Rozmowy poranne. Ja, mama i Maria siedzimy przy stole i jemy śniadanie. A tak konkretniej, to ja śpię, Maria nawija, a mama udaje, że słucha.
-Oooolaaa choodź ze mną na te jasełka. Proooszęęęę...- jęczy Maria. Od dobrej godziny wyżala się na ludzi z jasełek. Ja bardzo dzielnie staram się ją ingnorować, ale nie zawsze się da.
-Dobra - zgodziłam się dla świętego spokoju.
-Jupi! W poniedziałek o 8.00 rano! - zapiszczała wesoło.
Wymruczałam przekleństwo i walnęłam głową o stół. A mama bezczelnie wybuchła śmiechem.
No to się wkopałam.
Rozmowy wieczorne.
-Są trzy fazy imprezy. Pierwsza: jedna osoba mówi, reszta słucha. Druga: połowa mówi, połowa słucha. Trzecia: wszyscy mówią, nikt nie słucha - stwierdził ojczulek.
-Aleeee łaaadddnneee buuutyyy...- jęczy Maria patrząc maślanym wzrokiem na obuwie w jednym z sklepów w Sferze.
-Chodź, idziemy na tą capoeirę - Maria chodzi na sztuki walki. Złapałam siostrę za rękę i pociągnęłam.
Parę metrów dalej wiedzę Empik.
-Ksiązecki! - piszczę i ciągnę Marię w stronę sklepu.
-Nie, nie, nie! Idziemy na capoeirę - stanowczo protestuje Maria i tym razem ona ciągnie mnie w stronę wyjścia...
-Wii!!! Ale śliczna bluzka...
I tak dalej. Ale nie martwcie się, dotarłyśmy na te całe sztuki walki.
- Maria słyszałaś kiedyś piosenkę Bracia - Parnassus?
- No.
- Tam jest takie zdanie ,,Spadam we wszystkich snach...'', to ja mam podobnie, tylko że u mnie brzmi to trochę inaczej ,,Zdyyyyycham weee wszyyystkich snaaach...'' - stwierdziłam z wisielczym humorem rano, przykładając rękę do rozpalonego czoła i wspominając bezsenną noc, podczas której, co dziesięć minut latałam do łazienki (chusteczki się skończyły) wysmarkać nos.
Jak co ranka, piję herbatę w cudownym i wiecznie pocieszającym towarzystwie siostry i równie kochanej mamy.
-Książki załatwione - oznajmia mama odkładając telefon. Od kilku dni marzy mi się seria ,,Zwód: wiedźma'', na półce.
- Łiii! - mruczę nieprzytomna, ale i zadowolona, podnosząc kubek żeby się napić.
- Więcej entuzjazmu - gani mnie Maria.
- Bul-bul-bul!
- A udław się tą herbatą - życzy mi siostra.
Ciekawe, ale dokładanie w tym momencie zakrztusiłam się moim ukochanym napojem... Dziwne...
Po dziewiątej wieczorem przyszłam do sklepu. U mnie zupełnie normalne, mama ciągle czegoś zapomina mi podyktować i muszę kolejny (raz liczyłam i wyszło mi że sześć razy byłam w sklepie) iść do sklepu. I stoję sobie w kolejce i słyszę za sobą donośny głos.
-Kierowniczko! Macie tam jakieś prezerwatywy?!
,,kierowniczka'' patrzy na pijanego, grubego mężczyznę z uśmiechem.
-A jaki rozmiar?
-Jak to jaki?! XXL! Największy!
Kasjerka parsknęła śmiechem.
-Jasne!- patrzy na niego powątpiewająco.
-Chce się kierowniczka przekonać?!
-Obejdzie się, idź pan bo sklep zamykam.
Kłamstwo. Sklep zamykają o dziesiątej.
Przychodzi do nas klient. Mój tata robi strony internetowe, a to wymaga bezpośredniej konwersacji. No i klientela patrzy na tego moje go tatę i nagle mówi:
-Dobrze panu w tych butach.
Ktoś wie jak sobie radzić z klientem gejem, któremu hetero tatuś wpadł w oko?! XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz