niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 46

Pchnęłam drzwi wejściowe do biblioteki. Chyba nieco za mocno bo uderzyły w ścianę z głośnym trzaskiem. Zignorowałam pełne dezaprobaty upomnienia bibliotekarki i popędziłam ku działowi zatytułowanemu ,,Zaklęcia i Przekleństwa'', a następnie przeszukałam poddział z zaklęciami pieczętującymi. Gdy już znalazłam odpowiednią księgę, zaczęłam ją gorączkowo przeglądać.
Czułam... jakby mnie coś pchało ku czemuś. Coś na granicy rzeczywistości i iluzji. Nieskończona myśl... Mieliście kiedyś wrażenie, że coś wam umknęło? Coś co mieliście pamiętać?
Pod palcami wyczułam, że jedna kartka jest stanowczo grubsza od reszty. Wsunęłam paznokieć między kartki i rozkleiłam je. Okazało się, że tylko brzegi się posklejały. A może raczej, ktoś je posklejał?
- Bingo! - mruknęłam szybko czytając stronę.
,,Zaklęcie nowych konstelacji''
W skrócie polega to na tym, że daną osobę się transformuje w kulę i wysyła na sklepienie niebieskie. Wtedy człowiek nie jest już w stanie się z niej uwolnić, jest pogrążony w świecie wiecznej iluzji. W wiecznym śnie. Z kolei magia którą w sobie posiada tworzy blask, który powoduje, że wygląda jakby to była zwyczajna gwiazda.
Pstryknęłam palcami. Chyba o to mi chodziło. To zaklęcie nie zrobi mu krzywdy, a jednocześnie on nie będzie w stanie rozbić krzywdy innym. Problem jest w tym, że nie dość, że formuła jest niesamowicie długa, to jeszcze zabiera bardzo dużo mocy. Na stałe.
Przygryzłam wargę i odchyliłam się na krześle. Magia stała się bardzo ważną częścią mojego życia. Stała się tak jakby moimi dodatkowymi rękami, którymi jak tylko się nauczyłam posługiwać, zaczęły być mi niesamowicie potrzebne. Wprawdzie, po tym zaklęciu zostanie mi trochę mocy, może jedna trzecia moich obecnych zapasów.
Wstałam z westchnieniem. Nie mam wyjścia, muszę to zrobić. Powoli poszłam w stronę domu Arona. Muszę mu powiedzieć o moich zamiarach. Przyda mi się ktoś kto będzie mnie wspierał i ubezpieczał. Droga mi zajęła jakieś pięć minut. Akurat wychodzili, tfu, nie wychodzili tylko wybiegali. W dodatku, wyraźnie wzburzeni. Postanowiłam tym razem grzecznie im nie wchodzić w drogę, tylko równie grzecznie ich śledzić. Dobiegliśmy do... wariata z pochodnią w ręku, który podpalał wszystko co miał w zasięgu wzroku. Był jedynym źródłem światła, bo było już ciemno, a nikt się nie spodziewał kolejnego ataku. Ewidentnie nie miał dobrych zamiarów. Pstryknęłam palcami i płomień zgasł. Jednak mimo tego chłopak nadal wariował i tym razem za pomocą własnej magii wszystko niszczył. Miał żywioł ziemi, więc nie było mu trudno. Wyglądało na to, że ten cały tłum wokół niego nie może sobie z nim poradzić. Chyba czas na moją interwencję. Ostatnio znalazłam sposób na szybsze spętanie ogniem, czas je wykorzystać.
- Pierścień Ognia - krzyknęłam, tworząc z moich palców koło.
Moja magia zareagowała natychmiastowo i szyję chłopaka otoczył płonący okrąg. Niedawno zauważyłam, że kontrolowanie mocy żywiołu zabiera dużo siły i wymaga więcej czasu niż przygotowane wcześniej zaklęcie. To tak jak rysowanie koła na kartce papieru. Narysowanie odręcznie idealnego koła zajmuje więcej czasu i wkłada się większy wysiłek, niż zrobienie tego za pomocą cyrkla.
Aron dopiero teraz zauważył moją obecność i ukradkiem pokazał mi zaciśniętą pięść. Nie mogło to wróżyć nic dobrego.
- Zabijcie ją! Zabierzcie z dala ode mnie! - ryknął z przerażeniem i wściekłością wariat.
W tym czasie, jakiś dziwny fioletowo włosy chłopak (bardzo młody) z grzywką, za pomocą jakiegoś dziwnego kwiatka powoli podawał mu narkozę. Podejrzewam, że ta roślina, za pomocą pyłku, lub zapachu wprowadza do jego organizmu substancję usypiającą. Gdy na mnie spojrzał, spostrzegłam, że ma wąskie świecące zielone oczy. Szybko pstryknęłam palcami i obręcz zgasła, jeszcze by go poparzyła. Ania podbiegła do nieprzytomnego i poświeciła mu w oczy. Następnie zmierzyła puls i zajrzała go ust. Złożyła ręce w trójkąt, a potem nałożyła lewą rękę na prawą. Jej ręce otoczyła żółta poświata. Przesunęła rękami nad jego twarzą i rzuciła:
- Ktoś go kontroluje - wstała i spojrzała karcąco na strażników nocnych. - Czekacie na specjalne polecenie? Natychmiast go zabierzcie do szpitala. I obudźcie wszystkich dostępnych medyków. No, jazda! - machnęła niecierpliwie ręką.
- Ania, Alec, Alicja za mną! - i odwrócił się, nawet nie oglądając czy za nim idziemy.
Jednak, mnie interesowała inna rzecz, więc tą drugą radośnie zignorowałam. Aron może sobie poczekać. Ten chłopak... Coś mnie w nim niepokoi. Włożył rękę do woreczka przypiętego do spodni i wyciągnął coś z niego. To chyba była kolejna roślina. Połknął ją. Rzucił mi tajemniczy półuśmiech i rozpłynął się w powietrzu.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do siebie. Nie chciało mi się iść do Arona. Wślizgnęłam się do mieszkania. A przynajmniej taki miałam plan. Jak tylko zapaliłam światło, od razu zobaczyłam skrajnie niezadowolonego Oskara i równie skrajnie obojętnego Willa.
- Cześć. Stało się coś? - zapytałam.
- Nie no skąd - rzucił sarkastycznie Oskar. - Gdzie byłaś?
- A co? Areszt domowy mam? - odparowałam i rzuciłam się na kanapę.
- Mogło ci się coś stać!
- A tak. Byłabym zapomniała, ogromna armia chrząszczów mnie próbowała zabić, ledwo uciekłam.
Oskar westchnął cierpiętniczo i mruknął coś w stylu ,,co ja z nią mam?'' i głośno i wyraźnie oznajmił, że idzie spać.  
Z kolei mi, niedługo było dane się cieszyć świętym spokojem, bo do mojego pokoju hurtem weszli ci, za którymi nie chciało mi się iść.
- Zapraszałam was? Nie przypominam sobie.
- Trudno, nie chciałaś iść na zebranie, to zebranie przyszło do ciebie - oświadczył Aron rozsiadając się na krześle.
- Ja cię kiedyś zabiję - obiecałam mu solennie.
- Dobrze, kiedyś możesz spróbować.
Potrząsnęłam głową, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Nie, coś mnie chyba nie zrozumiałeś. Ja nie zamierzam próbować, ja cię zamierzam zabić. Dosłownie. Na Amen.
Prychnął pogardliwie i zmienił temat.
- Aniu, co wykazały badania kontrolowanego chłopaka?
- Nieznane źródło uroku - odparła. - Nie wiadomo kto go kontrolował. Za to, dowiedzieliśmy się, że to on zrobił iluzję.
Em, chyba jestem z deka nie w temacie, pomyślałam, czas im powiedzieć o moim planie.
- Hej, bo wiecie, ja mam pewien pomysł... - w skrócie im opowiedziałam co mam zamiar zrobić.
- Nie! - nie zgodził się twardo Aron. - Mi też starczy mocy, jeśli wezmę parę talizmanów.
- Nie prawda, nie starczy - zaprzeczyła Ania.
- Prawda, zaczerpnę trochę mocy z energii życiowej.
- Ale wtedy będziesz chory przez następne sto lat, przecież wiesz, że to uszkadza narządy wewnętrzne. Albo, nie daj Boże zapadniesz w śpiączkę.
- Pójdę do Hadesu zregenerować siły, wtedy zajmie to połowę tego czasu.
- Nie ma mowy! - krzyknęliśmy wszyscy razem jednocześnie.
- No - rzucił pozornie wesoło Alec. - To wróciliśmy na sam początek. Nadal nie wiemy co mamy zrobić.
I wszyscy, choć niechętnie, musieliśmy się z nim zgodzić. 

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 45

Gdy się obudziłam, nie do końca wiedziałam co mam robić. Znaczy się, nie o to chodzi, że nie miałam nic do roboty, tylko że miałam za dużo do roboty i nie wiedziałam w co najpierw ręce włożyć. Gdy tak rozmyślałam, co mam zrobić, przypomniałam sobie jednym bardzo ważnym fakcie z mojego życia. A mianowicie - Księga. Ta co ją ukr... to jest, pożyczyłam z biblioteki. Zapomniałam o niej na śmierć. 
Wyciągnęłam ją i otworzyłam. Pominęłam od razu pierwszą stronę zawierającą ostrzeżenie i sposób powstania księgi. Nie potrzebuję wskazania mi drogi, tylko wskazówkę jak mam tą drogę wybrać. 

Jak korzystać z Wagi Dobra i Zła.
Drogi Użytkowniku, skoro to czytasz, to znaczy, że jednak zdecydowałeś się zaczerpnąć rady. W takim wypadku, nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć Ci jak z tej przeklętej księgi korzystać. Lecz najpierw Cię ponownie ostrzegę: w magii nie ma nic za darmo. Tu cena jest chyba niezbyt wygórowana - za każdą literę, linię lub cokolwiek innego uwiecznionego w tej Księdze płaci się własną mocą, a co za tym idzie również własnymi siłami. Może już zauważyłeś, że dalsze strony są puste. Oznacza to, że masz tyle stron, na opowiedzenie mi o swoim problemie i ja mam resztę miejsca na odpowiedź. Możesz pisać dowolnym atramentem i narzędziem. Nawet krwią. 
Jest jeszcze jeden sposób. Możesz wywołać mojego i mojej córki dusze z tej księgi. To wymaga dużo większej ilości magii, ale jest możliwe. Należy napisać własną krwią ,,egredientur'' na stronie. 
Księga jest połączeniem różnych zaklęć, a Twoja krew sprawi, że od razu będziemy wiedzieć w czym leży problem. 
To wszystko co chcę Ci przekazać. Teraz sam zadecyduj jak się z nami połączysz. 

Pióra ani niczego takiego nie miałam, więc pozostała mi tylko jedna opcja.  Rozglądnęłam się, na wezgłowiu mojego łóżka był zawieszony mój ekwipunek. Wyciągnęłam szybko nóż przecięłam sobie palec i napisałam wymagane słowo. 
Przede mną pojawiły się dwie człekopodobne postacie. Nie było widocznych rysów twarzy. Tylko podstawowe części ciała, takie jak na przykład nos, czy ręce.

,,Witaj'' - powiedziały jednocześnie duchy w moim umyśle. 
Ukłoniłam się.
- Witajcie i bądźcie pozdrowieni - opowiedziałam grzecznie.

- Twój problem nie jest tylko natury fizycznej, czyli braku doświadczenia w dziedzinie walki z bogami. Twój główny problem, to miłość jaką darzysz swojego brata. 
- To prawda, nie jestem w stanie zabić go z zimną krwią.
- Nie musisz tego robić. Wiele istot czuje rozpacz gdy kogoś zabijają, mimo tego, że śmierć jest zupełnie naturalną rzeczą, nawet dla bogów.
- Tylko... ja nie jestem pewna, czy Uranos zrobił na tyle dużo złego, że konieczne jest zabicie go. Czy jest inny sposób, by go unieszkodliwić nie robiąc mu przy tym krzywdy? 
- Jest. 
- Gdzie mam go szukać? 
- Są tysiące zaklęć. Kilka z nich, sprawi, że twój problem będzie rozwiązany.
 Mam nadzieję, że to nie zawistuje mojego końca.
 - Czy znajdę je w bibliotece w Czerwonej Róży.
- Tak.
Przypomniałam sobie metaforę o drodze. Jeśli się zapytam o konkretne zaklęcie, to pewnie będę tego żałować. Ukłoniłam się ponownie. Nie potrzebowałam więcej informacji.
- Dziękuję wam za pomoc. 
I duchy znikły. A ja poczułam, że połowa mojej mocy znikła.

 

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 44 i 3/3

Aron westchnął ze zmęczeniem. Chyba to za dużo dla niego. Wszystkie te wydarzenia zwaliły się na niego zupełnie niespodziewanie. Gdyby nie to, że sytuacja jest kryzysowa, to kazałabym mu natychmiast odpocząć.
- Tym gorzej dla nas. Bo to oznacza, że albo wróg ma wśród nas szpiega, albo ma na tyle dobrych ludzi, że jest w stanie oszukać całe tabuny ludzi.
Pstryknęłam palcami, a Alec spojrzał na mnie karcąco.
- Nie rób tak. Przecież wiesz co to robi z palcami - ofuknął mnie.
- Po prostu jesteś zazdrosny, że ty tak nie umiesz - puściłam do niego figlarne oko, a on się zarumienił.
- Nieprawda! Po prostu nie chcę niszczyć sobie rąk.
- Kłamca. Wracając do sprawy, łatwo jest to sprawdzić. Można sprawdzić gdzie są ślady magii i na jej podstawie wyszukać potencjalnego zdrajcę. Nieważne co by zrobił przeciwnik, po użyciu mocy zostają po niej ,,opary'', które zawsze zawierają aurę, która jest niepowtarzalna. Pytanie tylko brzmi: jaki typ iluzji zastosował przeciwnik?
Nagle, bez pukania do pokoju wpadł strażnik nocny.
- Mama nie nauczyła pukać? - zapytałam z irytacją.
- Wybaczcie, ale mój przyjaciel zwariował! Niszczy wszystko w zasięgu wzroku, a używa żywiołu ziemi!
- Chyba nasz zdrajca się ujawnił - rzuciłam zrywając się na nogi.

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 44 i 2/3

Perspektywa Ani:
- Żebyś się nie pytał: jest w mózgu, nie mam szans na przeżycie.
Arona wyraźnie zatkało. Zachichotałam w myślach. Podobna była moja reakcja, na to że się dowiedziałam na nowotwór.
- Spokojnie, pogodziłam się z tym,
Brak reakcji. To lepsze niż śpiączka. Mogłabym mu wyciąć wyrostek robaczkowy. Gdyby takowy, oczywiście miał.
- Powiesz mu? - zapytał, mając ma myśli Aleca.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Zastanawiam się czy nie lepiej by było gdybym z nim po prostu zerwała.
Mówię o tym z pozorną beztroską, ale tak na prawdę nadal mnie boli fakt, że z nim nie będę. Że go zranię. Poczułam nagły ból głowy. Zaraz po nim nastąpiły nudności. Zgięłam się z pół i modliłam by nie zwymiotować. Po chwili mi przeszło. Miałam szczęście.
- Kiedy umrzesz? -wydusił coraz bardziej wstrząśnięty Aron.
Zaśmiałam się. To miłe, że się tak przejmuje.
- Nie wiem dokładnie. Jakieś trzy lub cztery miesiące - uśmiechnęłam się lekko. Aron był blady jak ściana. Osoba niewtajemniczona mogłaby pomyśleć, że to on ma raka.
Nagle do pokoju wpadł zdyszany Alec. Zdyszany, ale szczęśliwy jakby mu ktoś w kieszeń napluł. Ostrzegłam wzrokiem Arona, obiecując mu w myślach wszystkie możliwe tortury śwata, jeśli się wygada. Pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą.
- Miałem rację! Tam nie było żadnej armii! - krzyknął rozradowany.
__
Będą krótkie, ale będą codziennie. Czyli jutro ostatnia część tego rozdziału. A i odpiszę w końcu na LBA i uzupełnię strony. Dziś późno, bo byłam u okulisty, teraz mam soczewkę kontaktową na jedno oko.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 44 i 1/3

Perspektywa trzecioosobowa:
Aron poczuł jak smutek wypełnia jego serce. Życie jest niesamowicie kruche, pomyślał czując jak rozpacz dławi mu gardło. W jednej chwili cieszysz się obecnością drugiej osoby, a nawet czasami wręcz odwrotnie, a w drugiej chwili jej nie ma. I nawet myśl, że jest w miejscu gdzie jest jej lepiej, nie pomaga.
A najbardziej w tym wszystkim denerwujące jest to, że codziennie miliardy ludzi mówi życzy innym śmierci, choć tak na prawdę sami nie wiedzą co mówią. To właśnie druga osoba sprawia, że życie jest jakie jest. Człowiek myśli, że bez jakiejś osoby, żeby będzie fajniejsze, lepsze, lub piękniejsze, a to bzdura. Niewiele ludzi jest sobie w stanie wyobrazić jak się żyje bez kogoś. Po śmierci kogoś kto cię ciągle denerwował, człowiek nie czuje rozpaczy, ale czuje pustkę. Czuje, że czegoś mu brakuje, jakiejś naturalnej części siebie i swojego życia.
___
Coś tam dalej... wybaczcie, ale wczoraj byłam w górach cały dzień, a dziś w nocy umarł mój bliski znajomy... i chcę się schować pod poduszkę i zniknąć.
Można się spodziewać w kolejnych dniach kolejnych części tego rozdziału.

niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 44

Perspektywa Ani:
- Tajną naradę można uznać za rozpoczętą - zażartował słabo Alec. Nie miał nastroju, bo podczas bitwy złamał rękę.  - Co robimy?
A będzie jeszcze bardziej zły i smutny jak dowie się o...
-Na pewno nie oddamy Alicji - powiedział Aron.
Alec spojrzał na niego jak na kosmitę z trzema głowami. 
- Czy ty masz mnie za myślącego inaczej? Powiedz może coś czego nie wiemy. 
 Aron nie zareagował na zaczepkę, doskonale wiedział o złym nastroju mojego chłopaka. A po za tym sam nie miał ochoty na kłótnię. Mieliśmy ważniejsze problemy na głowie.
Skupiłam się. Sytuacja jest dosyć tragiczna. Nas jest około tysiąca pięćset, plus oddział elfów. Naszym przeciwnikiem jest Uranos, który strącił do Hadesu swoje własne dzieci przed tysiącami lat, posiadający niezliczoną armię. Jak by to można byłoby rozegrać?
Była pewna bitwa w Wąwozie Kaudyńskim. Bitwa rozegrała się w wąskim wąwozie, w którym to oddziały rzymskie zostały okrążone przez wojsko samnickie. Rzymianie, zamknięci przez przeciwnika, aby uniknąć całkowitej zagłady musieli się poddać. Samnici zastosowali nieco podstępną taktykę, ale jakże skuteczną.
Może udałoby się zastosować podobną taktykę?
- Chyba mam pomysł - mruknęłam gdy nieco rozwiałam mgłę okrywającą ten pomysł. - Zastosujmy zasadzkę.
- A jak chcesz złapać kilkutysięcznego boga w pułapkę? Na prawdę myślisz, że uda nam się go wprowadzić w błąd? - zapytał ironicznie Alec. Zignorowałam jego złośliwość. Wzięłam pod uwagę wiek Uranosa i jego doświadczenie w wojnie.
-  Zróbmy potrójną pułapkę. Zacznijmy od tego, że Alicji w ogóle tam nie będzie. Fin stworzy idealną podmiankę, taką, że kapnąć się będzie mogła tylko osoba która podejdzie bardzo blisko. Kija będzie poruszać krwiobiegiem i sercem podmianki. Dzięki temu nawet jeśli tam będą wampiry i inne takie, to nie wyczują różnicy. Pamiętacie przecież, że wampiry istnieją od jakichś trzydziestu lat i nie są jeszcze na tyle dobre, żeby wyczuwać takie rzeczy? Podejrzewam, że mają tam jakieś istoty z wrażliwym słuchem i węchem, więc nafaszerowanie Alicji środkami wybuchowymi, będzie bez sensu. Najlepiej, jeśli podmianka sama uruchomi pułapkę, gdy będzie szła do Uranosa. Jednak, jestem w stu procentach pewna, że sprawdzą ten terem, więc uruchomienie pułapki  musi być możliwe, tylko jeśli się spełni określone warunki, takie jak np. waga. Pułapka musi mieć też odpowiedni kolor, zapach i konsystencje. Najlepiej, jeśli miejscem wymiany będzie teren górzysty, wtedy można ją ukryć w kamieniu... 
- Czekaj, chwila moment! Ten plan ma jedną taktyczną wadę. Alicja nie pozwoli, by ta cała impreza odbyła się bez niej. W ogóle, to ona najpewniej nie pozwoli nam na takie ryzyko.
Uśmiechnęłam się psotnie.
- Ona nie będzie o niej wiedzieć. Uśpimy ją.
Aron zaprotestował mówiąc, że to ciut nie humanitarne. Opisałam mu dalszą część planu.  
- Ale, to i tak zabierze góra kilka tysięcy, a co z resztą?
- A skąd wiemy, że ona w ogóle istnieje? - zauważył niejasno Alec.
- Do czego pijesz? Przecież nas dzisiaj zaatakowali, a sam widziałeś tego chłopaka. On używał zaklęcia teleportacji wstecznej, czyli armia czekała na przywołanie - nie zrozumiał Aron.
- Ale nie o to mi chodzi - ze zniecierpliwieniem machnął ręką. - Jesteś pewny, że to była teleportacja? Mogła być to iluzja. Są przecież sposoby, by kontrolować nasze zmysły bez potrzebnego skupienia.
- Masz na myśli, że ktoś nas zdradził i wprowadził w iluzję wszystkich, tak byśmy byli pewni, że to była teleportacja wsteczna? - zapytał z niedowierzaniem Aron.
- Coś w tym jest, przecież, żeby przywołać taką armię w  kilka sekund i jednocześnie biec i atakować, to trzeba być co najmniej bogiem. Znam wszystkich bogów, a tego nie znam - przypuściłam.
- Jako pomysłodawca pójdę to sprawdzić. Jeśli mam rację, to znajdę na to dowody - zaoferował się energicznie. Podejrzanie szybko wstał i poszedł.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał nagle Aron patrząc na mnie tak oskarżycielskim wzrokiem, jakbym zabiła mu matkę.
- O co ci się rozchodzi?
Machnął ręką z irytacją.
- Przecież widzę co się dzieje. Atego czego nie widzę, to mi mówi Alec. Wyglądasz na chorą. Masz cienie pod oczami i jesteś blada. Wyglądasz jak jakaś panda.
- Źle sypiam - skłamałam.
- Zła odpowiedź, jakby tak było, to byś oś z tym zrobiła, w końcu jesteś medykiem.
- Medyk nie może leczyć sam siebie, przecież wiesz.
- Wiem, też, że nie jesteś jedynym medykiem w wiosce - zripostował.
- Nie chciałam przeszkadzać w przygotowaniach do bitwy.
- Ty też jesteś medykiem, więc też musisz się przygotowywać do bitwy. Jednak nie będziesz w stanie zrobić tego sumiennie i dokładnie jeśli będziesz nie do życia. I ty o tym wiesz, ja o tym wiem, a oni to już na pewno. Po za tym, dwie porcje melisy i pięć minut na badania ich nie zbawi - odparował leniwie. 
- Jestem po prostu przemęczona - spróbowałam znowu.
- Znowu kłamiesz - stwierdził mrużąc oczy.
- Skąd to niby wiesz?! - wkurzyłam się. 
- Sprawdziłem, nie przyjmowałaś nikogo od czterech dni i w ogóle nie wychodzisz z domu. Masz szczelnie zasunięte ciemne i grube zasłony - odpowiedział z stoickim spokojem. - Ostatnio unikasz kontaktu ze wszystkimi. A najbardziej odsuwasz się od Aleca. Dlaczego? 
 - Może mam was wszystkich dość?!
- To też jest kłamstwem, bo...
- MAM RAKA! ZADOWOLONY?! - ryknęłam.
---
Planowałam, by ta seria nie miała więcej niż 45 rozdziałów...