Dziś na miejsce do prowadzenia lekcji Erick wybrał sobie łąkę otoczoną drzewami. Z jakiegoś dziwnego powodu, Oskar mimo moich głośnych (na tyle głośnych, żeby ochrona sprawdziła czy nic mi się nie dzieje) protestów zciągnął mnie z łóżka, bardzo wcześnie rano.
-Tak jak podejrzewałem wiedzę jak używać magii sobie sama zaczynasz przypomiać- kąciki ust Ericka lekko drgnęły ku górze.- Magia jest we wszystkim co nas otacza. W tym kwiatku także.- wskazał głową na rosnącą obok nas stokrotkę- Możesz tą magię pobrać i ukraść. Jeśli istota z której czerpiesz magię przeżyje, to magia w niej się po jakimś czasie uzupełni. Jest ten rodzaj magii jest zakazany dla mnie, ale ty możesz to zrobić.- wziął nożyk i naciął sobie skórę na palcu.- Ciało stanowi naturalną ochronę, musisz tą ochronę przerwać.-wyjaśnił- Przyłóż do mojej rany dłoń- zrobiłam tak jak on kazał.- W tym momencie możesz pobrać moją moc. Myślę że wiesz jak to robić.
Wiedziałam. To tak jakby wybieranie cukru z cukierniczki za pomocą słomki i słodzenie sobie herbaty. Z tą różnicą że bierzesz czyjąś moc i mieszasz ją ze swoją. Zrobiłam tak jak mi kazał i poczułam się dziwnie silniejsza. Bardzo przyjemne uczucie.
-Dość.-powiedział stanowczo i zabrał rękę.- To może uzależnić. Człowiek chce ciągle więcej. Po jakimś czasie można się przyzwyczaić że jest się silniejszym i kiedy to uczucie zniknie więc się znowu zacznie się kraść magię, żeby znów mieć potęgę i siłę.
To tak jak z narkotykami pomyślałam, człowiek zaczyna potrzebować ich do życia. Bez nich czuje się nieszczęśliwy.
-Jak widzisz moja osłona została przerwana. Możesz ją zasklepić. Tylko musisz sobie wyobrazić jak. Można to sobie wyobrazić na przykładzie szycia dziury w skarpetce.- Dotknęłam jego rany. Wysłałam wiązkę mocy i wyobraziłam sobie jak zszyje jego ranę. Gdy zabrałam rękę nie widziałam już rany.- Jeśli będziesz wysyłać takie wiązki mocy między powłoki skóry to po jakimś czasie sama automatycznie będziesz się leczyć.- uśmiechnął się i opadł na trawę.- Na dziś koniec. Jest cudna pogoda.
Położyłam się obok niego.
-Co się stało między tobą a Oskarem?- zapytałam cicho.
-Myślę że na to pytanie odpowiedź już znasz.- odparł jeszcze ciszej. Tak cicho że aż na niego spojrzałam. W oczach miał łzy.
-Dlaczego?- jedno słowo, a tysiąc odpowiedzi.
-Dlaczego go zostawiłem samemu sobie? Żeby się nauczył odpowiedzialności, pokory, cierpliwości, samodzielności i wielu innych rzeczy. Jednym słowem- jak żyć. Proszę nie mów mu o tym. On jest dla mnie jak syn. To tak jakby się dowiedział o tym, to tak jakby wyszło na jaw kłamstwo skrywane przez rodzinę od lat.
-Kochasz Naomi.-stwierdziłam.
-Kocham od lat, ale ona tego nie widzi.- wrócił do poprzedniego tematu.- Jakby się o tym wszystkim to on i jego matka mogli by pomyśleć że wykorzystuję śmierć męża Naomi i by mnie znienawidzili. A ja nie mogę ich stracić.- jedna, samotna łza spłynęła po jego policzku.
O jedna za dużo.
-Idziemy dziś na szkolenie-mruknął niezadowolony Oskar prowadząc mnie między domkami.- Chwała Zeusowi że do końca roku szkoleniowego jeszcze tydzień. Lekcje grupowe będą się odbywały po południu, a lekcje z Erickiem rano. Ja będę szkolił ciebie i innych-
-Mówisz o tym jakby to nie były treningi tylko co najmniej biczowanie.- stwierdziłam. Zawsze mi się wydawało że jeśli takowy uczeń się czegoś nauczy od ciebie, to daje to dziką satysfakcję i dumę.
-No cóż. Wcale nie jest przyjemne, jak połowa widowni to dziewczyny, a druga połowa zamiast się uczyć próbują się do mnie zalecać.
Parsknęłam śmiechem. Bardzo chętnie to zobaczę. Po jakimś ,,X'' czasie, byliśmy na okrągłym boisku. Plac był otoczony ławeczkami i wedle tego co powiedział Oskar, faktycznie połowa widowni to dziewczyny, a druga to zazdrośni chłopacy dziewczyn ćwiczących. Nagle, niczym słynne pszczoły do miodu, zleciały się dziewczyny. Połowa tłumu była święcie przekonana że coś im się stało w łapkę, a reszta twierdziła że poprzednią lekcję trzeba koniecznie powtórzyć (najlepiej na osobności). Oskar jęknął, jak skazaniec przy szubienicy kiedy okazało się że musi godzinę poczekać, bo wyrok został zmieniony, a on musi czekać aż przygotują koło do tortur i rozpalą ognisko. Ponownie parsknęłam śmiechem i rozglądnęłam się po placu. To znacznie przewyższa wszystkie komedie świata. W tłumie wypatrzyłam Robina, który płynnie wykonywał wyćwiczone ciosy. Zdecydowanie przewyższał w umiejętnościach pozostałych. Ciekawe czemu nie zauważyłam wcześniej jego urody? Rudo-złociste włosy lśniły niczym latarnia morka, smukła dobrze opalona sylwetka lśniła od cienkiej pokrywy potu w promieniach słońca, a delikatne mięśnie kurczyły się i rozkurczały podczas gdy on zwinnie i z gracją wykonywał ciosy. Mimo pozorów, byłam niemal pewna jest niesamowicie silny. W końcu do takiej pracy jak sprzątanie boksów i czyszczenie koni, to trzeba być bardzo silnym i wytrzymałym. Po chwili podziwiania atletycznej budowy chłopaka, zauważył że go uważnie obserwuję i odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się flirciarko i puścił mi zalotne oczko. Wskazałam ruchem głowy naszego skazańca. Ramiona chłopaka zatrzęsły się, od ledwo powstrzymywanego śmiechu i rzucił mu spojrzenie pt. ,,Współczuję stary!''. Oskar obiecująco pogroził mu pięścią. Robin roześmiał się, doskonale demonstrując jak bardzo obchodzą go te groźby. Na ziemię sprowadził mnie spowrotem Oskar.
-Dziesięć kółek wokół boiska, raz!- ryknął mi do uszu.
Nie wiem dlaczego, ale nagle przed oczami pojawił mi się obraz jak to ja
uciekam przed Oskarem który próbuje mnie smagać witkami wierzby.
Wzdygnęłam się w duchu. Nie, ja wolę spowrotem siedzieć w chmurach. Spojrzałam błagalnie na Robina, naiwnie szukając w nim ratunku. Na próżno. Uśmiechnął się szeroko i pokazał mi uniesione kciuki. Nie że nie lubię sportu. Po prostu stanie w promieniach słoneczka jest bardzo przyjemnym zajęciem. Rzuciłam im pełne wyrzutu spojrzenia i mimo protestów moich nóg zaczęłam biegać.
Trening skończył się dopiero wtedy gdy słońce stwierdziło że już wystarczy moich tortur. Znaczy tak powinno być. Oskar mściwie stwierdził że mi nie zaszkodzi jak jeszcze godzinę poćwiczę. Wtedy wybrałam inną opcję.
-Strajk.- oznajmiłam i siadłam po turecku na ziemi. Założyłam ręce na piersi z zaciętą miną.
Wokół rozległy się chichoty. Wprawdzie niewiele osób jeszcze tu było, ale kilka z nich uśmiechnęła się wesoło i zrobiło to samo co ja. Robin podszedł od mnie i usiadł obok parodiując moją minę. Oskar spojrzał na protestantów ostrzegawczo.
-Kto w tym momencie nie wstanie będzie miał... bardzo trudny tydzień.- ostrzegł miękko.
Wszyscy pośpiesznie, acz nie chętnie wstali, poza mną i Robinem który nadal papugował moją święcie oburzoną minę.
-To jest chwyt poniżej pasa!- oskarżyłam.
Oskar wzruszył wesoło, jakby chodziło o jakość błahostkę. A tu chodziło o mój protest!
-Nikt nie mówił że życie jest fair.-odparował.
Posiedziałam tam jeszcze jakieś pięć minut i stwierdziłam, że nie zniosę tych spojrzeń jakimi zwykle obdarza się zwierzątka w z zoo. Nadal święcie oburzona, wstałam i poszłam w stronę stajni.
Perspektywa Arona:
Słońce chyliło się ku zachodowi. Syreny lada moment będą się zbierać, pomyślałem.
-Wygrałem!-krzyknął zadowolony Alek. Odkąd tu jesteśmy zagrali już chyba we wszystkie możliwe gry.
-Nie krzycz idioto- syknęła Ania.- One tego nie lubią.- wskazała coś za jego plecami.
Poderwaliśmy
się i jak na komendę spojrzeliśmy w stronę którą pokazała. Co chwila z
wody wyskakiwała półryba-półkobieta piszcząc przy tym radośnie ''Aron,
Aron!''.
-To się źle skończy.-mruknął Alek, a Ania go poparła.
Uśmiechnąłem
się zawadiacko do syreny, która jakby wyrosła z wody. Miała łuski
koloru morskiego, blond włosy i duży biust. Skąd wiem że duży? No cóż
miała na sobie tylko wodorost bardzo skąpo owijający jej piersi.
-Witaj mój bożku.- przywitała się zalotnie.
-Kochana Wiktorio, nie przyszedłem tutaj do ciebie. Przyszedłem do królowej.- odparłem słodko.
-Och,
jaki pech.- udała zmartwienie- Nie ma jej. Musiała popłynąć do Eleves.
Jako że jestem jej córką, jestem również zastępczynią.- na jej twarz
znów wpłynął zalotny uśmiech.- Cóż chcesz Aronie? Tylko mów szybko bo
muszę płynąć do miasta elfów.
-Wiesz gdzie jest Alicja?-zapytałem bezpośrednio. Nie lubię podchodów.
Na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie.
-Wiem.- odparła.
Wyszła z wody, a jej syreni ogon zamienił się w nogi. Podeszła do mnie szybkim krokiem
-A powiesz gdzie?
Okrążyła mnie niczym drapieżnik, powoli zbliżając się. Po chwili stanęła około dziesięć centymetrów ode mnie.
-Nie
znajdziesz jej.- znów mnie zaczęła okrążać.- Co ona ma czego ja nie
mam? W czym jest lepsza? Co zrobiła że wybrałeś ją? Że taki ktoś jak
ty...-wysuwając ostre pazury przecięła moją koszulkę, a ta opadła na
ziemię. Syreny wciągnęły ze świstem powietrze i zaczęły wydawać z siebie
dziwne jęki.-... ją zechciał.- musnęła wargami moją szyję. Odepchnąłem
ją. Może kiedyś taki gest by mi się spodobał. Podnieciłby mnie. Ale
teraz przed oczami mam wyraźny obraz Alicji.
Podszedłem powoli do
wybrzeża i spojrzałem w księżyc tak jakby tam była odpowiedź na
nurtujące mnie pytania. Westchnąłem smutno.
-Och, Wiktorio, ona
jest ważniejsza niż ty. Stanowi część układanki, od której będą się
toczyć losy wszystkich światów. Ma w sobie coś czego nikt inny nie ma.
Jest inna.
-To leć do tej Alicji. Jeśli ją znajdziesz.- syknęła wściekle obnażając ostre kły.
Wydała z siebie dźwięk po którym wszystkie syreny wskoczyły z wrzaskiem do wody.
Jest inna...
[Następnego ranka] Perspektywa Alicji:
-Ucieszę cię. To prawdopodobnie to będzie jedna naszych ostatnich lekcji.- Erick uśmiechnął się lekko, siadając przy tym na trawie- Pamiętasz jak mówiłem ci jak się leczy?
Potaknęłam, rozcinając skórę na palcu sama się zrosła. Ostatnio dokładałam moc między warstwy skóry. Teraz już tego nie muszę robić, bo moje ciało samo to robi.
-Dobrze, to wyobraź sobie jak tworzysz kolejną powłokę tylko tym razem poza warstwami twojej skóry.
Czyli tak jak bańkę mydlaną, powiedziałam sobie w duchu. Zrobiłam tak jak nakazał Erick.
-Tą kolejną powłokę możesz modyfikować. Na przykład sprawić że będzie idealnie przylegać do twojej skóry.- wstał i pokazał na sobie.- Powłoka ta służy do obrony przed bodźcami z poza twojej skóry, takimi jak komar, albo magia innych osób. Możesz modyfikować również jej kolor.- pokazał jak mam to zrobić. Jak kierować magią to już wiesz, ale nie wiesz że możesz zmieniać jej kształt. Jeśli chcesz żeby strumień twojej mocy wyglądał jak atakujący ptak, to musisz sobie wyobrazić tego ptaka i naładować go mocą. Dzięki temu możesz tworzyć iluzję.- to ćwiczenie mi zajęło trochę czasu.- z tego co wiem, to ty masz skłonność do wyzwalania mocy ognistej. To oznacza że znacznie łatwiej ci będzie jej używać. Istnieje również moc wody którą się tak na prawe nie przejmuj, bo jest na prawdę niewielu mocnych magów w tej dziedzinie. Magowie ciemności są dosyć rzadcy i silni, pochodzą od Hadesa.- powstrzymałam odruch spojrzenia w stronę bransoletki.- Głównie dlatego że Persefona pilnuje swojego męża, a jeśli jednak Hadesowi w końcu uda się wyrwać na kilka godzin w towarzystwie jakiejś dzieweczki i spłodzić potomstwo, to rzadko potrafi przeżyć.
-Czemu?- wyrwało mi się.
-Albo nie potrafią kontrolować swojej mocy i ich pochłania, alba Persefona ich zabija, lub inni.- odparł.-Kontynuując, magowie światła oczywiście od Heliosa. Magów ognia do tej pory nie było.-rzucił mi znaczące spojrzenie. Magia powietrza to najczęściej spotykana magia. Ludzie którzy ją posiadają są najczęściej dosyć silni, ale tym rodzajem mocy trzeba umieć się posługiwać. Do tego istnieje jeszcze istnieje kilka podgrup takich jak magicy lodu.- machnął lekceważąco ręką.- Z kilkoma z nich możesz się spotkać podczas treningów grupowych. Rozumiesz?
Potaknęłam.
- Istnieją dwa rodzaje magicznych przedmiotów: zwykłe są naładowana mocą, tak jak puszka wodą. Jeśli będziesz z puszki ciągle zabierać wodę to w końcu się skończy, albo jeśli dolejesz to napełnisz. Oraz są przedmioty Związane, które są przywiązane czarem do danej osoby. Ta osoba która trzyma przedmiot Związany może kraść moc od drugiej. Ale jest pewien haczyk. A mianowicie jeśli obca osoba dobierze się do związanego przedmiotu to może czerpać moc od właściela przedmiotu. Czyli jeśli dam ci na przykład mój związany ze mną talizman, to ty możesz przez ten talizman kraść mi moc. Jeśli są minusy, to muszą być i plusy, prawda? W tym wypadku plusem jest to, że jeśli ty nie masz mocy np. na leczenie ran, to możesz się uratować kradną moc od kogoś. Rozumiesz?- potaknęłam.- To świetnie.- i tak jakby mnie tu nie było położył się kaloryferem do słońca na soczystej trawie. Nie ukrywam również że zrobiłam to samo.
[Następny dzień.]
-Wstawaj- Oskar mi wymruczał do ucha. Zdecydowanie lubię takie pobudki, pomyślałam.
-Ja też.- odparł. Zaraz, zaraz! On mi czyta w myślach, czy ja to powiedziałam na głos?- Tak powiedziałaś to na głos.- powiedział odgadując mój wyraz twarzy. Ubrałam się i odprawiłam inne egzorcyzmy, po czym udaliśmy się na trening. Byłam iście w śpiewającym nastroju. Słoneczko świeci, ptaszki śpiewają i... i... to jest... zbyt piękne. Coś złego musi się stać. Doszliśmy na plac i zobaczyłam oczywiście kogo? Mój cudowny nastrój pękł niczym bańka mydlana. Wiktoria. Gorzej być nie może. Nie. Pomyłka. Może być gorzej, jesteśmy w jednej grupie. Spojrzałam na uśmiechniętego od ucha do ucha Oskara.
-Za dziesięć minut zaczynamy.- powiedział wesoło.- Rozgrzej się.
Oj, zaraz ja cię rozgrzeję, jak strzelę ci w tyłek ognistym wężem.
-Beszczelny dupek.- mruknęłam, a on to usłyszał.
-Słucham?- zapytał rozbawiony.
-Nic, nic kochany trenerze.- odparłam szczerząc się jak głupi do sera.
Pogroził mi palcem. Doskonale wie że ja jej nie znoszę ale i tak mnie przydzielił do jej grupy, więc w zamian za moje przyszłe cierpienia mogę mu trochę nabluzgać w twarz. Ale później. Wolę nie psuć sobie reputacji. Wszyscy na placu ćwiczeń już czekali. Podeszłam do mojej grupy. Oczywiście to że tu podeszłam, nie obeszło się bez echa. Nagle zostałam otoczona zwolennikami Wiktorii, która stała wewnątrz tego okręgu. Uśmiechnęłam się w duchu i wypuściłam niewidzialne obłoki mojej aury, która dzięki bogu była ognista. Wszyscy zaczęli głęboko oddychać próbując złapać oddech. Kilka osobników odeszło kilka kroków chcą obserwować wszystko z daleka nie narażając się na działanie mojej aury. Czyżby nie umieli stworzyć magicznej tarczy, oj ale mi przykro, pomyślałam sarkastycznie. Mimo tego że udało mi się znokautować parę elfów, to Wiktoria stała nadal przede mną. Westchnęłam w duchu czemu z wszystkich trenujących akurat ona musiała się tego nauczyć? Los chyba wybitnie mnie nie lubi.
-Widzę że dodali nam nową osóbkę do grupy.- zbliżyła się niebezpiecznie blisko mnie.- Musisz pamiętać tylko jedno. W tej grupie żądzę ja.
-Gdzie masz berło, albo koronę królowo?- zapytałam sarkastycznie.- A jabłko? Ach, no tak- udałam dramatyczne westchnienie- Pewnie ktoś ci je z głowy z zestrzelił.- nachyliłam się do niej- Powiem ci kto. To byłam ja.
Pierwotny (i jedyny) plan jest taki: zdenerwować ją do granic możliwości i pokonać w pojedynku, tym samym zyskując spokój. Zobaczymy czy się uda. Chyba pierwszy punkt mi się udał bo odeszła parę kroków i rzuciła mi rękawice pod nogi. Zerknęłam ku Oskarowi. Stał kilka kroków od mojej elfiej otoczki. Pokręcił głową z dezaprobatą. Uśmiechnęłam się lekko i przyjęłam wyzwanie. Rozległy się szepty i pomrukiwania zaskoczenia.
-Broń?- zapytałam.
-Magia.- odparła.
Znów zerknęłam ku trenerowi. Jego oczy były wielkie jak spodki. Widać ze był przerażony. Nie jestem pewna czy boi się o mnie czy o nią. Podszedł do nas szybkim krokiem.
-Nie ma mowy.- powiedział zimno.
Wiktoria podeszła do niego i dotknęła jego policzka.
-Ależ Oskarku, jest mowa- powiedziała. Oskar złapał ją za rękę i ją odepchnął.
-Jestem twoim trenerem- powiedział tonem ostrym jak tysiące noży wykutych w kuźni Hefajtosa.- Należy mi się szacunek.
Cmoknęła z niezadowoleniem. Odwróciła się do zgromadzonych i zaczęła swoją głośną przemowę.
-Wszyscy dobrze wiemy że decyzja należy do osoby która podjęła wyzwanie i że może to wyzwanie unieważnić tylko i wyłącznie bóg- zebrani nieznacznie pokiwali głowami w potwierdzeniu- i że za wycofanie się cena jest bardzo wysoka. A mianowicie utrata honoru (w średniowieczu po utracie honoru nikt nie uważa go godnego przeciwnika). Dura lex, sed lex! (uwielbiam to powiedzenie, jest z łaciny, oznacza ''twarde prawo, ale prawo) Na świadka wzywam Naomi oraz Ericka!- zakończyła triumfalnie.
Nagle pojęłam zdenerwowanie Oskara. Oblał mnie zimny pot i poczułam dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa. Jeśli bym przegrała przed kimś innym to bym straciła pozycję, a jeśli przegram przy nich, to Oskar będzie miał kłopoty. Spojrzałam na oszołomioną twarz chłopaka. Wyglądał jakby miał zaraz zwrócić posiłek. Gdybym mogła cofnąć czas...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz