Chłopak wzrok miał utkwiony w podłodze, zupełnie jakby się spodziewał, że z podłogi wyrośnie mu kwiatek (albo nikotyna). Podeszłam do okna, zabierając mu po drodze papierosa. Dopiero gdy to zrobiłam się ożywił (albo stwierdził, że narkotyczne zioło mu nie wyrośnie) i zaczął mnie śledzić wzrokiem. Otworzyłam okno i zaatakowałam moją osobą fotel. Nogi przerzuciłam przez jedno ramię, a o drugie się oparłam. Jedną nogę położyłam na drugiej i czekałam. Przyłożyłam papierosa do ust i zaciągnęłam się. O mało się nie zakrztusiłam. Ile, u diabła, to gówno ma procentów tej nikotyny?! Wypuściłam dym i zgasiłam papierosa o oparcie.
- Alicjo - zamruczał, tak jakby samo brzmienie mojego imienia w jego ustach sprawiało mu przyjemność. - Rozumiem, że mnie nienawidzisz, ale nie niszcz mi fotela.
- Ależ ja cię nie nienawidzę - urwałam i poderwałam się. Poszłam za jego krzesło i szepnęłam mu do ucha - Ani trochę - to powiedziawszy wróciłam i z powrotem rozwaliłam się na fotelu. A co! wygodny jest!
- A wiec, moje droga przeciwniczko - dołożył nacisk na ostatnie słowo. - Czym będziemy walczyć?
- Ja będę walczyć dwoma lekkimi mieczami - odparłam.
- Ja będę może... - udał że się zastanawia. - Miecz zwykły?
Wzruszyłam ramionami.
- Z tarczą? - dopytałam.
Zmierzył mnie teatralnie wzrokiem. Dzięki treningowi przybyło mi trochę mięśni, nadal nie mogę się nazywać jakąś wielką, ale brak tężyzny fizycznej nie jest jakąś wielką wadą. A nawet wręcz przeciwnie, dzięki temu jestem bardziej zwinna. Więc, coś się nie podoba?!
- Nie widzę takiej potrzeby - odpowiedział lekko.
Zacisnęłam gniewnie usta. Typowy facet co ocenia książki po okładce. Niech mu będzie. Przekona się jak mnie nie docenia.
- Zdradź mi, co będziesz robić dalej? - zapytał nieoczekiwanie.
Ciekawe po co mu ta wiedza, pomyślałam chmurnie.
- Mam zamiar pobyć tu kilka dni i skorzystać z biblioteki - odparłam ostrożnie. - I znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
Uniósł lewą brew w geście zapytania.
- Na jakie pytania? Jeśli można wiedzieć?
- Niestety nie można - odparłam złośliwie. Dość tych pytań. - Pojedynek za tydzień o dwudziestej. Sam wybierz miejsce - wstałam i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę domku i wzięłam głęboki wdech. Denerwująca jest ta burza uczuć. Raz mi serce do gardła podskakuje, a raz mam go ochotę po postu zabić. I jak on w ogóle może myśleć, że ja jestem tak głupia, że rzuciłabym mu wyzwanie, gdybym nie umiała walczyć! On ma mnie za kretynkę, czy jak?! Dupek jeszcze mnie popamięta! Ciekawe co o mnie myślał gdy się ze mną przespał! Że jestem głupią laską na jedną noc? Z każdą taką myślą robiłam się coraz bardziej zła. Czułam niemal rozsadzającą mnie moc i uczucie jakby ktoś moje serce podpalił. Spojrzałam na moje dotychczas czarne włosy. Płonęły. Boże, pomyślałam z zalewającym mnie strachem. Doskonale wiedziałam co się stanie jeśli zaraz nie wyładuję mocy. Zaczęłam biec. Szybciej. Szybciej! Nim się obejrzałam znalazłam się na jakiejś polanie. Tylko jedna osoba mi pomóc. Jedyna osoba z którą nie mogłam się widzieć.
- Uranos! - krzyknęłam rozpaczliwie instynktownie czując, że zaraz stracę kontrolę.
Miałam rację. Nagle strach ustąpił. Pozostał tylko gniew i ból. Czysty niezmącony niczym gniew i ból. Niczym machina odwróciłam się w stronę Organizacji i zaczęłam mimowolnie przelewać moją ognistą energię w stronę dłoni. Na drodze stanął mi Uranos, ale to nie jest ważne. Zniszczę go. Jak wszystko na mojej drodze. Zostawię za sobą tylko smutek i cierpienie. Nastanie nowa era. Era bólu i strachu przede mną. Poniosłam rękę i wypuściłam skumulowaną moc w stronę domków. Ach! Cóż za cudowne uczucie! Wolność! Miałam ochotę płakać i jednocześnie się śmiać. Krzyczeć z bólu i jednocześnie radości. Nie interesowało mnie to, że zabiję Anię, Aleca, Willa, czy nawet Oskara. Zabiję Arona i to się liczy. Nie będę przez niego więcej cierpieć.
- Alicjo - wydusił Uranos który stanął na drodze energii. Obydwoje dobrze wiemy, że żadne z nas długo tak nie pociągnie. Zwiększyłam strumień mocy. - Mogę ci pomóc!
Zaśmiałam się szaleńczo i przerwałam strumień mocy. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Nawet ja sama sobie nie umiem pomóc. Nie ma lekarstwa na złamane serce.
- Jak?! - krzyknęłam.
- Mogę zakończyć twoje cierpienie. sprawić, że nie będziesz go kochać, będziesz go nienawidzić. Ale jest jeden haczyk. Będziesz pamiętać to uczucie. Będziesz pamiętać jak to jest go kochać - wyciągnął buteleczkę z kieszeni. Była tam jakaś fioletowa ciecz. Położył ją na ziemi. - Sama zdecyduj, co chcesz zrobić.
- Dlaczego? Dlaczego mi pomagasz?! Jesteś moim wrogiem. Mam cię zabić. A ty mi pomagasz. Czemu?! - krzyknęłam ledwo panując nad sobą i nad swoimi emocjami.
Uśmiechnął się smutno. Wyglądał jak anioł. Anioł smutku. Anioł ciemności. A w konsekwencji: Anioł śmierci.
- Bo jesteś moją siostrą i kocham cię nad swoje życie - odpowiedział i zniknął.
Nic nie czując podeszłam i podniosłam buteleczkę z ziemi. Kilka ruchów i nie będę go już kochać. Kilka ruchów i nastąpi koniec mojego cierpienia. ...nie będziesz go kochać, będziesz go nienawidzić... Otworzyłam buteleczkę i się zawahałam. Co jeśli będę tego żałować? Nie będę. On mnie nie kochał. Szukał mnie jedynie z poczucia obowiązku. Jeden ruch. Ale... co jeśli to sprawi że już nigdy nie będę nikogo mogła pokochać? Gwałtownym ruchem podniosłam rękę i przyłożyłam buteleczkę do ust. ...nie będziesz go kochać... zakończyć twoje cierpienie...
Wzięłam głęboki łyk.
To Cię sprawdza i zwala z nóg, Przeżuwa, a potem wypluwa, Niszczy całą Twoją świadomość wykręcając Twoje myśli,Mówią, że jest ślepa, mówią, że czeka, ale za każdym razem pieczętuje Twój los I teraz łapie Cię za jaja i nie puści, póki nie upadniesz, Leżałam nieprzytomna, wstając powiedziałam „Hej, miłości! Mam już dość!" Czułam przyjemność bez bólu, Moja dusza, której nigdy nie ujarzmisz!*
Miłość kąsa, ale ja też, ja też.
Miłość kąsa, ale ja też, ja też.
Miłość kąsa!*
Miłość kąsa, ale ja też, ja też.
Miłość kąsa, ale ja też, ja też.
Miłość kąsa!*
* Halestorm - Love Bites (so do i)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz