niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 21

Gdy weszliśmy do budynku, Ania wznowiła ostrzał pytaniami. I gdzie u diabła są te kamizelki kulodporne kiedy są potrzebne?!
- Dobra! - przerwałam jej wesołe szczerbiotanie. - Najpierw wam opowiem co się u mnie działo, ale pod warunkiem, że nikomu nie zdradzicie mojej tożasamości.  Jasne? - widząc, że chcą coś powiedzieć, dodałam - Szczególnie jemu - nie musiałam mówić komu. Przez chwilę ich lojalność gryzła się z ciekawością, ale to drugie wygrało. Pokiwali głowami, a ja im wszystko opowiedziałam. Ukryłam jedynie wizyty Uranosa i kim jest Will. 
- Przeklęte Mojry - mruknął sam do siebie Alec. Nie do końca wiedziałam o czym on mówi, więc nie zwróciłam na to większej uwagi.
- No dobra, a co się działo u was? - zapytałam starając się odwrócić ich uwagę ode mnie. Patrzyli się na mnie tak jakbym była ciekawym zjawiskiem w zoo. Oparłam się o ścianę, zakładając nonszalancko ręce za głowę.
- Aron przez pierwsze dni szukał cię dzień i noc. Nie spał, nie jadł, a i później jedzenie trzeba było w niego wmuszać i dawać mu środki nasenne żeby chociaż te kilka godzin przespał. Stał się agresywny i gwałtowny, a każdą plotkę na twój tema słuchał z zapartym tchem. Wyglądał jak wrak samego siebie. Na szczęście Alec mu uświadomił co się z nim dzieje i potrząsnął nim do tego stopnia, że poszukiwania udało się ograniczyć do wieczorów. Wtedy Aron codziennie szukał ciebie w nadziei, że wypatrzy twoje ognisko. Postawił na nogi cały Olimp i Organizacje. Nawet nie chciał słyszeć, o tym że mogłabyś nie żyć - powiedział, a ja poczułam, że z mojego muru zostaje tylko kilka cegieł.
- Mnie prawie pobił gdy przy nim wspomniałem, że istnieje taka opcja - dodał z niewesołym uśmiechem Alec.
- A wy? - w tym zdaniu było kilka pytań. Czy mnie szukali? Czy mieli nadzieję, że mnie znajdą? Czy mnie przestali szukać?
- Ciągle mieliśmy nadzieję - spojrzała czule na Alec'a. Dało mi to do zrozumienia, że przez kilka ostatnich dni to on był dla niej oparciem. - Każdego dnia wyruszaliśmy z Aronem i Cię szukaliśmy. Mimo tego, że grupa poszukiwawcza się rozsypywała, coraz mniej ludzi cię szukało - dodała z smutkiem.
- Faceci won mi stąd - rozkazałam. Zawahali się - No idźcie, chcemy sobie pogadać, jak dwie baby.
Gdy wyszli, Ania mnie zapytała:
- No, to kim jest dla ciebie, ten Will? - zapiszczała niemal umierając z ciekawości.
Zaśmiałam się, wyobrażając sobie że ja się całuję z demonem, a parę metrów dalej stoi zielony z zazdrości Oskar. Muszę jej delikatnie powiedzieć prawdę bo zacznie sobie bóg jeden wie co wyobrażać.
- Zaraz ci powiem, tylko, najpierw mi powiedz jaki masz stosunek do homoseksualistów.
Zrobiła wielkie oczy.
- To ty jesteś... - zapytała zszokowana.
-Nie, nie! Skąd! - krzyknęłam.
Ania się uspokoiła i wzruszyła ramionami z uśmiechem.
- Niech sobie żyją, nic do nich nie mam - powiedziała nonszalancko.
- Bo wiesz... - zaczęłam niezręcznie. - Oskar i Will... są gejami - dokończyłam gładko.
Ania wydała z siebie okrzyk zaskoczenia i się roześmiała.
- No tak, mogłam się domyślić - stwierdziła rozbawiona. - A w Eleves są jacyś przystojniacy? - zapytała puszczając do mnie perskie oko.
- Niestety, całe mnóstwo - mruknęłam do siebie. - Nie miałam nikogo po Aronie - wykrzywiłam usta w nieudolnym uśmiechu.
Nie wiem czy to prawda. Nie wiem czy dla Robina tamten pocałunek coś znaczył. Nie wiem nawet czy dla mnie coś znaczył! Czy byłabym w stanie po wojnie wrócić do Eleves i zacząć tam nowe życie mając u boku Robina? Zdałam sobie sprawę z tego, że zazdroszczę Ani. Zazdroszczę jej tego, że jedyne o co musi się martwić, to co założy rano na siebie, czy kto posprząta pokój. A najbardziej jej zazdroszczę braku wyborów. Robin, czy Aron? Bogowie, czy Uranos? Eleves, czy Ziemia? Jej życie jest takie proste.
- A co z tobą i Alecem? - zapytałam starając nie myśleć o tym co mnie może czekać jutro.
Różowowłosa zarumieniła się i zaczęła opowiadać mi o jej związku. Słuchając jej, zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek będę tak szczęśliwa jak ona teraz.

Stojąc przed drzwiami do domu Arona, zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy nie wziąć nogi za pas i nie dać dyla w pobliskie krzaki. Moje serce podskakiwało i wywijało inne cuda, a ręce wcale nie miały się lepiej. Trzęsły się jakbym dobrowolnie wchodziła do paszczy lwa, a nie do domku Arona. Chociaż nie dam głowy, czy nie przyjemniej byłoby mi wejść do tej paszy lwa...
Wzięłam głęboki wdech i podniosłam rękę żeby zapukać, ale zrezygnowałam. Trzeba pokazać kto tu rządzi, nie? Gwałtownie otworzyłam drzwi i zamarłam...

sobota, 24 stycznia 2015

Historia Lili cz. 3

Oj, jak bardzo się myliłam. Labirynt w porównaniu do tego zamku to bułka z masłem. Jak każda prawdziwa kobieta, w końcu się wkurzyłam i zapytałam o drogę. Jednak, po drodze pewna rzecz przykuła mój wzrok i wprost nie mogłam się powstrzymać obejrzeniem tego. A mianowicie widok z oknem. Był piękny. Zatrzymałam się i obejrzałam widok za oknem. Westchnęłam ze smutkiem.Nigdy nie będzie mi dane tu mieszkać. Odwróciłam się i rozejrzałam po korytarzu. Nikogo nie było. Poza o tamtym facetem. Na oko miał od dwadzieścia pięć od trzydziestu lat. Miał długie rozpuszczone czarne włosy i niebieskie oczy, wydatne kości policzkowe, prosty nos, szeroką szczękę i smukłą prostokątną twarz. Cienie w miejscach gdzie nie było okien, intrygująco igrały z jego rysami.  Miał na sobie czerwoną koszulę z rozpiętymi guzikami na górze, wyszywaną złotą nitką. Rozpięte guziki, ukazywały lekko umięśniony tors. Czarne spodnie pomagały wydedukować, że nie ma ani grama zbędnego tłuszczu i że jest szczupły. Jednym słowem- ideał. Jednak - każdy ma jakieś wady! Nie w urodzie, to w charakterze. Uroda bardzo rzadko zamieszkuje wspólnie z mądrością. Warto wspomnieć, że to cudo natury idzie w moją stronę? Przez chwilę nie do końca wiedziałam czy dać dyla korytarzem, czy spróbować oknem. Ostatecznie, zaczęłam udawać, że mnie tam nie ma, albo ewentualnie że ja tam się znalazłam przypadkiem i już wychodzę. Mężczyzna zbliżył się i owiał mnie przyjemy zapach kawy i kokosu (Quo!?). Nagle zaczął się niebezpiecznie pochylać w stronę moich ust. Co on zamierza mnie pocałować?! Pocałował mnie mocno i gwałtownie. To nie było przyjemne. Całowałam się parę razy ze chłopakiem, ale wtedy to było przyjemne. Nie do końca wiedziałam co robić więc ugryzłam go mocno w wargę. Zamruczał i próbował pogłębić pocałunek. Co?! Że jemu to jeszcze przyjemność sprawia?! Wtedy się porządnie wkurzyłam i trzasnęłam go z całej siły w twarz.
- Co ty robisz? - ryknął. - Nie za to ci płacą!
W jego oczach błyszczała zimna furia. Brr.
- Co ty robisz? - przedrzeźniłam go. Tak, wiem że igram z ogniem. - Nie jestem nierządnicą kretynie!
Mężczyzna zamarł, a furia w jego oczach zgasła, Uniosłam dumnie podbródek i uderzyłam go jeszcze raz, tak dla zasady. Nieznajomy drgnął zaskoczony, a ja ostentacyjnie się odwróciłam i poszłam do mojego poprzedniego celu, czyli tej biesowej sali głównej. Po dobrych dziesięciu minutach, wreszcie znalazłam tą, całą salę. Była ogromna, zmieściłoby się w niej tysiąc ludu, chodź nie jestem pewna, bo teraz znajdowało się ich tam, może z trzy tuziny głównie szlachty. Szczerze mówiąc nikt nie zwrócił na mnie uwagi jakiejś szczególnej uwagi. I dobrze, nie bardzo mi się podobała perspektywa rozbierania mnie wzrokiem. Nie do końca wiedziałam gdzie mam iść. Ostatecznie, miałam trzy opcje: iść do służby (co mi się nie podobało), tak sobie stać na czerwonym dywaniku (to, to już w ogóle mi się nie podobało), albo iść do szlachty (po moim zimnym martwym trupie!). Z perspektywy czasu, uznałam, iż najlepsza z najgorszych możliwości, to iść do służby. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę rogu i nagle ŁUP! Potknęłam się o czyjąś zupełnie niewinnie wystającą nogę. A tak na serio, to jeden piętnastoletni Szczeniak z Budy podstawił mi nogę. Głupi dzieciak. Pewnie za niedługo mu się wywietrzą te głupie pomysły, ale teraz może się bawić, co? Jakby co to stanie za plecami Psów i wszystko mu ujdzie na sucho. Zazgrzytałam zębami.
- Uważaj pod nogi slumsiaro - rzucił kpiąco, dzieciaki zarechotały.
- To raczej ty raczej uważaj gdzie stawiasz nogi Szczeniaku - warknęłam i wstałam z całą godnością na jaką było mnie stać. Czyli nikłą. Tak się jakoś składa, że nie za często zakładam suknie, bo są bardzo nie praktyczne i niewygodne, a jak już okazjonalnie założę to jeszcze nie miałam okazji się w sukni zbierać z ziemi.
- Nie waż się tak do mnie mówić głupia szmato. Tak na ciebie mówią: szmata. Brudna, śmierdząca, zwyczajna szmata. A ja jestem z Domu - zaznaczył z dumą. - Jestem nad tobą.
- To że jesteś z Budy, nie oznacza, że jesteś bogiem Szczeniaku - odgryzłam się. - A na moje oko, to nie jesteś godny nawet czyścić skazanym butów.
Jak ginąć, to z jakąś opinią, nie? Król Markus nigdy nie skazał nikogo za nic. Zawsze jest jakiś powód. A chociażby pomaganie skazanemu wiązać sobie sznur na szyję wyjątkowo upokarzające. Więc chyba nie muszę mówić, że takie stwierdzenie jakie powiedziałam, jest założeniem sobie na szyję liny.
Chłopakowi rozszerzyły się źrenice i podniósł rękę żeby mnie uderzyć. Odruchowo się skuliłam. Wtedy do sali wszedł władca. Ręka która miała mnie uderzyć, uścisnęła moją rękę. Spojrzałam w jego twarz. Był na niej szeroki uśmiech i życzliwy wyraz.
- Miło było cię poznać Lili - powiedział równie wesoło co kłamliwie. - Mam nadzieję, że się za niedługo znowu zobaczymy - spojrzał mi w oczy.
Wtedy sobie uświadomiłam, jak bardzo ich nienawidzę. Jak bardzo nimi gardzę. Oni mieli wszystko od zawsze, nie wiedzą co to jest głód, czy ciężka praca. Nie wiedzą jak się do czegoś dochodzi. Zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę król o wielu rzeczach nie wie i że wszyscy tak na prawdę żyjemy w jednej wielkiej sieci kłamstw. Poczułam lekki ból w skroniach, ale po chwili minął. Wzrok chłopaka się lekko zamglił. Szybko odwrócił się i odszedł, gdy władca powiedział, że czas rozpocząć rozprawę. Może i nie mam szans, by ujawnić wszystkie kłamstwa, by rozwikłać wszystkie tajemnice, ale ta jedna musi mi się udać. 

wtorek, 20 stycznia 2015

Złote myśli i czyny, teoria i praktyka czynów absurdalnych 5

Idziemy ulicą w Bydgoszczy i podziwiamy architekturę i rozmawiamy. Nagle tuż obok pojawia się facet. Lekko się zatacza, ale uparcie idzie co celu. Czyli do nas.
-Dzień dobry - wita się grzecznie. 
-Cześć - odpowiadają rodzice. Ja i Maria stwierdziłyśmy, że nie ma sensu wdrażać się w poważną rozmowę rodziców. W końcu zawsze musi być ten pierwszy raz kiedy trzymam język za zębami, nie?
- Dadzą państwo na piwo? - o, przynajmniej szczery!
Rodzice śmieją się, będąc akurat w szampańskim nastroju po zobaczeniu szyldu ,,Nieruchomości Ojczenasz'', jeszcze by brakowało żeby zamiast ,,nieruchomości'' było ,,kredyty''.
- Nie.
- No, nie rozumiem dlaczego mi nie dają! A pani rozumie? - zwraca się do mnie z nadzieją na poparcie w jego słusznym oburzeniu - A na autobus? Bo wiedzą mili państwo, jestem studentem, ale zasnąłem w autobusie - jakoś nikt się nie wzruszył losem biednego ,,uczonego''
- Ale żebym jutra pana tu nie widziała! Odszukam pana i sprawdzę czy pan studiuje, a jak nie to wrócę to mnie pan popamięta - mamusia wrzuciła 3 zł. Oczywiście nic takiego się nie stało, bo mamie ani przez myśl nie przeszło by się męczyć i jeździć przez pół Polski by sprawdzić jednego ,,pan-da''.
Dziwny jest ten świat.

W/f - szatnia, przerwa przed kolejnym w/fem. Koleżanka wylała na mnie sok.
- Zajeb. - zklnęła.
-Kiedyś słyszałam, że w takich sytuacjach mówiło się ,,przepraszam'', a nie ,,zajeb.'' - mruknęłam z irytacją nie usłyszawszy szczerych, gorących i namolnych przeprosin.

Polski.
-Jaki jest Bóg? - pyta biedna polonistka.
Padają różne propozycje. ,,Bóg jest istotą doskonałą'' i tym podobne.
-Bóg jest płci męskiej - ktoś rzucił.
Klasa zamarła, a polonistka ze zdumienia otworzyła usta i wybałuszyła oczy.
-Co? - wykrztusiła. - Takiego szowinizmu to ja dawno nie słyszałam.
- O stary, to przyjebałeś - śmieje się jeden pan kozak, który wszystko ma w nosie, a gdy skończy (bądź nie skończy) szkołę zostanie szlachetnym towarzyszem innych idiotów.

Po przerwie pięciominutowej. Grzecznie idę z dyżuru na korytarzu i wchodzę do klasy. Akurat jest religia z ogromnym grubasem. Gość ma co najmniej dwa i pół metra w pasie. I jest baaardzo wredny. Podchodzę do niego.
-Proszę księdza, mogę iść do toalety? - no co ja poradzę potrzeba to potrzeba, a dyżur sam się nie wypełni (ku mojemu absolutnemu niezadowoleniu).
- Nie - odpowiada, a ja z zaskoczenia otwieram jadaczkę, która pewnie ląduje gdzieś pod biurkiem. Nigdy nie wychodziłam do toalety, nie spóźniałam się, ani nic podobnego - Od tego była przerwa.
Próbuję jakoś tam protestować, ale ksiądz w jakiś dziwnych okolicznościach nagle stał się głuchy. Z irytacją  zbieram potłuczoną szczękę i staję do modlitwy.
- Intencja? 
- A żebyś się udławił ciulu - ktoś mądry mruczy, a ja mam ochotę mu bić brawo.

Geografia.
- Na tydzień przed konferencją wszyscy chcą coś poprawiać, a ja przez to ciągle nie mam czasy i zaczynam pierdolca dostawać. Ja was wszystkich wyrżnę w pień - grozi nauczycielka.
Postanowienie: w nowym roku cała klasa idzie coś poprawiać.

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 20

Zapanował istny chaos. Ludzie zaczęli krzyczeć oburzeni, że nie mam prawa, że to nie honorowe pojedynkować się z kobietą. Chodź byli ludzie którzy mnie popierali, nie sądzę żeby mnie lubili, ale pewnie nie przepadali za Aronem, a przecież wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem Nie ukrywam że byłam usatysfakcjonowana z efektu który wywołało moje wyzwanie. Nawet bardzo. Mój przyszły przeciwnik stał kompletnie oszołomiony z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami. Bardzo przyjemny widok. Czego więcej chcieć? Uśmiechnęłam się nieco złośliwie. Aron potrząsnął głową jakby odganiał dziwne myśli i zmarszczył brwi, a rysy jego twarzy stwardniały.
- Dobrze. Ja Aron Grand, syn Tantanosa i Hekate, VI w linii Uranosa, przyjmuję wyzwanie na pojedynek - warknął patrząc mi prosto w oczy.
- Ach! - zawołałam zwracając się w stronę zszokowanego tłumu. - Gdzie moje maniery? To jest Will mój demon, a to jest Oskar, który jest elfem i moim bratem. A to jest Aron, ten o którym tyle wam opowiadałam - zwróciłam się teraz do mieszkańców z nieco przyjaźniejszym uśmiechem. - Wybaczcie, że sprawiłam wam tyle kłopotów. Bądź co bądź, Aron powinien najlepiej wiedzieć, że ja sobie świetnie sama daję radę - dopiero teraz spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich wielki smutek i ból. Jeszcze tydzień temu by mnie to złamało, pewnie rzuciłabym się na szyję i powiedziałabym, że mu wybaczam i inne tego typu lukrowane teksty... Ale nie dziś. Nie teraz gdy przez tyle czasu budowałam sobie mur wokół serca, by nie ukazywać moich uczuć.
- Czy moglibyśmy się tu zatrzymać na kilka dni? - zapytałam grzecznościowo. Nie musiałam o to pytać, nie mieli prawa mi zabronić: może się tu zatrzymać, każda istota w miarę pokojowo nastawiona.
Dzisiaj stwierdziłam, że Ania też ma talent do wielkich wejść. Wypadła niczym burza z jednego z domków w piżamie z rozczochranymi włosami i w wczorajszym makijażu. Kilka osób zachichotało. Zaraz za nią wyszedł Alec. Tylko on był ubrany. No, przynajmniej do połowy. Uśmiechnęłam się lekko. Nie poznałam Aleca, ale pewnie będę miała ku temu niejedną okazję. Miałam nadzieję, że nie zrani Różowowłosej. Ona jest dobrą dziewczyną i zasługuje na faceta który na prawdę będzie ją kochał. Płynnie zsiadłam z konia. Ostatnio coraz lepiej mi idzie jazda konna. No i dzięki temu jest teraz w stanie stać na nogach, a nie leżeć na ziemi i kwiczeć z bólu. Dziewczyna rozglądnęła się nieco szaleńczo i pobiegła w moją stronę jak olimpijka i zamknęła mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. W tamtym akurat momencie mogłabym przysiąc, że Ania wcale nie jest drobną dziewczyną, tylko ogromnym drwalem. 
- Miło cię widzieć Aniu - wykrztusiłam.
- Wróciłaś?! Zostaniesz tu na zawsze? Gdzie byłaś? Kim oni są?... - usta jej się nie zamykały. Chyba już wiem jak się czuje żołnierz na wojnie.
- Aniu - przerwałam zatykając Ani usta ręką. Odstrzał został skutecznie powstrzymany. Misja wykonana. Brak zastrzeżeń. - Może w bardziej ustronnym miejscu? - zerknęłam znacząco w stronę naszego towarzystwa i zabrałam rękę. Obozowicze patrzeli na nas jak na wyjątkowy okaz w zoo. Boże, gorzej niż reporterzy!
- Ach! Tak! Oczywiście! - zreflektowała się.
Udałyśmy się w stronę domu z którego chwile temu wypadła dziewczyna. Nie przeszłyśmy nawet dwóch metrów zanim zatrzymał mnie głos.
- Alicjo - zawołał odwróciłam się. Aron zmienił się w... cień? i znalazł się tuż przede mną.
Zamarłam, moje serce zaczęło wywijać jakieś dziwne akrobacje, a oddech zdradziecko przyspieszył. Nie jednak nie uodporniłam się aż tak dobrze jak myślałam. Stał tutaj, tylko pół metra ode mnie. Wystarczyło zrobić tylko jeden krok... Nie! Nie ma mowy! Nie może do tego dojść, skarciłam się w myślach. W jego chłodnych zielnych oczach, zobaczyłam odbicie moich uczuć. Smutek. Nikt nie potrafi kłamać, nikt nie potrafi niczego ukryć, jeśli patrzy komuś prosto w oczy. Kobieta, posiadająca choć odrobinę wrażliwości potrafi czytać z oczu zakochanego mężczyzny. Nawet jeśli przejawy tej miłości bywają czasem absurdalne. Ale on mnie nie kocha, pomyślałam z goryczą. 
- Słucham? - w połowie słowa głos mi się załamał.
- Przyjdź do mnie wieczorem - powiedział bez emocji. - Ustalimy szczegóły pojedynku - zdecydowanie nie brzmiało to jak kusząca obietnica upojnej nocy na jaką miałam nadzieję.
- Dobrze - zgodziłam się szybko i równie szybko dałam nogę i uciekłam od tamtego faceta.
Był na wyciągnięcie ręki... szybko odepchnęłam od siebie te dziwne myśli.
On zdecydowanie źle na mnie działa.
Mój mur zaczął się kruszyć.      

Are we tough enough
For ordinary love?

We can't fall any further if
We can't feel ordinary love
And we cannot reach any higher
If we can't deal with ordinary love...


sobota, 17 stycznia 2015

Liebster Blog Award :D

Moi drodzy Czytelnicy, może niektórzy z Was zauważyli, że zostałam nominowana do nagrody Liebster Blog Award :)! Serdecznie dziękuję Madzi, która nie dość, że mnie nominowała, to jeszcze bardzo gorąco wspierała i w momentach, w których miałam ochotę powiedzieć ,,dość'' i rzucić tym wszystkim (za przeproszeniem) w cholerę. To Ona dawała mi nadzieję na lepsze jutro i motywację, do dotrzymania obietnicy, że nigdy nie będę jedną z ,,tych'' osób, które porzuciły swoje blogi z niedokończoną historią, bądź je zawiesiły i do nich nie wróciły.
Również dziękuję mojej rodzinie, a szczególnie rodzicom którzy mi doradzali w sprawie boga i historii, wpierali przyjaznymi złośliwościami i żartami i zachęcali do dążenia spełnienia jednego z moich marzeń, czyli stania się lepszą pisarką i napisania bloga :). Dziękuję oczywiście też mojemu chłopakowi, który popierał wszystkie moje głupie pomysły i przyjaciółce Luizie, która mnie nigdy nie zawiodła.
Dobra! :) Rozpisałam się, a teraz przechodzimy do ciekawszej części.
cz. 1)
Nominuję:
Yerba Mate z http://zaparz-mi-herbate.blogspot.com/
Nowicjuszkę z http://mojeopowiadania01.blogspot.com/


cz. 2)

  1. Chciałabyś, aby twoja książka została kiedyś zekranizowana?
    Trudno powiedzieć, kiedy opanuję bardzo dobrze pisanie, to może będę chciała ją wydać, a dopiero później możliwe że zdecyduję się ją wydać.
  2. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
    Do poczytania tak o, przed snem to ,,Akademia Wampirów'', a książka którą potraktowałam na ,,poważnie'', to ,,Wierni Wrogowie'' Olgi Gromyko.
  3. Dlaczego taka a nie inna tematyka?
    Fantastyka to dla mnie oderwanie od rzeczywistego, ponurego i okrutnego świata. Następny blog który zamierzam napisać po tym, będzie miał tematykę romansu (no chyba że dam się ponieść wyobraźni (znowu)).
  4. Największe marzenie?
    Och, to jest trudne pytanie. Mam wiele marzeń, ale podam trzy największe: być szczęśliwa, zwiedzić dużo pięknych miejsc, spróbować każdego możliwego sportu.
  5. Ile masz lat?
    Tyle żeby wiedzieć, że życie to nie bajka i jednocześnie cieszyć się w pełni życiem. (przepraszam, że tak zagadkowo, ale nie lubię podawać informacji o sobie, to takie przyzwyczajenie z dzieciństwa).
  6. Skąd pomysł na bloga?
    Czytam dużo książek i gdy zaczynałam pisać, wydawało mi się, że pisanie jest proste. Pomyślałam ,, raz się żyje'' i założyłam boga. Teraz wiem, że to nie jest ani trochę proste.
  7. Dlaczego zaczęłaś pisać?
    Nie wiem. Może chciałam sobie coś udowodnić, może ze względu na niemiłe przeżycia? A może na wskutek dziwnych snów? Np. kiedyś śniłam o pijanych latających ludziach...
  8. Co sprawia Ci największą radość z pisania?
    Chyba władza nad historią, komentarze i wyświetlenia. To trudno określić.
  9. Książka, którą poleciłabyś wszystkim?
    O, dużo książek mogę polecić. Romantykom/czkom - ,,Chemia Idealna'', ludziom którzy lubią podumać nad sensem istnienia - ,,Tam gdzie spadają anioły'', przygodowe - ,,Zwiadowcy'', fantastyka i sarkazm - ,,Nocna łowczyni'' i ,,Zawód: wiedźma'' i mało znana książka ,,Kłopoty w Hamoirholm''... itd...
  10. Czy ktoś kiedyś skrytykował Cię za to, że piszesz?
    Za to ŻE piszę to nie (no może poza nauczycielem, którego bezczelnie ignorowałam myśląc nad fabułą), ale jeśli chodzi o fabułę i styl, to raz. To był niezły mentalny kop w tyłek. Do tego stopnia, że zaprzestałam pisania na rok.
  11. Gdzie widzisz się w przyszłości?
    To jest pytanie co najmniej dwuznaczne :D. Jeśli chodzi o zawód, to jako prawnika, psychologa, lub masażystkę, a jeśli chodzi o miejsce, to jakaś spokojna wieś z stadniną. Może to będzie w okolicy Nysy Łużyckiej, gdzie mieszka mój znajomy który ma stadninę?... Zobaczymy. :)  
    3)
       Pytania:
    1. Kim chciałaś być w dzieciństwie?
    2. Najbardziej wstydliwa sytuacja w Twoim życiu? 
    3. Jak byś w skrócie opisała siebie?
    4. Najdziwniejsze Twoje przyzwyczajenie, tik nerwowy?
    5. Ulubiony film?
    6. Inspiracja do pisania bloga?
    7. Co byś w świecie zmieniła gdybyś mogła wszystko?
    8. Czy jesteś szczęśliwa? Dlaczego?
    9. Prawdziwe imię?
    10. Motto życiowe?
    11. Ukochana rzecz, lub zwierze?

      Pozrawiam wszystkich!!! Kocham Was!!! :**** :)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 19

Dzień się zapowiadał zwyczajnie. Wstałem rano, zjadłem śniadanie, roztrząsnąłem parę błahych sporów i poszedłem na zajęcia z walki. Po treningach zamierzałem iść jak zwykle w ostatnim tygodniu, poszukać Alicji. Ostatnio szukanie tej dziewczyny stało się moim priorytetem, mimo tego, że większość ochotników straciło już nadzieję na jej odnalezienie. Jednak ja miałem połączenie z bransoletką którą dałem Alicji, i czułem, że nadal nosi ją istota magiczna co mi dało choć promyczek nadziei, że ona żyje. Może i nie był to twardy dowód, bo jakiś mag mógł znaleźć Alicję przed nami i ją zabić zabrać jej bransoletkę, ale nie chciałem nawet dopuścić do siebie tej myśli.
Podczas treningów, ją zobaczyłem. Zmieniła się. Nabrała pewności siebie. A może mi się tak tylko wydaje? Może tak bardzo chciałem ją zobaczyć, że uczucie przesłaniają mi prawdę? Wyjechała z północnej części lasu w towarzystwie dwóch chłopaków. Czyżby kochankowie?, zapytałem się w duchu. Przynajmniej jeden z nich to może być jej kochanek, bo drugi jest jej
Fraternam. Alicja jechała na dużym biało-czarnym koniu. Wyglądała majestatycznie, jak królowa. Jedyne czego jej brakowało to uśmiechu. Miała kamienny wyraz twarzy, z którego nie dało się odczytać żadnej emocji, zupełnie jak jej kompani. Nie cieszyła się z powrotu do Czerwonej Róży? Zaniepokoiła mnie ta myśl, bo to oznaczało, że może chcieć wrócić na Ziemię, a my jej potrzebowaliśmy, jak każdego kto mógłby pomóc w nadchodzącej wojnie. Nie, nie tylko my, ja ją potrzebowałem. Nieśpiesznym stępem podjechała bliżej. Oczywiście, wszyscy przerwali to co robili i wyszli jej na przeciw, ale tym razem nie kazałem im wracać do treningu. Nowi ludzie zawsze wzbudzali ciekawość, a ich nie dość że jest aż trzech, to jeszcze jeden z nich to elf, połączony zaklęciem z człowiekiem, a ostatni to demon, to już w ogóle szok. Gdy podjechała dostatecznie blisko to otoczył ją tłum ciekawskich. Przez chwilę przyglądała się im z obojętnością, w przeciwieństwie do gapiów, którzy przyglądali jej się z nieukrywaną ciekawością i zainteresowaniem, choć, niektórzy z nieufnością.
-Gdzie jest Aron, syn Tantanosa i Hekate? - zapytała chłodnym tonem.
Już miałem odpowiedzieć, gdy jeden z chłopaków odpyskował:
- A kim ty jesteś żeby mu zawracać głowę?
Dobrze jest mieć wiernych i lojalnych przyjaciół. Kiedyś mu uratowałem podczas polowania życie, od tamtego dnia, w razie czego zawsze jest gotowy mi pomóc. Alicja uśmiechnęła się złowrogo.
- Dowiesz się w swoim czasie - odparła zimno.

- Tu jestem Alicjo - zawołałem.
Zaciekawienie wzrosło na wieść o tym, że to jest osoba której bezskutecznie szukaliśmy przez tydzień.
- Aronie, myślałem, że masz lepszy gust - zakpił jeden z chłopaków.
Posłałem mu lodowate spojrzenie, ale niestety na tym się nie skończyło. Szyję chłopaka otocztł pierścień ognia który powoli się zacieśniał. Czyli moc Alicji polega na ogniu, pomyślałem, to znacznie zmniejsza krąg jej prawdopodobnego pochodzenia. Wszyscy nastychmiast rzucili się do poszukiwania broni, a że nie było żadnej poza drewnianymi mieczami, tarczami i włóczniami, to je wzięli. Nagle wszystkie bronie się zaczęły palić. Przestraszeni mieszkańcy Czerwonej Róży szybko odrzucili palącą się broń. Wokół dziewczyny i jej towarzyszy rozbłysła metrowa ściana ognia. Zaczął się istny chaos. Ludzie zaczęli krzyczeć, biegając jak stado popaprańców, a konie zaczęły tańczyć, ale pod wpływem kilku słów chłopaka o czarno brązowych  włosach się uspokoiły. Kolejny mag? Ciekawe. Szybko znalazła sobie przyjaciół, pomyślałem ponuro. Uznałem, że trzeba przerwać zanim komuś stanie się krzywda.
- Spokojnie! - krzyknąłem do tłumu, ale to nie poskutkowało. - Alicjo, proszę przestań! - krzyknąłem do dziewczyny która była wyjątkowo zaabsorbowana tym żeby wszystkich pozabijać.
Dopiero moje słowa zwróciły jej uwagę, choć wyglądała jakby ją tkoś wyrawał z transu. Opuściła ścianę ognia, a obręcz zgasła.
- Czemu to robisz? - zapytałem, choć się domyślałem.
- Naprawdę nie wiesz Aronie? - zapytała z zimnym i usatysfakcjonowanym uśmiechem. - Wyzywam cię na pojedynek.     

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 18

Po paru godzinach jazdy urządziliśmy sobie małą przerwę. Moi kompani jak zwykle pogrążeni w rozmowie nawet nie zauważyli tego, że wzięłam plecak i się oddaliłam. Poszłam się przebrać w coś odpowiedniejszego niż luźna koszulka i spodnie, które notabene tak śmierdziały potem, że chyba zaczynały wokół mnie latać muchy. Znalazłam staw z czystą wodą. Na powierzchni wody tańczyły jakieś malutkie istotki. Ich włosy miały wszystkie kolory tęczy. Normalnie wzięłabym je za hipiski, ale tu nic nie było normalne. Rozpaczliwie zaczęłam odkurzać w moim umyśle wiedzę na temat malutkich, pijanych ze szczęścia istot. Rusałki? Wróżki? Dobra, nie ważne. Gdy podeszłam, zaprzestały tego i zaczęły mnie uważnie obserwować. Niektóre pouciekały, a niektóre były na tyle odważne (bądź głupie), że podeszły do mnie i zaczęły coś bełkotać, co ja bym zakwalifikowała do bełkotu pijaka, gdybym nie wiedziała, że ja to akurat niewiele o tym świecie wiem i nie do końca mam podstawy aby tak twierdzić (tak swoją drogą, wyobrażacie sobie pijane wróżki?!). Na szczęście, widząc że ja nic nie rozumiem jedna z nich zaśpiewała jakąś wesołą pioseneczkę i wskazała na mnie. Nagle, doznałam olśnienia i domyśliłam się, że chcą żebym ja odtworzyła. Zrobiłam to o co mnie prosiły (czy piszczenie można uznać za prośbę?) starając nie złamać sobie szczęki nad dziwnymi wyrazami. Gdy skończyłam rusałki zaszczebiotały wesoło i gestami zaprosiły mnie do wody. W pierwszym odruchu chciałam wejść, kąpiel to byłoby zbawienie, ale nadal nie wiedziałam o co im chodzi i czego ode mnie chcą. Widząc moje wahanie, jedna z nich złapała mnie swoimi drobnymi łapkami i pociągnęła w stronę stawu. Dobra, raz się żyje. Najwyżej spotkanie z Aronem i udział w wojnie będę miała z głowy. Niepewnie rozebrałam się do bielizny (striptiz, YEA!) weszłam do wody po szyję. Ku mojemu absolutnemu zdziwieniu, malutkie istotki zaczęły mi myć głowę. Dosłownie. A gdy przeszłam na płyciznę to i resztę ciała. Więc, suma-sumarum, wyszłam czysta i pachnąca kwiatami. Za pomocą magii wysuszyłam się i podeszłam do plecaka wyciągnąć ubrania i się ubrać. Uśmiechnęłam się widząc co zapakowała mi Amelia. Skórzana kurtka o ciemno bordowym kolorze przylegała do ciała i ładnie eksponowała biust, tego samego koloru również obcisłe spodnie i czarny pasek, do którego można było dobrze przypiąć pochwę od miecza. Jednocześnie to wszystko było na tyle elastyczne i wygodne, że w razie (nieplanowanej) walki, nie utrudniałoby ruchu. Uśmiechnęłam się. Jestem gotowa. Zaśpiewałam ich pioseneczkę i zawróciłam do obozu. Gdy wróciłam i zamierzałam przekazach moim kompanom, że możemy iść, spotkał mnie dosyć... zaskakujący widok.Will i Oskar stali blisko siebie. Jak na mój gust, zbyt blisko, by móc to uznać za zwykłą sytuację. Obaj wyglądali jakby przebiegli dłuuugi dystans. Will się pochylił (był dobre osiem centymetrów wyższy od mojego brata) i go pocałował. Zamarłam zaskoczona, choć nie powinno być to dla mnie szokiem, zważywszy na to że odkąd się poznali, to ja się stałam bagażem podręcznym i obaj mieli mnie permanentnie i bezczelnie ciągle w nosie. Odsunęli się od siebie z lekkim uśmiechem na ustach, a stwierdziłam, że trzeba im przerwać, bo zaraz tu zacznie się coś mniej kulturalnego dziać.
- Te, gołąbeczki - zawołałam wesoło z trudem powstrzymując wybuch radości. - Trzymajcie to co macie w spodniach na swoim miejscu, dobra?
- My tylko... - zaczął Oskar patrząc niepewnie na Willa, który szczerzył się jak głupi do sera.      
- E, tam - machnęłam lekceważąco ręką. - Podejrzewałam to - uśmiechnęłam się promiennie. - Po za tym, cieszę się, że jesteście szczęśliwi.
To prawda, ledwo powstrzymywałam się, żeby nie wrzasnąć ze szczęścia i nie biegać w kółko. Oskar spojrzał w niebo i zawołał:
- Bogowie miłościwi, mam najlepszą siostrę na świecie!
Po pięciu minutach ruszyliśmy. Gdy wjechaliśmy na wzgórze, ujrzeliśmy coś przypominającego wioskę.
-Czy to... - zaczęłam.
- Tak - przerwał lakonicznie Will.
Zauważyłam, że odkąd wyjechaliśmy, atmosfera jest do tego stopnia napięta, że można by nią żarówkę zaświecić. Więc postanowiłam się ulotnić żeby ta dwójka mogła sobie spokojnie, bez świadków pogadać. Bo sądząc z min i starannych uników spojrzeń chłopaków, jeszcze o tym nie gadali i chcą to zrobić.
- Idę na zwiady i uzupełnić zapas wody- wymyśliłam doskonale sobie zdając sprawę z tego, że wody wcale nie ubyło, a nawet jeśli, to za godzinę będziemy w obozie, a do tego czasu z pragnienia nie padniemy. Popędziłam konia i tyle mnie widzieli.

Perspektywa Oskara:
Przez dłuższą chwilę od odjazdu Alicji, panowała cisza. Nie odzywaliśmy się do siebie.Obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że to był tylko pretekst, by nas zostawić samych. Jednak obydwoje baliśmy się cokolwiek powiedzieć, wiec jechaliśmy w ciszy. Nagle Will wypalił:
-Żałujesz? - zapytał cicho, po raz pierwszy od pocałunku patrząc mi w oczy.
W jego wzroku napotkałem strach. Pytanie z reguły proste. Jednak nie dla odpowiadającego. Mi odpowiedź się sama nasuwała.
- Niczego nie żałuję - odparłem.- ,,Żyj tak, aby niczego później nie żałować'' - zacytowałem.- A ja mimo wszystko niczego nie żałuję - oznajmiłem głośno i stanowczo.
Will uśmiechnął się lekko.
- To świetnie, bo ja też niczego żałuję. Tylko jest jeden problem. Musimy ukrywać nasz związek - dodał posępnie.
Wpadłem w panikę. Czyżby się mnie wstydził?
- Czemu? - zapytałem niepewnie.
- Bo możemy narobić Alicji kłopotów - zobaczył że nie rozumiem. - Wyobrażasz sobie co na jej temat będą mówić i jaką będzie miała opinię? Nie dość, że postawiła cały obóz na bity tydzień na nogi, to jeszcze przyszła z dwoma gejami. Oni nie potraktują tego łagodnie. To nie Eleves. Alicja nie będzie się nam skarżyć, ale to będzie nasza wina - wyjaśnił cierpliwe.
Zawstydziłem się. No tak to jest logiczne. Zamiast myśleć o dobrze siostry, myślałem tylko o własnych pobudkach. Chociaż... obydwaj tyle dla niej poświęciliśmy. Może by ona chodź raz dla nas coś zrobiła. Nie! Skarciłem się w myślach. Ona i tak dla nas dużo robi. Mogła by powrócić na Ziemię i zapomnieć o nas i naszych problemach już dawno temu, ale tego nie zrobiła. Wytrzymuje to wszystko dla nas.
- Wybacz. Zachowałem się egoistycznie i samolubnie - przeprosiłem skruszony.
Will uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Nie szkodzi. Alicja jest moją podopieczną. Muszę brać jej dobro ponad własne - odparł. - A po za tym, jestem od ciebie dużo starszy.
Zdziwiony przyjrzałem mu się nieco uważniej. Blada cera, krótkie włosy o kolorze czarnym z pasmami złotego i brązowego, blade pełne usta, niebieskie oczy. Dałbym mu góra dwadzieścia pięć lat.
- Nie patrz się tak. Jestem nieśmiertelny - powiedział rozbawiony. - Mam z dwieście lat, a ty jesteś młodym- urwał na moment i zmierzył mnie wzrokiem - może dwudziestoletnim elfem.- To oczywiste, że to ja muszę być tym rozważnym - mrugnął do mnie, a ja poczułem jak na moją twarz wstępuje rumieniec. 
Odwróciłem głowę żeby go nie widział.
- Nie odwracaj głowy! Ładnie ci z rumieńcem.
Teraz byłem pewien że moja twarz ma odcień buraczków. Will uśmiechnął się szeroko i powiedział parę słów po starogrecku i konie się zatrzymały. Spojrzałem na niego ze pytaniem w oczach. Demon niespodziewanie pochylił się i mnie pocałował. Bynajmniej nie delikatnie. Był mocny i namiętny. Po chwili Will się odsunął.
- Teraz jesteś mój - wyszeptał z uśmiechem.
- Od teraz na zawsze - odparłem mruknąłem.

czwartek, 1 stycznia 2015

Historia Lili cz. 2

 Nie bardzo chciało mi się wstawać.
-Kolejny nowy dzień.- mruknęłam do siebie pokrzepiająco. Nudziło mnie moje życie. Każdy dzień był taki sam.
Otworzyłam leniwie oczy. Coś mi tu nie gra, pomyślałam podejrzliwie. Otworzyłam szerzej oczy. Tak na wszelki wypadek nie podniosłam głowy. A nóż, widelec, łyżka, może mnie porwali i jak zobaczą, że się obudziłam zaczną mnie torturować, by wydobyć ze mnie jakieś tajne informacje. Oczywiście nie wzięłam pod uwagę, że ja nic ciekawego nie wiedziałam. Jednak wszystko jest możliwe, prawda?! Faktem przeczącym temu, że mnie porwali było to, że komnata była Bardzo bogato umeblowana. Gwałtownie wstałam. Przyjęłam bojową pozycję i czekałam. Choć to nie było proste bo moje ramiona i plecy pokrywały bardzo długie i bolące strupy od uderzeń batem. Może nie jestem jakiś mistrzem walki, ale parę razy przyłożyłam jakiemuś pijakowi. Dla pewności chwyciłam poduszkę. Może nie zrobię nią jakiś trwałych dowodów mego męstwa, ale ogłuszę moich porywaczy i zdążę uciec, a potem... Układanie planu ucieczki przerwało mi pukanie w białe drzwi. Nie odpowiedziałam w nadziei, że porywacz pomyśli, że jeszcze śpię i sobie pójdzie. Nie poszedł. Do mojego pokoju weszła... pokojówka. Ze szczerym, nie ukrywanym zdziwieniem zlustrowała moje jestestwo. Może nie wyglądałam jakoś specjalnie groźnie, ale nie wolno lekceważyć przeciwnika!
- Gdzie ja jestem? - zapytałam powoli.
- W komnacie naszego miłościwego króla Markusa III - odparła.
Niemal całe królestwo kochało naszego obecnego władcę. Z resztą, kto by mnie kochał człowieka który diametralnie zmienił warunki życia plebsu, w tym mnie, na lepsze? Jednak są ludzie którym się nie podobają zmiany. Łatwo wydedukować, że to szlachta. Arystokracja twierdzi, że król nas rozpuścił i żyjemy nie przestrzegając prawa, choć prawda jest taka, że nie podoba im się to, że chłopi choć odrobinkę zbliżą się do poziomu ich życia. Czysty egoizm. Nie podoba im się także to, że król sprzedał kosztowne niepotrzebne meble, ze swojego pokoju i za pieniądze z nich, wynajął kilku mnichów, by uczyli biedotę czytać i pisać.
- Aaa... czeeemuu? - dopytywałam dalej, a moja podejrzliwość spadła do poziomu zero, albo i nawet mniej. W jego pałacu nic mi nie grozi. Czasami mam wrażenie, że tu mnie nawet komar nie dopadnie, bo strażnicy go zabiją.
- To przez tego poborcę podatków, Ferguna. On panienkę dotkliwie pobił batem i nasz miłościwy król, kazał go zabrać do lochu, a panience oczyścić rany i przebrać - odparła i wskazała na niebieską suknię leżącą na bogato zdobionej komodzie.
- Że to dla mnie?
- Tak.
Podeszłam do ubrania i dotknęłam żeby sprawdzić z jakiego materiału jest zrobiona. Ot, tak z czystej ciekawości. Jedwab, stwierdziłam bez wahania. Suknia była prosta, miała dobry szew i ornament pod biustem. Była bardzo ładna. Oszacowałam w głowie wartość sukni. Dobre dwa złote i z dwadzieścia rojali. Czyli król na mnie nie oszczędza. A może to był ich plan?
- Chcesz mnie przekupić? - zapytałam podejrzliwie mrużąc oczy. Pokojówka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Ależ oczywiście, że nie! - zawołała.
Patrząt w te jej duże niewinne oczy uznałam, że... jej nie wierzę, ale dobra. Nie muszę jej ufać. Teraz trzeba będzie po prostu podziękować i wyjść.
- Bardzo dziękuję za opiekę, ale moja rodzina sobie nie poradzi beze mnie i muszę wracać. Przekaż królowi pozdrowienia i podziękowania - powiedziałam.
Dziewczyna zamarła, zszokowana moją bezczelnością i zupełnym brakiem taktu i kultury. No co? Ja nie miałam wykształcenia tych panienek z Domów. Domami, nazywa się rody arystokracji. Oczywiście biedota, nazywana bylcami, nazywa je trochę inaczej... a tak konkretnie to Budami. 
- Ale król prosił by panienka przyszła na rozprawę. Jest pani świadkiem przeciw Fergunowi - jęknęła.
A to zmienia postać rzeczy. Żeby tego psa zrzucić z jego stołka to jestem gotowa chwilkę zostać.
- No dobrze, łaskawie zostanę te pół godziny - odparłam z całą godnością na jaką mnie było stać. Czyli niewielką. Bo w końcu ide godności potrafi z siebie wykrzesać dziewczyna z bond włosami tylko w piżamie?
W każdym bądź razie, ubrałam się i wyszłam zapewniając pokojówkę (bądź porywacza), że wiem gdzie iść. Kłamała. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie iść. Ale dobra, w końcu pałac to nie labirynt nie?
~~~~
Krótkie, późno i z bólem głowy :P
Wszystkiego naj. w Nowym Roku ;**