. Co chwilę nad taflę wyskakiwały zielone konie wodne. Niesamowity widok.
- Alicjo, co powiesz ma mały zakład? - spojrzałam z zainteresowanie ma niego. Zawsze miałam słabość do wszelakiej maci zakładów. - Ja cię pocałuję, a ty mi powiesz czy cokolwiek poczułaś, ok? Jeśli, nic nie poczujesz, zostawię cię raz na zawsze, jeśli jednak coś poczujesz, to mnie zaakceptujesz i mi wybaczysz. Tylko pamiętaj, ze masz na sobie bransoletkę z moją mocą, co oznacza, że czuję kiedy kłamiesz.
Rozdział 47
Zamurowało mnie. Całkowicie. Z jednej strony, chciałam mu przywalić, za taką propozycję, ale z drugiej... Te oczy pełne nadziei. A po za tym, co mi może zrobić jeden mały pocałunek? Na pewno nie sprawi, że znowu się w nim zakocham.
- Lojalnie ostrzegam, piłam Elizjum.
Zaśmiał się radośnie.
- Moja droga, Elizjum to mikstura. Ona zablokowała pewne drogi w twoim mózgu, przez co wydaje ci się, że nie jesteś zakochana. Ale twoja głowa i serce wie, że jesteś.
- Zgadzam się - powiedziałam.
Poszedł do mnie i uścisnął mi rękę. Otworzył szeroko oczy.
- Mój boże... - szepnął.
- Ta, ta, to takie śmieszne - mruknęłam zmieszana. - Co jest?
- Co... CO się stało z twoją mocą?
Sprawdziłam i oniemiałam. On... ONA BYŁA DWA RAZY WIĘKSZA!!! Potrząsnęłam głową. Nie czas na to.
- Em, nieważne - ponownie zbagatelizowałam.
Nagle się poważnie zestresowałam.
- To - to co? Zaczynamy? - zająknęłam się.
Uśmiechnął się łagodnie i podszedł powoli.
- Tym razem, to ja przejmuję dowodzenie - szepnął.
Delikatnie dotknął mojego policzka, a mnie przeszedł mimowolny dreszcze. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy. Patrzył mi bez skrępowania prosto w oczy. Jego wzrok był pełen... tęsknoty i miłości. Wtedy zrozumiałam jak bardzo cierpiał. Czułam się jak był wyszła z mgły. Mgły zapomnienia. Przesunął chłodną ręką po moim karku, z kolei drugą objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zadrżałam, bynajmniej nie z zimna. Ale nie opierałam się. Byłam zbyt zajęta, że to jest tylko i wyłącznie zwyczajny pocałunek z zakładu. Nasze twarze dzieliły już tylko milimetry. Delikatnie musnął moje wargi swoimi, ale mimo tego, nie pocałował. Z wahaniem podniosłam ręce. Przez chwilę w jego oczach pojawił się strach, że go odepchnę. Tym razem to ja się uśmiechnęłam. Nie zrobiłam tego. Podniosłam głowę i objęłam go za kark. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że już mu dawno temu wybaczyłam.
- Przegrałam - szepnęłam mu do ust.
Przyciągnął mnie mocnej i pocałował gwałtownie spragniony moich ust. Topniałam w rękach i kolana mi się uginały. Ja też nie mogłam się powstrzymać i rozchyliłam usta. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. Podniósł mnie a ja oplotłam go nogami. Tak bardzo za nim tęskniłam. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po chwili Aron delikatnie położył mnie na piasku i przestał całować.
- Moja piękna Alicjo Howard, zakochałem się w tobie za zabój.
- Cholerny dupku, wygląda na to, że ja w tobie też.
Parsknął śmiechem i opadł na piasek obok mnie. Złapał mnie za rękę. Nagle zrobił się bardzo poważny.
- Czy po tej całej wojnie, oczywiście jeśli przeżyjemy, zgodzisz się się zostać moją żoną?
Prychnęłam.
- Głupku, weź użyj mózgownicy - rzuciłam, ale oboje wiedzieliśmy, że to nie o to nie jest prawdziwa odpowiedź.
Brzmi ona: tak.
Alicja uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, więc i ja się uśmiechnąłem delikatnie. Stałem na wzgórzu, więc mnie nie widziała.
- Panie, mamy coś z nią zrobić? - zapytał sługa.
- Nie.
Niech przez chwilę będzie szczęśliwa. W późniejszym czasie czeka ją dużo cierpienia. Później będzie musiała postąpić jak prawdziwa siostra.
Będzie musiała mnie zabić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz