niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 10! :)



-Zaczynamy za dziesięć minut- oznajmiła śpiewnie Wiktoria.
Nie zdążyłam nawet mrugnąć, zanim zostałam mocno złapana za ramiona przez Oskara.
-Oszalałaś?! Jeśli zginiesz to my wszyscy będziemy zgubieni!- krzyknął.
-Dam sobie radę.- odpowiedziałam twardo i syknęłam z bólu.
Puścił moje ramiona. Westchnął zrezygnowany. Dotknęłam jego policzka, a on się wtulił w moją dłoń.
-Dam sobie radę.- powtórzyłam.
-Wiem. Tylko się martwię.- jęknął rozpaczliwie.
Uśmiechnęłam się lekko, żeby go pokrzepić.
-Przecież wiesz że ja zawsze spadam na cztery łapy.- zażartowałam.  
Kiedyś ćwiczyliśmy walkę na desce (dziadyga jeden mówił że to na poprawienie równowagi) i straciłam równowagę i spadając się obróciłam w powietrzu. Wylądowałam na rękach i nogach tak że byłam w pozie podobnej do robienia pompek. Wtedy Oskar stwierdził: że koty zawsze spadają na cztery łapy i kazał mi wrócić do treningu. Do moich uszu dobiegł mocny i donośny głos.
-Pojedynek czas zacząć.- powiedział Erick.
Miałam się już odwrócić, gdy Oskar mnie złapał za rękę.
-Foedus- powiedział magnetycznym głosem.
Wiedziałam co to oznacza. To jest zaklęcie które nas zwiąże. Jak brata i siostrę. Plusem tego jest to że osoby nie muszą władać magią żeby czar mógł zadziałać. Poczułam że w mojej głowie tak jakby pojawiła się dłoń niosąca nieme zaproszenie do czegoś.
-Fraternam- odpowiedziałam. Na mojej ręce pojawiły się linie sięgające ramienia. Taki jakby tatuaż.
Tatuaż rozbłysł złotym światłem, nie umknęło to uwadze zgromadzonych. W tym Naomi, Ericka i Wiktorii. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco do mojego nowego brata i poszłam na plac.
Zauważyłam że wokół areny/placu treningowym powietrze lekko miga i drga. Podejrzewam że została nałożona bariera żeby żaden z widzów nie ucierpiał i po to żeby nikt z zewnątrz nie próbował którejś z nas pomóc. 
-Nie wolno kraść mocy z żywych istot, oraz korzystać z przedmiotów magicznych i nie wolno zabić przeciwnika. Pojedynek zaczyna się po odliczeniu trzech sekund.- zastrzegła Naomi.
-3...- zaczął liczyć Erick.
Nagle moja przeciwniczka wystrzeliła pocisk. Ledwie zdążyłam uskoczyć. Lodowy, stwierdziłam w myślach, kto by pomyślał, Lodowa księżniczka, dodałam kwaśno. To wyjaśnia dlaczego jest zimna i pusta. Zerknęłam by zobaczyć po za arenę. Naomi i Erick zaczęli  szybko krzyczeć zaklęcie dezaktywujące ochronę. Usłyszałam jak coś narusza barierę. Rozejrzałam się szybko i zobaczyłam Oskara uderzającego w ścianę. Miał przerażony wyraz twarzy. Wskazał w miejsce gdzie powinna być moja przeciwniczka. Powinna, ale jej nie ma. Oblał mnie zimny pot i rozpaczliwie poszukałam mojej przeciwniczki. Poczułam z prawej strony wibracje. Jakby atomy w powietrzu zaczęły drgać. Spojrzałam szybko w tamtą stronę. I dzięki temu przeżyłam. Była tam Wiktoria. Rzuciła we mnie potężnym lodowym pociskiem. Szybko zaczęłam tworzyć tarczę, nie zrobiłam jej dostatecznie mocnej i moja tarcza się roztrzaskała, a mnie odrzuciło w tył. Jęknęłam czując promieniujący z potylicy. Z trudem wstałam. Miałam wrażenie, że w głowie nam pralkę i karuzelę.  Pomyślałam przez sekundę i obmyśliłam krótki plan jak ją pokonać. Stworzyłam duży, ale słaby pocisk. Za nim stworzyłam silny. Ten drugi był mniejszy. Tarcza Wiktorii po spotkaniu z moimi pociskami się roztrzaskała, ale niestety powstrzymała pocisk. Wokół mnie piasek się poruszył. Nie zauważyłam nawet kiedy zostałam otoczona przez wir piasku. Przez swego rodzaju zasłonę nic nie widziałam. Chciała mnie oślepić, stwierdziłam z cierpkim rozbawieniem. Włożyła w to zaklęcie bardzo dużo mocy i gdyby nie to, że nie wolno kraść mocy to bym sobie ją pobrała. To, że ona złamała zasady to nie oznacza, że ja też muszę. Poczułam drżenie na mojej tarczy. Uśmiechnęłam się do siebie. Strzelając do mnie zdradza swoje położenie. Stworzyłam potężną kulę mocy i uformowałam ją w feniksa. Wyglądał pięknie i zarazem bardzo groźnie. Gdy znowu zaatakowała mnie, uderzyłam w nią. Nagle piasek opadł, a ja zobaczyłam Wiktorię leżącą piasku. Nie żyje? zapytałam siebie z przerażeniem. Podbiegłam do niej i sprawdziłam jej plus. Żyje. Chyba śpi. Wstałam i poszłam w stronę uśmiechniętych świadków oraz Oskara. Nagle ich twarze wykrzywiły się w wyrazie strachu. Miałam złe przeczucia. Odwróciłam się i zobaczyłam Wiktorię uśmiechającą się triumfalnie, z nożem w ręku. Nie zdążyłam nic zrobić. Rzuciła. Trafiła w lewą stronę brzucha. Wyciągnęłam nóż. Nie byłam już nawet w stanie utrzymać się na nogach. Wyczerpanie magiczne i rana od noża wygrały. Nagle zobaczyłam nade mną przerażoną twarz Oskara. Po chwili do niego dołączył Robin. A ten skąd się tu wziął? Nie ważne. Teraz nic nie wydaje się ważne...
-Nie odpływaj, patrz na mnie.- rozkazał Robin. Położył rękę na mojej ranie. Poczułam pieczenie, jak przy odkażaniu rany wodą utlenioną. Pieczenie ustąpiło przyjemnemu, kojącemu chłodowi. Napięcie, które mimowolnie utworzyło się w dole brzucha ustąpiło. Ulga i zmęczenie- słowa które idealnie opisują to jak się czułam.
-Boże czy ja jestem w piekle?- zapytałam w jak amoku.
-Możesz pomarzyć.- uświadomił mnie Oskar.
-Dziękuję- mruknęłam i straciłam przytomność.

Zamiast znaleźć się w tak jak podejrzewałam, że być powinno, w ciemności, stałam w beżowym korytarzu. Był pusty. Nie zdziwiłoby mnie to, tak gdyby nie to, że wszystko było tak wyraźne, że to niemal nie możliwe żeby to był sen. Na jego końcu zobaczyłam drzwi. Ze szpar na dole i górze wylewało się światło. Co ja tu robię? Niepewnie podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Pokój w którym się znalazłam mogłabym spokojnie uznać za bardzo przytulny, gdyby nie to że nadal nie wiem gdzie jestem. Podłoga była drewniana. Ściany były kolory trochę ciemniejszego niż beż w tamtym korytarzu. Mebli dużo nie było. Kanapa, komoda, stolik do kawy i dywanik. Chociaż nie sądzę, że te mebla są tu po to żeby ich używać. Raczej po to żeby sprawiać chociaż pozory normalności. Z powodu zaaferownia tymże pokojem, nawet nie zauważyłam że ktoś po za mną stoi w tym pokoju. Prychnęłam w duchu. No tak, jeśli nadal będę tak uważać to mogę sobie długo nie pożyć. Było tam jeszcze dwóch mężczyzn. Jednego z nich rozpoznałam od razu. Psotny uśmiech (który na marginesie był w tym momencie zastąpiony poważnym wyrazem), jednak oczy nadal były roziskrzone jak na obrazie. Był to Uranos. Tego drugiego pana nie znam. Dyskutowali o czymś. Nagle oprzytomniałam przecież mogli mnie zobaczyć! Uranos gwałtownie obrócił głowę w moją stronę. Patrzył prosto na mnie i jednocześnie nie na mnie. Tak jakby przeze mnie. Jakby mnie było. Ruszył w moją stronę i zamknął drzwi. To że mnie nie widzi to nie oznacza że mnie nie słyszy, pomyślałam. A nawet jeśli, to ja wolę tego nie sprawdzać.
-Okreonie, nie możemy ryzykować.- powiedział spokojnie Uranos.- Ona jest jedynym realnym zagrożeniem dla mnie.
- Uranosie! Ona nie jest w stanie nic ci zrobić. Wiktoria mówi że ona nie wie kim jest.- odparł z zrezygnowaniem.
Zawsze tej dziwki (przepraszam jeśli kogoś uraziłam, ja po prostu stwierdzam fakt) nie lubiłam.
-Jeśli nie wie, w co wątpię, to się za niedługo dowie. Gwiazdy jej to powiedzą. - odparł ze zniecierpliwieniem.- Po za tym, nawet jeśli Alicja by chodziła z flagą i krzyczała że jest boginią, to ona by tego nie zauważyła. Jest głupia jak but z lewej nogi.
Oj, to się zdziwicie, bo ja już wiem, pomyślałam zwycięsko.
-Masz setki tysięcy zwolenników. Czemu nie zaatakujesz teraz kiedy nie wie kim jest?
-Ona coś knuje.-mruknął jakby do siebie.- Czas ją odwiedzić.
Nagle obraz się rozmył i ogarnęła mnie słynna ciemność.  

Obudziłam się jak zwykle pokoju moim i Oskara. Chce mi się wstawać?, zapytałam siebie samą. Nie, raczej nie, stwierdziłam z przekonaniem. Przeleżałam sobie jeszcze około dziesięciu minut i wstaję. A raczej tylko próbuję. Do pozycji leżącej sprowadził mnie ból w okolicy dołu brzucha. Podniosłam moją nową czystą białą koszulę. Bandaż. Wspomnienia z ostatnich chwil zanim straciłam przytomność zalały mój umysł niczym fala. Następna fala przybyła z wspomnieniami z mojego snu. Nie, to nie był sen. Mogę chyba powiedzieć że wizja. Uranos ma armię, pomyślałam z trwogą. Pocieszenie jest takie że on nie wie, że ja wiem kim jestem. Może i wygrałam z Wiktorią, tą podłą zdrajczynią, ale nie wygram z moim ciałem. Po chwili uznałam, że jeśli sobie tu poleżę to nic mi się nie stanie. Przypomniałam sobie minę Robina. Tego miłego chłopaka. Dobrze wiedzieć, że on należy do tych osób które się o mnie troszczą. Może i źle robiłam całując go ze świadomością, że nie będę mogła mu dać tego czego on pragnie. Miłości. Nie kochałam go i nie chciałam niszczyć naszej przyjaźni. Potrzebowałam go jako przyjaciela, a nie potencjalnego kandydata na nowego chłopaka. A może jednak...? Może po tym jak się dam nauczkę Aronowi, to będę wolna i ułożę sobie życie na nowo? Z Oskarem i Robinem? Może nawet tu, w Eleves? W mojej podświadomości zapalił się płomyk nadziei. Po chwili leżenia i rozmyślania usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju. Oskar od razu zauważył, że się obudziłam. Uśmiechnął się do mnie. Jak zwykle był bez koszuli. Bo po co? Tym razem spostrzegłam że ma tatuaż. No tak, teraz to jest mój brat. W sumie ten tatuaż go ani trochę nie szpeci, wręcz przeciwnie. Dodaje mu seksapilu.
-Hej siostra.- przywitał mnie wesoło.
-Hej brat.- odparłam tym samym tonem.- Ile byłam nie przytomna?
-Około dwóch dni.
-Muszę ci o czymś powiedzieć.- powiedziałam poważnie i opowiedziałam mu mój sen-wizję, zwał jak zwał. Pominęłam ''nie istotny szczegół'', że Uranos ma zamiar złożyć mi ''przyjacielską'' wizytę. Nie chciałam go martwić, a po za tym, pewnie przez to by mnie obstawił całą armią strażników. 
-Nie dobrze.- mruknął z niezadowoleniem.
Skinęłam głową.
-Dobra ty tu leż dalej i zbieraj siły, a ja idę opowiedzieć o tym Radzie.
-Nie!- zawołałam protestując.- Nie chcę mi się tu leżeć.
-Chcesz tam iść z raną na brzuchu, w za dużej koszuli, notabene mojej, i w samej bieliźnie?- zapytał z rozbawieniem.
-Tak!-palnęłam zanim doszedł do mnie sens jego słów.- Czekaj, co?!- spojrzałam na siebie i zrozumiałam o co mu chodzi. Co za skurczybyk.- Panie! Pan by mi pomógł! W końcu pan moim bratem jest!
Zaśmiał się.
-Waśnie! Bratem. A nie opiekunką do dzieci.- odparował.- Ale zgodzę się pod warunkiem że mnie ładnie poprosisz.
-Proszę.- powiedziałam przesłodzonym głosem z ślicznym uśmiechem na ustach.- Tam leży sukienka.
-Dobrze, niech ci będzie- westchnął teatralnie i pomógł mi wstać. Zdjął mi koszulę i wciągnął z sykiem powietrze.
-Skąd ta blizna?- zapytał cicho, sunąc placem po łopatce przerywając w okolicy bandaża i sunąc dalej w okolicy kręgosłupa aż do majtek na boku.
Zesztywniały mi mięśnie, a oczy przysłoniło wspomnienie. Ogarnął mnie nieprzyjemny chłód. 
-To było kiedy byłam mała. W momencie napadu na bank, byłam z rodzicami w środku. Napastnik żeby udowodnić, że nie żartuje zrobił mi to i zamordował mi ojca i matkę. Sprawca nie znany. Policja już dawno przestała szukać sprawcy. A mi została tylko ta blizna.- zakończyłam głuchym tonem swą opowieść.
Resztę czynności wykonaliśmy w ciszy.  

--------------
Wiem, że dzisiaj wyjątkowo krótki ten rozdział. Tak samo wiem że już stuknęła mi 10. :) Równie dobrze wiem że zaraz mi stuknie 1.000, na liczniku wyświetleń! :D W ramach tego szykuję dużą niespodziankę :) dodam nowe opowiadanie, które będę tu publikować. Nieregularnie, ale jednak ;). A o to zapowiedź:

Lili.
Ładne imię prawda? Wydaje się że osoba która je nosi jest śliczną, słodką, miłą, potulną i grzeczną dziewczynką.
Śliczna? A jakże! Słodka? Nigdy taka nie była (Chwała Bogom). Miła? Dla niektórych. Potulna? A skąd! Walczy o swoje jak lwica o młode. Jak się z czymś nie zgadza to nie ma siły która by ją od tego odwiodła, uparta bardziej od osła. Jest twarda jak skała a litość ma tylko dla zwierząt (poza pająkami, muchami, komarami, kleszczami i temu podobnemu złu) W dodatku jest złośliwa, wredna, inteligentna i cwana co tworzy z niej dla niektórych strasznego wroga... a dla nielicznych silnego sprzymierzeńca.
A co się stanie jeśli taka ''delikatna'' osóbka trafi na dwór króla Ankarii po którym grasuje (niczym pies) mężczyzna który jest aroganckim, złośliwym, zadufanym w sobie  i diabelnie przystojnym i seksownym? W dodatku jest księciem Ankarii o nieskażonej niepowodzeniem reputacji zawodowego uwodziciela?
Cóż, trafiła kosa na kamień!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz