wtorek, 11 listopada 2014

Historia Lili

- Lili pójdziesz na targ? - zapytała mama dziewczyny wrzucając do kosza następne jabłko.
- Dobrze mamo - zgodziła się potulnie.
Od niepamiętnych czasów Lili wiodła monotonne życie. Wstawała o świcie, kiedy zwyczajowo wszyscy spali i sprzątała chatę. Następnie robiła skromne śniadanie i po posiłku szła zbierać owoce i warzywa. Z częścią z nich chodziła na targ i sprzedawała, a reszta zostawała w domu. I tak codziennie. Lili marzyła by móc się stąd wyrwać. Mieć własnego konia i poznawać uroki życia. O tak, bardzo by chciała mieć konia. Te potężne i piękne zwierzęta zawsze ją fascynowały. Ich praca mięśni, lśniąca grzywa i sierść, charakter... Niestety praca którą się trudniła, nie dawała na tyle pieniędzy żeby móc wieść jakieś dostatnie opływające w luksusy życie, ale wystarczało na utrzymanie pięcioosobowej rodziny. Kiedyś było gorzej, ale odkąd w Akarii panuje Markus III, życie ludności stało się znośne. Dziewczyna umyła poranione i popękane ręce i jak zwykle, poszła zarobić pieniądze. Droga nie była długa, przynajmniej nie dla niej, ledwie jedna mila. Królestwo było położone w idealnym miejscu. Nie panowały tu skrajne temperatury jak w Lomarze. Tam kiedy było ciepło, to trudno było chodzić tak by się nie poparzyć, a jak było zimno, to woda w kałużach zmieniała się w lód. Stolica do której dziewczyna zmierzała była około jedną wiorstę od wysokich gór, z których szczytu spływała krystalicznie czysta woda opasająca swym nurtem stolicę. W przeciwną stronę od gór był las. Sam zamek był otoczony murami i wątpliwej jakości fosą. Wokół murów było podzamcze. W nim znajdował się targ i miejsca mieszkalne dla zamożnych kupców i biedniejszej szlachty. Po jakimś czasie Lili wkroczyła na targ. Pierwsze co jak zwykle uderzyło w zmysły Lili, to orgia kolorów, zapachów i dźwięków. Można tu było kupić dosłownie wszystko. zaczynając od jedzenia, mebli i zwierząt kończąc na niesamowitych ziołach ponoć powstrzymujących co miesięczne krwawienie. Lili nigdy nie miała takiego problemu. Była bez płodna. Odszukała szybko wzrokiem handlarkę i podeszła do niej. Kobieta od lat sprzedaje rzeczy które przynosi dziewczyna. Głównie dlatego, że za stoisko trzeba  płacić. W końcu królestwo musi mieć jakieś pieniądze, prawda?
- Witaj Mery - przywitała ją.
- Och, witaj kochana - zabrała kosz i postawiła na swoim stoisku.
Nagle na placu zapanowało wielkie poruszenie. Jakiś mężczyzna próbował zmusić konia do posłuszeństwa. Zwierze było piękne. Sierść koloru gorącej czekolady, bujna brązowa grzywa i ogon, oraz śnieżnobiałe skarpetki na kopytach. Koń zakwiczał rozdzierająco i stanął dęba. Dziewczyna bez zastanowienia pobiegła przed konia i podniosła wysoko ręce. Na szczęście ani ona, ani nikt inny nie dostał kopytem podczas wierzgania. Gdy zwierze ją zobaczyło uspokoiło się i dało pogłaskać. Brutalny mężczyzna ryknął głośno i uderzył batem dziewczynę, a ta się przewróciła.
- Jak śmiesz dotykać królewskiego konia ty mała brudna... - krzyczał coraz głośniej i coraz mocniej bił dziewczynę.
Ból był rozdzierający. Lili skuliła się na ziemi i jedynym dowodem na to że jeszcze żyje, były spazmatyczne drania przy kolejnych uderzeniach bata. Nagle na placu zrobiło się cicho. Mężczyzna pomyślał, że stało się tak dlatego, że ludność się zaczęła go bać. Połechtało go to i zaczął szybciej i mocniej bić. To było jego największy błąd. Ludzie niepostrzeżenie się rozsunęli i przepuścili człowieka który był traktowany jak bóg. Nie ze względu na pieniądze. Ze względu na dobroć którą miał w sobie. Król nie był ubrany w wykwintne szaty, miał na sobie zwykłą białą koszulę i czarne spodnie. Jedyna wartościowa rzecz którą miał na sobie to najświętszy znak jego niepodważalnej władzy, czyli korona. Markus spojrzał z przerażeniem na biedną ledwo żywą Lili.
- Pojmać go! - huknął wskazując na oprawcę który do tej pory nie zauważył, że władca jest na targu.
Markus podbiegł szybko i lekko trącił w ramię Lili. - Boże litościwy, nic ci nie jest? - zapytał troskliwie.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Spojrzała na niego i straciła przytomność. Koń, który był sprawcą całego zmieszania podszedł do Lili i trącił ją miękkimi chrapami. Król upewniwszy się, że nic jej nie jest rozkazał strażnikom odprowadzić konia do królewskiej stajni, a dziewczynę zabrać do zamku i się nią zaopiekować.

  Lili wstając tamtego dnia z łóżka, nawet nie pomyślała, że jej życzenie aby jej życie nabrało obrotów, się dzisiaj spełni.
____
To jest taki prolog ;) fajny?
Pozdrawiam Ola ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz