wtorek, 1 września 2015

Rozdział 49 Ostani

Tak, wiem! Przepraszam, po prostu dopiero co z wakacji wróciłam. 
 Jeszcze będzie Epilog i pełna zapowiedź tomu drugiego!!!!
___
Zanim Aron postawił barierę, to ja podpaliłam lont bomby, położonej tu godzinę wcześniej. Po chwili zza mlecznej bariery słychać było wybuchy i przerażone pełne bólu krzyki wroga. Następnym podpunktem naszego planu było to, że nasze odziały zaatakują popleczników boga nieba. Przy czym ów dowódca nie będzie mógł kazać swoim oddziałom się przegrupować, bo jest odgrodzony bardzo silną barierą. Ta magiczna ściana jest dosyć specyficzna, bo ją się nie tworzy, tylko aktywuje i jest ona niezniszczalna przez dziesięć minut. Aron szybko włączył drugą taką barierę otaczającą mnie i jego. Opadłam na kolana i złożyłam ręce jak do modlitwy. 
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytałam złośliwie. 
Ku mojemu zdziwieniu, Uranos absolutnie nie był zdziwiony, tym co się stało. Wyglądał bardziej na zaciekawionego. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno. 
- Szkoda, że się do mnie nie przyłączyłaś. Tworzylibyśmy taki wspaniały duet. Myślę, że powinnaś coś wiedzieć. Aronie Grand, możesz mi powiedzieć, ile do tej pory zaatakowałem i zniszczyłem doszczętnie wiosek, miast, czy choćby państw?
Chłopak zawahał się i odpowiedział niepewnie:
- O ile dobrze pamiętam to pięć wiosek i trzy miasta. 
Uranos pokręcił głową.
- Nieprawda. Owszem, napadłem na nie, ale na tym polega wojna, prawda? Rzecz w tym, że ja ich wcale nie zniszczyłem. Oszczędziłem kobiety, dzieci oraz większość ich domów. Rozumiesz o co mi chodzi? Ja nie chciałem niszczyć świata. Nawet nie chodziło mi o podbijanie go. Chodzi o to, że każdy chciał ich chronić. Tych przeklętych bogów olimpijskich. Niesprawiedliwych, dumnych, rozpuszczonych i rozkapryszonych królów. Nie wiem dlaczego pozwolili komukolwiek ginąć za nich. A ja pragnąłem jedynie sprawiedliwości.  
Jeśli planował zniszczyć moje morale, to mu się udało.
- Ale mimo wszystko, mam jedno pytanie. Dlaczego ratujesz ten świat? On jest już... zepsuty. Poza tym, jesteś tu niecałe dwa tygodnie. Nic cię z tym miejscem nie łączy.
Zastanowiłam się. 
- Coś w tym jest. Myślę, że przychodzi mi to całkiem naturalnie, czuję dziwną więź z tym miejscem. Nigdy nad tym się nie zastanawiałam. Nie wiem jak to opisać. Jeśli człowiek kogoś kocha, to w razie zagrożenia ciało samo z siebie, zupełnie mimowolnie kogoś chroni. Rozumiesz? 
Uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Lepiej niż ci się wydaje - szepnął cicho.
Dotknął skroni. Po chwili gdy zdjął rękę, leżał na niej mały, niebieski świecący kamyczek. Położył go na ziemi, pozując mi go. 
- Gdy będziesz miała chwilę, to przejrzyj te wspomnienia - poprosił.
Nagle opadł na kolana, złożył ręce jak do modlitwy i wyrecytował zaklęcie, które JA miałam powiedzieć. Mówił niesamowicie szybko. Usłyszałam tylko ,,ziemia, niebo i gwizdy'' i na końcu jego imię. Zamarłam ze zdumienia, a serce jakby zapomniało jak się pracuje i przestało na moment bić. On... wiedział o tej pułapce. Mało tego, że wiedział, on sam rzuci to zaklęcie, żebym ja nie traciła mocy. Dlaczego się nie uratował? Mógł bez problemów mnie i Arona powstrzymać! Gdy tylko skończył, zaczął się świecić. Wstał i niespodziewanie się złośliwie się uśmiechnął.
- Przekażcie pozdrowienia Morfeuszowi - polecił i mi pomachał. - Żegnaj Alicjo, kocham cię!  
I z prędkością światła ruszył ku niebu. Pojawił się tam jako czerwona gwiazda. Najjaśniejsza na nieboskłonie. Wraz z nim zniknęła bariera dzieląca mnie i wcześniej Uranosa. Zerwałam się na równe nogi i rzuciłam ku kamieniowi ze jego wspomnieniami. W dłoni czułam jak jest przyjemnie ciepły i pulsuje w rytmie serca. W rytmie jego serca. Do oczu mi napłynęły łzy.
- Ja... ja też cię kocham mój ukochany mały braciszku... - wyszeptałam cicho do niego ostatnie słowa. Ostatnie słowa, których nawet nie usłyszał.   
_____
Tak moi drodzy. To już ostatni. Został już tylko Epilog. :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz