Otworzyłam szeroko oczy. Co mnie obudziło? Przecież jest jeszcze ciemno. Zamarłam starając się równo oddychać. W takich chwilach, niemal każdy człowiek, by się bał, więc dlaczego ja miałbym być wyjątkiem? Byłam na niemal wrogim terenie. Nikt mnie tu nie zna i nie lubi. Dlatego wyobraźnia podsuwała mi różne wizje, które z jakiegoś powodu zawsze źle się dla mnie kończyły. Po chwili pełnej napięcia, usłyszałam szuranie i głośny trzask. Zupełnie jakby ktoś wybił szybę. Wyskoczyłam szybko z łóżka. Co jak co, ale nie bardzo miałam ochotę odpowiadać, za wybitą szybę, albo w innym wypadku odpowiadać za nie powstrzymanie włamania. A nóż, komuś woda sodowa uderzyła do głowy i postanowił mnie zabić? Miałam wieeelką ochotę na mordobcie. Niestety, nie mogłam tak o, podejść do pierwszego lepszego przechodnia i przyfasolić mu w nos. Wszyscy zachowują się dosyć przyzwoicie, więc powodu by to zrobić nie miałam. Podbiegłam szybko do okna i zbaraniałam. Za szybą widziałam pijanego w sztorc Arona. Przez chwilę nie wiedziałam czy nie walnąć go ognistym pulsarem, czy nie zacząć się śmiać, czy w ogóle coś mam robić. Okazało się, że nikt się nigdzie nie włamywał, tylko porządnie podchmielony bóg rzucił butelką po jakimś trunku w moją ścianę.
-Alicjo - wybełkotał - dlaczego? Do cholery, dlaczego nie mogę o tobie zapomnieć?! Dlaczego ciągle mi się śnisz?! -wrzasnął.
W pierwszym odruchu, chciałam mu pogratulować tak długiego zdania, bo ja gdy raz się tak upiłam, to zwykłego ,,dziękuje'' nie byłam w stanie powiedzieć, więc byłam pełna podziwu dla niego. Dopiero gdy puścił bardzo malowniczego pawia, odmroziło mnie i pobiegłam po chłopaków. Zapowiadała się długa noc.
Perspektywa Arona:
Obudziłem się rano z potężnym bólem głowy. Nie pamiętam ile wczoraj wypiłem, przy piątym piwie przestałem liczyć. Ba! Nawet nie pamiętam co robiłem po wypiciu tej wielkiej piętki, ani tego jak się znalazłem na kanapie w domku Alicji z przyczepioną karteczką do czoła. Było na niej napisane, trochę koślawym pismem: ,,Spróbuj nas obudzić przed 10, to będziesz miał połamane ręce, nogi i wyrwany język i to jeśli będziesz miał szczęście. Pozdrawiamy Oskar, Will i Najlepsza laska na świecie''. Wstałem, lub jak kto woli, sturlałem się z kanapy i poszedłem do Ziemi Świętej, którą bynajmniej nie była Jerozolima, tylko kuchnia. Tam były najważniejsze rzeczy nastolatków. Czyli tabletki przeciw bólowe, woda, kefir, woda po ogórkach, tudzież inny środek antykacowy. Szczęśliwie dla mnie znalazłem to pierwsze i drugie. Zażyłem cudowne leki i uznałem, że wypadałoby się jakoś odwdzięczyć za przenocowanie. Zrobiłem śniadanie i herbatę i herbatę, jako że kawa na pusty żołądek to definitywnie zły pomysł.
Przypomniałem sobie, jak pewna dama codziennie o poranku robiła mi herbatę. Zamknąłem z uśmiechem oczy i przywołałem jej twarz z odmętów pamięci. Długie myszate włosy, delikatne piegi, które tylko dodawały jej uroku, zielone oczy... Była śliczną i uroczą, pełną dziewczyną. Zacisnąłem zęby. Niestety niektórych rzeczy się nie zapomina. Pamiętałem powód dlaczego ,,była'', a nie ,,jest''. Wojna to straszna rzecz, a ona była ofiarą wojny. Orkowie zabawili się jej kosztem. Związali mnie i kazali patrzeć jak ją po kolei gwałcą. Nie obroniłem jej. Nie dałem rady. Do oczu napłynęły mi łzy. To było ledwie dwa lata temu. Ta rana na sercu nie zagoiła się. Jeszcze nie. Potrząsnąłem głową odpędzając smutne wspomnienia.
Jak w zegarku do kuchni wpadli Oskar i Will. Zdziwiło mnie to, że weszli jednocześnie. Elf ziewnął przeciągle, a zaraz po nim demon.
-Królestwo za wodę - stęknęli zgodnie.
Elf jako pierwszy doszedł do krzesła i porzucając zwyczajową dla jego rasy grację, klapnął ciężko na drewniany mebel, po chwili demon zaatakował swoją osobą drugie krzesło.
- Co jest? - zagadnąłem. - wyglądacie jakbyście nie spali całą noc.
I w tym momencie do kuchni weszła Alicja. Wyglądała tak jakbym chciał widzieć kobietę mojego życia każdego poranka. Czarne do pasa włosy były w nieładzie, różowe usta lekko napuchnięte, ubrana w jedynie koszulę. Czego, moi mili jeszcze zdrowy facet mógłby wymagać? Dziewczyna zamarła w dosyć dziwnej pozie. Jedna noga zawisła w powietrzu, jakby nadal chciała zrobić krok, a ręka była w drodze do najpewniej przetarcia oka.
- Konkurs pantomimy? - zapytał niewinnie Will.
- Pantoczego? - niezrozumiał Oskar.
W każdym bądź razie na Alicję podziałało, bo podeszła i usiadła.
- Czy konkurs nadal będzie obowiązywał po utracie przytomności? - zapytała upijając łyk herbaty.
- A co? - rzuciłem tym razem bez złośliwości tylko żartem. - Masz zamiar udać omdlenie?
- Nie, chcę wiedzieć czy po tym ja was pobiję do utraty przytomności, nadal będzie się liczyć - wyjaśniła ze stoickim spokojem.
- Jestem chroniony kodeksem - uśmiechnąłem się z wyższością.
- Myślę, że udałoby się nagiąć zasady. A jeśli nie, to nie zostawię świadków - zwróciła się do Oskara. - Sorry brat.
Elf chlipnął starając się zmiękczyć nasze serca i odwieść od samobójczych zamiarów. Udało mu się. A tak konkretnie, to tym kanapkom na stole.
Podczas gdy Will i Oskar pogrążyli się w dyskusji na temat trucizn (ich wiedza była tyleż imponująca, co przerażająca), Alicja się mi przypatrywała. Nie rzucała ukradkowych spojrzeń, tylko otwarcie bezczelnie patrzyła. Zupełnie jakby czegoś we mnie (albo na mnie) szukała. Demon i elf właśnie omawiali właściwości ''małego jabłuszka śmierci'', gdy dziewczyna odstawiła głośnym brzdękiem kubek po herbacie na stół. Skrzywiłem się. Po to właśnie, by nie słyszeć tego trzasku kupiłem obrusy i zrobiłem sobie drewniane podstawki. Niektórzy myślą, że faceci nie zwracają uwagi na takie drobiazgi, ale ja zostałem wychowany na boskim dworze gdzie takie drobiazgi mają znaczenie.
- Aronie, pamiętasz co się stało wczoraj wieczorem? - zapytała opierając się na ręce.
Zmarszczyłem brwi. Teraz pamiętam nieco więcej, niż rano, ale nadal jak przez mgłę.
- Nie do końca - odparłem szczerze. - Do czego zmierzasz?
-Moi drodzy towarzysze może oświecimy biednego Arona?
Pokiwali żarliwe głowami i rozbłysły im oczy. Poczułem lekki niepokój. Miałem wrażenie, że wczorajszy wieczór to nie jest rzecz, którą bym chciał pamiętać.
- Na początek, przyszedłeś pod moje okno kompletnie zalany. Wykrzykiwałeś różne bzdury i rzuciłeś butelką w moją ścianę i na dokładkę puściłeś na nią pięknego pawia. Grzecznie wszystko posprzątałam, chodź nie mogłam powiedzieć, że sprawiło mi to przyjemność. Ale ciebie niestety zostawić tam nie mogłam, wiec zawołałam Willa i Oskara...
- Którzy akurat spali - podjął upokarzanie mnie Will. Poczułem jak na twarz mi wstępuje rumieniec wstydu. - Gdy w końcu wtachaliśmy twoje zwłoki, które nie były w stanie utrzymać się na własnych nogach, bardzo dzielnie zarzygałeś nam kanapę. Więc przenieśliśmy cię do łazienki...
- Z racji, że nie do końca mogłeś trafić do muszli klozetowej, trzeba cię było przytrzymać. Chciałeś mówić, to znaczy żalić się nam i jednocześnie wymiotować i w efekcie, całą podłogę mieliśmy pokrzytą twoimi wydzielinami żołądkowymi. Po czym, po wypełnieniu misji, dania nam roboty na następną godzinę, zasnąłeś - dokończył bezlitośnie Oskar.
Jęknąłem i zakryłem dłońmi twarz czerwoną ze wstydu. Było do przewidzenia, że moje ,,balowanie'' tak się skończy.
- Em, przepraszam - wykrztusiłem skruszony.
- Łaskawie ci wybaczam - równocześnie powiedzieli Oskar i Will, po czym przybili siebie piątkę.
-A ja nie wybaczam - powiedziała dziarsko Alicja.
Spojrzałem na nią zdziwiony. W jej oczach migotały wesołe ogniki.
- Dlaczego? - zapytałem zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Bo mam taki kaprys - rzuciła śpiewnie i wyszła.
Przez jakiś czas głupio wpatrywaliśmy się w miejsce gdzie wyszła. W końcu elf westchnął przeciągle, wyrywając nas z letargu.
- Nie rozumiem tych kobiet.
Will poklepał go pocieszająco po ramieniu i powiedział na głos to co i mi chodziło po głowie.
- Kobiety są jak języki obce. Nie zawsze i nie wszystkie trzeba rozumieć.
___
TADAM! :D Witam. Bardzo dziękuję za przeczytanie tego rozdziału, który wyjątkowo wyszedł dosyć długi :) Bardzo dziękuję wszystkim za to, że jeszcze ze mną są.
Już 30 rozdziałów. Kupa czasu, co? :) 30 rozdziałów - 30 tygodni - setki godzin pisania :). Dzięki Wam się wiele nauczyłam - dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz