niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 20

Zapanował istny chaos. Ludzie zaczęli krzyczeć oburzeni, że nie mam prawa, że to nie honorowe pojedynkować się z kobietą. Chodź byli ludzie którzy mnie popierali, nie sądzę żeby mnie lubili, ale pewnie nie przepadali za Aronem, a przecież wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem Nie ukrywam że byłam usatysfakcjonowana z efektu który wywołało moje wyzwanie. Nawet bardzo. Mój przyszły przeciwnik stał kompletnie oszołomiony z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami. Bardzo przyjemny widok. Czego więcej chcieć? Uśmiechnęłam się nieco złośliwie. Aron potrząsnął głową jakby odganiał dziwne myśli i zmarszczył brwi, a rysy jego twarzy stwardniały.
- Dobrze. Ja Aron Grand, syn Tantanosa i Hekate, VI w linii Uranosa, przyjmuję wyzwanie na pojedynek - warknął patrząc mi prosto w oczy.
- Ach! - zawołałam zwracając się w stronę zszokowanego tłumu. - Gdzie moje maniery? To jest Will mój demon, a to jest Oskar, który jest elfem i moim bratem. A to jest Aron, ten o którym tyle wam opowiadałam - zwróciłam się teraz do mieszkańców z nieco przyjaźniejszym uśmiechem. - Wybaczcie, że sprawiłam wam tyle kłopotów. Bądź co bądź, Aron powinien najlepiej wiedzieć, że ja sobie świetnie sama daję radę - dopiero teraz spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich wielki smutek i ból. Jeszcze tydzień temu by mnie to złamało, pewnie rzuciłabym się na szyję i powiedziałabym, że mu wybaczam i inne tego typu lukrowane teksty... Ale nie dziś. Nie teraz gdy przez tyle czasu budowałam sobie mur wokół serca, by nie ukazywać moich uczuć.
- Czy moglibyśmy się tu zatrzymać na kilka dni? - zapytałam grzecznościowo. Nie musiałam o to pytać, nie mieli prawa mi zabronić: może się tu zatrzymać, każda istota w miarę pokojowo nastawiona.
Dzisiaj stwierdziłam, że Ania też ma talent do wielkich wejść. Wypadła niczym burza z jednego z domków w piżamie z rozczochranymi włosami i w wczorajszym makijażu. Kilka osób zachichotało. Zaraz za nią wyszedł Alec. Tylko on był ubrany. No, przynajmniej do połowy. Uśmiechnęłam się lekko. Nie poznałam Aleca, ale pewnie będę miała ku temu niejedną okazję. Miałam nadzieję, że nie zrani Różowowłosej. Ona jest dobrą dziewczyną i zasługuje na faceta który na prawdę będzie ją kochał. Płynnie zsiadłam z konia. Ostatnio coraz lepiej mi idzie jazda konna. No i dzięki temu jest teraz w stanie stać na nogach, a nie leżeć na ziemi i kwiczeć z bólu. Dziewczyna rozglądnęła się nieco szaleńczo i pobiegła w moją stronę jak olimpijka i zamknęła mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. W tamtym akurat momencie mogłabym przysiąc, że Ania wcale nie jest drobną dziewczyną, tylko ogromnym drwalem. 
- Miło cię widzieć Aniu - wykrztusiłam.
- Wróciłaś?! Zostaniesz tu na zawsze? Gdzie byłaś? Kim oni są?... - usta jej się nie zamykały. Chyba już wiem jak się czuje żołnierz na wojnie.
- Aniu - przerwałam zatykając Ani usta ręką. Odstrzał został skutecznie powstrzymany. Misja wykonana. Brak zastrzeżeń. - Może w bardziej ustronnym miejscu? - zerknęłam znacząco w stronę naszego towarzystwa i zabrałam rękę. Obozowicze patrzeli na nas jak na wyjątkowy okaz w zoo. Boże, gorzej niż reporterzy!
- Ach! Tak! Oczywiście! - zreflektowała się.
Udałyśmy się w stronę domu z którego chwile temu wypadła dziewczyna. Nie przeszłyśmy nawet dwóch metrów zanim zatrzymał mnie głos.
- Alicjo - zawołał odwróciłam się. Aron zmienił się w... cień? i znalazł się tuż przede mną.
Zamarłam, moje serce zaczęło wywijać jakieś dziwne akrobacje, a oddech zdradziecko przyspieszył. Nie jednak nie uodporniłam się aż tak dobrze jak myślałam. Stał tutaj, tylko pół metra ode mnie. Wystarczyło zrobić tylko jeden krok... Nie! Nie ma mowy! Nie może do tego dojść, skarciłam się w myślach. W jego chłodnych zielnych oczach, zobaczyłam odbicie moich uczuć. Smutek. Nikt nie potrafi kłamać, nikt nie potrafi niczego ukryć, jeśli patrzy komuś prosto w oczy. Kobieta, posiadająca choć odrobinę wrażliwości potrafi czytać z oczu zakochanego mężczyzny. Nawet jeśli przejawy tej miłości bywają czasem absurdalne. Ale on mnie nie kocha, pomyślałam z goryczą. 
- Słucham? - w połowie słowa głos mi się załamał.
- Przyjdź do mnie wieczorem - powiedział bez emocji. - Ustalimy szczegóły pojedynku - zdecydowanie nie brzmiało to jak kusząca obietnica upojnej nocy na jaką miałam nadzieję.
- Dobrze - zgodziłam się szybko i równie szybko dałam nogę i uciekłam od tamtego faceta.
Był na wyciągnięcie ręki... szybko odepchnęłam od siebie te dziwne myśli.
On zdecydowanie źle na mnie działa.
Mój mur zaczął się kruszyć.      

Are we tough enough
For ordinary love?

We can't fall any further if
We can't feel ordinary love
And we cannot reach any higher
If we can't deal with ordinary love...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz