niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 48

  Tylko bez szczenięcych spojrzeń, czy szczenięcego uwielbiania, kapewu? - warknęłam speszona, maszerując w stronę mojego domku gdzie pierwotnie była narada wojenna.
  Potaknął wyszczerzony jakby mu ktoś w kieszeń napluł.
- I nie próbuj mnie chronić! Nie jestem żadną masochistką, ani wariatką żeby skazywać się na śmierć, więc wniosek jest taki - wiem co robię.
- Ej, mam pytanie, skąd masz tyle mocy? Z tego co pamiętam, miałaś jej dużo mniej, a teraz wręcz z Ciebie wypływa - przyjrzał się mi uważnie, po czym stwierdził - Świecisz się. 
- Nie mam pojęcia. Może to na zasadzie trawy, bo ostatnio zużyłam bardzo dużo mocy - uznałam. 
- Hm... możliwe, że ktoś ukrył twoją moc, żeby było nam trudno cię znaleźć. 
Sprawdziłam jeszcze raz swój zbiornik. Naprawdę było jej dwukrotnie więcej i ciągle rosła. Przystanęłam z nagłym olśnieniem.
- Stój i bądź cicho! - nakazałam z podnieceniem. - Mam pomysł jak wygrać tą przeklętą wojnę.

  Następnego poranka. 
  Przygryzłam ze zdenerwowaniem wargę i ryłam w ziemi nogą dziurę. Ten plan był szalony, ale zadowalał obie strony. To znaczy i mnie, i Arona z resztą. Byliśmy w górach. Nic tylko kamień kamień, kamień, i jeszcze raz kamień. Naprzeciwko mnie stał Uranos wraz z, otaczającą nas, armią. Znaczy mnie i Arona. Miałam związane ręce. Dosłownie. Dlatego jeśli ten plan nie wypali to będziemy w czarnej... Nagle Uranos podniósł rękę i gwałtownie ją zacisnął. Nie zdążyłam nic zrobić. Zauważyłam tylko delikatne zakrzywienie terenu i usłyszałam krzyk bólu. Po tym poczułam jak coś przede mną upada na ziemię. Sekundę później moim oczom ukazał się... Robin. Był cały poraniony, jakby wpadł w krzak róży. To... To było jak mocny kop w splot słoneczny. Zabrało oddech. Ból niefizyczny niegarnący ciało...        Opadłam na kolana i krzyknęłam do Arona:
- Rozwiąż mnie! - a gdy się nie ruszył dodałam - No rusz się!

  Chłopak drżącymi rękami wyciągnął nóż i rozciął więzy. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Mój Robin... Mój biedny Robin... Oczy zaszły mi łzami. Przyciągnęłam go do siebie z nadzieją, że on jeszcze żyje. Oddychał, ale najwyraźniej nie miał najmniejszej siły się ruszyć. Jego los był przesądzony.
- Ty cholerny dupku! Ty idioto co ty tu do diabła robisz?! - wyłkałam.
  Uśmiechnął się blado i z wsiłkiem.
- To nie moja wina. Nie mogłem znieść myśli, że mogłoby coś ci się stać. I to jeszcze z tym głupkiem obok ciebie... - spojrzał ze złośliwością na Arona, a ten pokazał mu mało kulturalny gest.
  Podbiegli medycy, ale Uranos ich zatrzymał władczym głosem:
- Nie! Złamał zasady, nie ma prawa przeżyć! 
  Każda komórka mojego ciała cierpiała. Czułam się... jakbym nie miała po już żyć... Zupełnie pusta w środku. 
- Nie śpiesz się... - szepnął Robin jakby odgadując moje myśli. - Poczekam tam na ciebie... na was... - poprawił się spojrzawszy na Arona.
  Nagle jego nogi zaczęły z niesamowitą szybkością oplatać gałęzie. Po chwili, już go nie było. Zniknął pod ziemią. Martwy. Nieżywy... Łzy płynęły po mojej twarzy.
- Aron... bariera! - wychrypiałam, a chłopak skinął głową i podniósł ręce, rozstawiając nogi dla równowag i.
  Zaczynamy przedstawienie! 

niedziela, 16 sierpnia 2015

Zapowiedź Tomu II

Taak, trochę to trwało, ale postanowiłam, że zrobię Tom II, myślę, że będzie w nieco innej formie niż ten tom, ale na razie zapiszę go w starym stylu :) na razie zapowiedź, nie spoileruje niczego :)
___
Zacisnąłem dłonie. Głupi bóg. Myśli, że może wszystko, tylko dlatego, że jest pierwszym istnieniem na Ziemi. Jeśli o mnie chodzi, to ja bym się nie wahał i zaatakowałbym tą osadę. Ta cała Alicja stoi mi na drodze do celu, a Uranos i tak się z nią obcyndala jak z śmierdzącym jajkiem. 
- Tak panie - odparłem służebnym tonem. - Czy mogę odejść, panie? 
Machnął ręką, jakby odpędzając niesforną muchę. Nienawidzę tego. 
Szybkim krokiem zszedłem z góry i ruszyłem w głąb lasu, gdzie stacjonują nasze... moje wojska. Wygląda na to, że ten naiwniak zostanie tam jeszcze jakiś czas. Myśli, że ma nad wszystkim kontrolę. Idiota. Prawda jest taka, że nie ma nad niczym kontroli. Gwałtownym krokiem wszedłem do namiotu. 
- Raport! - rozkazałem, zdejmując mokry płaszcz. Po drodze się rozpadało. To dobrze, nikt nie odkryje, że tu byłem. Deszcz zneutralizuje mój zapach. 
- Z rekrutowano sześciuset nowych żołnierzy, dwudziestu zdezerterowało, ale od razu się ich pozbyliśmy, dowódco.
Uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Uranos nawet nie spodziewa się co go czeka. 
- Rozpoczniemy bunt, po tej całej historii z Alicją, więc rozkaż moim oddziałom, żeby się już przygotowywali.
Jak tylko, ten beznadziejny dzieciak dostanie swoją zabawkę, straci na czujności i wtedy, to ja zostanę jego panem. 
Nie, ja Okreon zostanę panem tego świata!   

sobota, 8 sierpnia 2015

Końcówka Rozdziału 46 i Rozdział 47

- Hej! Zaczekaj! - wrzasnęłam z irytacją i pobiegłam go niego.
Zaraz po tym jak Alec na niego na wrzeszczał i nasz Księciuniu wyszedł, poszłam za nim. Problem w tym, że najpierw go zgubiłam, a gdy go znalazłam nad brzegiem patrzącego na może, to spojrzał na mnie pustym wzrokiem i poszedł w drugą stronę wzdłuż plaży. 
Chwyciłam go za ramię. Nagle chłopak się odwrócił i podciął mi nogi. gdyby nie to, że nie trzymałam go za mocno, to by za mną poleciał.  Przycisnął mnie do ziemi nogą.
- Ty beznadziejny durniu, co ty do diabła robisz?! 
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał zimno.
- Czemu się mnie głupio pytasz? Przecież wiesz - odparowałam.
Nacisnął mocniej. 
- Nie, nie wiem. Chciałaś, żebym ci dał już spokój, więc tak zrobiłem. Moje uczucia nie wychodzą na wierzch. Dlatego pytam - czego ode mnie chcesz? - uśmiechnął się krzywo, po czym podniósł nogę, odwrócił się na pięcie i szedł dalej. 
Zazgrzytałam zębami. Faceci. 
- Niczego od  ciebie nie chcę - wysyczałam, podnosząc się i otrzepując. 
- Jesteś tego taka pewna? Pamiętasz tamtą dziewczynę, co ja prawie na zawał wystraszyłaś - rzucił nie odwracając się.
Ruszyłam za nim. 
- Przesadzasz, to był taki żart - zbagatelizowałam.  
Zacisnął pięści i odwrócił się do mnie ze wściekłością. 
- Może dla ciebie. Wiesz, jest takie powiedzenie ,,nie pokazuj mi raju, żeby zaraz potem go spalić'', rozumiesz? Dałaś mi nadzieję, a teraz po kawałku mi ją odbierasz. To jest najgorsza tortura dla serca  - dotknął piersi. 
Zamilkliśmy, a Aron spojrzał na morze. Piękne, tajemnice i nieujarzmione. Po chwili chłopak poniósł rękę i wskazał coś na horyzoncie. Widok zaparł mi dech w piersi. Co chwilę nad taflę wyskakiwały zielone konie wodne. Niesamowity widok. 
- Alicjo, co powiesz ma mały zakład? - spojrzałam z zainteresowanie ma niego. Zawsze miałam słabość do wszelakiej maci zakładów.  - Ja cię pocałuję, a ty mi powiesz czy cokolwiek poczułaś, ok? Jeśli, nic nie poczujesz, zostawię cię raz na zawsze, jeśli jednak coś poczujesz, to mnie zaakceptujesz i mi wybaczysz. Tylko pamiętaj, ze masz na sobie bransoletkę z moją mocą, co oznacza, że czuję kiedy kłamiesz.

Rozdział 47
Zamurowało mnie. Całkowicie. Z jednej strony, chciałam mu przywalić, za taką propozycję, ale z drugiej... Te oczy pełne nadziei. A po za tym, co mi może zrobić jeden mały pocałunek? Na pewno nie sprawi, że znowu się w nim zakocham. 
- Lojalnie ostrzegam, piłam Elizjum.
Zaśmiał się radośnie. 
- Moja droga, Elizjum to mikstura. Ona zablokowała pewne drogi w twoim mózgu, przez co wydaje ci się, że nie jesteś zakochana. Ale twoja głowa i serce wie, że jesteś. 
- Zgadzam się - powiedziałam. 
Poszedł do mnie i uścisnął mi rękę. Otworzył szeroko oczy. 
- Mój boże... - szepnął. 
- Ta, ta, to takie śmieszne - mruknęłam zmieszana. - Co jest? 
 - Co... CO się stało z twoją mocą?
Sprawdziłam i oniemiałam. On... ONA BYŁA DWA RAZY WIĘKSZA!!! Potrząsnęłam głową. Nie czas na to.
- Em, nieważne - ponownie zbagatelizowałam. 
Nagle się poważnie zestresowałam. 
- To - to co? Zaczynamy? - zająknęłam się. 
Uśmiechnął się łagodnie i podszedł powoli.
- Tym razem, to ja przejmuję dowodzenie - szepnął.  
Delikatnie dotknął mojego policzka, a mnie przeszedł mimowolny dreszcze. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy. Patrzył mi bez skrępowania prosto w oczy. Jego wzrok był pełen... tęsknoty i miłości. Wtedy zrozumiałam jak bardzo cierpiał. Czułam się jak był wyszła z mgły. Mgły zapomnienia. Przesunął chłodną ręką po moim karku, z kolei drugą objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zadrżałam, bynajmniej nie z zimna. Ale nie opierałam się. Byłam zbyt zajęta, że to jest tylko i wyłącznie zwyczajny pocałunek z zakładu. Nasze twarze dzieliły już tylko milimetry. Delikatnie musnął moje wargi swoimi, ale mimo tego, nie pocałował. Z wahaniem podniosłam ręce. Przez chwilę w jego oczach pojawił się strach, że go odepchnę. Tym razem to ja się uśmiechnęłam. Nie zrobiłam tego. Podniosłam głowę i objęłam go za kark. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że już mu dawno temu wybaczyłam. 
- Przegrałam - szepnęłam mu do ust. 
Przyciągnął mnie mocnej i pocałował gwałtownie spragniony moich ust. Topniałam w rękach i kolana mi się uginały. Ja też nie mogłam się powstrzymać i rozchyliłam usta. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. Podniósł mnie a ja oplotłam go nogami. Tak bardzo za nim tęskniłam. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po chwili Aron delikatnie położył mnie na piasku i przestał całować.
- Moja piękna Alicjo Howard, zakochałem się w tobie za zabój.
- Cholerny dupku, wygląda na to, że ja w tobie też. 
Parsknął śmiechem i opadł na piasek obok mnie. Złapał mnie za rękę. Nagle zrobił się bardzo poważny. 
- Czy po tej całej wojnie, oczywiście jeśli przeżyjemy, zgodzisz się się zostać moją żoną? 
Prychnęłam. 
- Głupku, weź użyj mózgownicy - rzuciłam, ale oboje wiedzieliśmy, że to nie o to nie jest prawdziwa odpowiedź. 
Brzmi ona: tak. 

Alicja uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, więc i ja się uśmiechnąłem delikatnie. Stałem na wzgórzu, więc mnie nie widziała. 
- Panie, mamy coś z nią zrobić? - zapytał sługa.
- Nie.
Niech przez chwilę będzie szczęśliwa. W późniejszym czasie czeka ją dużo cierpienia. Później będzie musiała postąpić jak prawdziwa siostra. 
Będzie musiała mnie zabić.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 46,5

-Wygląda na to, że zastawienie pułapki na Uranosa, to jedyna dobra opcja - uznałam. - Gdy będę na tyle blisko, by rzucić na niego zaklęcie, to go zapieczętuję.
Aron poprawił się na krześle. 
- Nie. Ma. Mowy! - wycedził. 
Ania i Alec zawahali się. 
-Ej, Aron , ale to faktycznie jest przyzwoity plan...
Spojrzał na nich potępieńczo.
- Cicho być, przeklęte Judasze. Nie wiecie co będzie dla mn... nas oznaczała utrata Alicji. 
I wtedy Alecowi puściły nerwy. Poderwał się na nogi i huknął zdrową ręką w stół. Ania wstała i zaczęła błagać, żeby nie mówił nic czego będzie później żałował, ale było już za późno. 
- Dokładnie! Co będzie oznaczało DLA CIEBIE! Każdy normalny człowiek już by się jej pozbył, oczywiście bez obrazy Alicja, ale naprawdę jednego człowieka można poświęcić dla ogółu! A jak ten człowiek jest na prawdę potężny to zamiast poświęcać, można by przygotować dobry plan i nie dość, że można uratować siebie, to przy okazji jeszcze tą drugą osobę! Ale nie u nas! Bo Aron jest po uszy zakochany w Alicji! Stary, zapomniałeś zabrać wszystkich noży, bo gdyby nie wytrzymała presji, to mogłaby się zabić! Człowieku, ona chce nam pomóc, a szansa, że Uranos ją zabije, jest niewiele mniejsza niż gdybyś ją ukrył na drugim końcu świata! - krzyknął z frustracją.
Nie byłam na niego zła, bo go w pełni popierałam. Tylko głupiec chowa figury ze specjalnymi umiejętnościami i do walki z przeciwnikiem wysyła tylko pionki. A gdyby udało mi się zaszachować króla - czyli Uranosa, to gra będzie wygrana. 
Aron spojrzał na niego z ledwo powstrzymywaną furią i wyszedł. A ja oczywiście westchnęłam i poszłam za nim.    
___
Tylko połowa tego rozdziału, dalszą część dodam w środę :)  
Mała poprawka: chyba w środę...