Usiadłam na łóżku i oparłam się o ścianę. Po powrocie do mieszkania, byliśmy wszyscy tak zmęczeni, że nawet nie realizowaliśmy się jakoś specjalnie kulinarnie, tylko zrobiliśmy byle jak kanapki i bez słowa poszliśmy do swoich kwater. Jeśli mam być szczera, to nie za bardzo mnie interesowało co robią chłopaki, pomimo mojej wrodzonej ciekawości. Była bardzo zmęczona polowaniem. I Aronem. Choć w sumie to on powinien być bardziej zmęczony, bo to ja mu dogryzałam. W sumie, nie bardzo orientuję dlaczego mu dokuczałam. To było bardzo szczeniackie posunięcie z mojej strony, a już szczególnie, że faktycznie nie miałam o co go posądzać. Ani to nie był mój pierwszy raz z mężczyzną, ani nie sprawił mi bólu, ani nie byliśmy parą. Ale mimo to, jakieś niepisane zasady musiały przecież istnieć. Z drugiej strony, nie mógł się stawiać Wiktorii, nawet jeśli bardzo chciał to zrobić. Z księgi, którą dał mi Erick przed wyjazdem z Eleves, wyczytałam, że uroki syren są zazwyczaj bardzo silne, więc miał całkowite prawo nie uwolnić się z jej czaru. Nie czułam żadnej dzięki miksturze od brata obezwładniającej wściekłości, ale świadomość tego co było, nad wyraz mnie podjudzała i wręcz nie mogłam się powstrzymać.
Potrząsnęłam z niezadowoleniem głową. Nie ma sensu rozdrapywać starych ran. Przebrałam się i poszłam spać. Długo się wierciłam w łóżku szukając odpowiedniej pozycji. Za nic nie mogłam pojąć, dlaczego ta poduszka taka, no nie taka jaka być powinna... Właśnie! Książka! Wyjęłam wolumen z poduszki i położyłam pod łóżkiem. Ludzie rzadko tam zaglądają, więc jest tam względnie bezpieczna. Żeby się nie poniszczyła, i dla kamuflażu, dodatkowo owinęłam ją koszulą.
Lepiej coby mnie za nieporządną wzięli, aniżeliby za złodziejkę. W końcu mam jeszcze szansę oddać księgę bez wykrycia, że je w ogóle podwędziłam. Zasnęłam ledwo przyłożywszy głowę do poduszki.
Byłam w sali tronowej. Tron był ze szczerego złota. Siedziałam na nim. Nawet mnie to za bardzo nie zdziwiło. Po pierwsze, doskonale wiedziałam, że w snach to wszystko jest możliwe, a po drugie ostatnimi czasy, niewiele rzeczy było wstanie wywołać we mnie zdziwienie. Przede mną były trzy piękne kobiety, każda z odmiennym typem urody. Jedna była ruda, o zielonych oczach, miała rysy niemal mówiące ,,lubię psocić''. Druga była czarnowłosa, z niebieskimi oczami. Wyglądała tak, że gdyby nie to, że ja siedziałam na tronie a nie na odwrót, uznałabym, że jest królową. Ostatnia kobieta miała blond włosy i brązowe oczy i łagodne rysy, zupełnie jak ktoś kto jest skłonny do czynienia dobra. Jednak, byłam przekonana, że żadna z nich nie jest taką na jaką wygląda. Ostatnio, nikt nie jest takim na jakiego wygląda, pomyślałam chmurnie, przypominając sobie swawolnego boga jakim był Zeus.
Sny mają to do siebie, że rzadko kiedy ktoś umie nad nimi panować i sterować. Ja niestety zaliczałam się do grupy nie umiejącej tego robić. Szkoda, czasami by się to przydało. Kobiety plotły dwie nicie które w pewnych momentach się ze sobą łączyły, a w innych bardzo gwałtownie rozchodziły. Byłam niemal pewna, że to były Mojry, choć były zupełnie nie podobne do, jak piszą, starych na wpół szalonych staruch. Ciekawiło mnie skąd się wziął taki przesąd.
-Co widzicie? - zapytałam głosem zimnym jak lód i twardym jak stal.
Spojrzały na mnie jak na komendę i wszystkie zaczęły zwodzić:
- ...to nie koniec...
- Twoje życie zawsze będzie z nim Związane...
- ...nie ważne co będziesz robić...
- ...nie ważne jakich eliksirów użyjesz...
- Wasze Nicie zawsze się ze sobą splątają...
- Już zawsze będziesz go kochać!
Poczułam jak spadam z złotego tronu i jak po twarzy spływa mi krew. Kobiety nagle pojawiły się nade mną z oczami czerwonymi jak u królików i rzucił się do moich oczu. Próbowałam się bronić, ale... nie było dla mnie szans. Nagle...
Obudziłam się z krzykiem. Schowałam twarz w ręce i wytarłam rękawem piżamy pot z czoła.
-To tylko sen - mruknęłam do siebie, choć sama w to nie wierzyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz