Gdy weszliśmy do budynku, Ania wznowiła ostrzał pytaniami. I gdzie u diabła są te kamizelki kulodporne kiedy są potrzebne?!
- Dobra! - przerwałam jej wesołe szczerbiotanie. - Najpierw wam opowiem co się u mnie działo, ale pod warunkiem, że nikomu nie zdradzicie mojej tożasamości. Jasne? - widząc, że chcą coś powiedzieć, dodałam - Szczególnie jemu - nie musiałam mówić komu. Przez chwilę ich lojalność gryzła się z ciekawością, ale to drugie wygrało. Pokiwali głowami, a ja im wszystko opowiedziałam. Ukryłam jedynie wizyty Uranosa i kim jest Will.
- Przeklęte Mojry - mruknął sam do siebie Alec. Nie do końca wiedziałam o czym on mówi, więc nie zwróciłam na to większej uwagi.
- No dobra, a co się działo u was? - zapytałam starając się odwrócić ich uwagę ode mnie. Patrzyli się na mnie tak jakbym była ciekawym zjawiskiem w zoo. Oparłam się o ścianę, zakładając nonszalancko ręce za głowę.
- Aron przez pierwsze dni szukał cię dzień i noc. Nie spał, nie jadł, a i później jedzenie trzeba było w niego wmuszać i dawać mu środki nasenne żeby chociaż te kilka godzin przespał. Stał się agresywny i gwałtowny, a każdą plotkę na twój tema słuchał z zapartym tchem. Wyglądał jak wrak samego siebie. Na szczęście Alec mu uświadomił co się z nim dzieje i potrząsnął nim do tego stopnia, że poszukiwania udało się ograniczyć do wieczorów. Wtedy Aron codziennie szukał ciebie w nadziei, że wypatrzy twoje ognisko. Postawił na nogi cały Olimp i Organizacje. Nawet nie chciał słyszeć, o tym że mogłabyś nie żyć - powiedział, a ja poczułam, że z mojego muru zostaje tylko kilka cegieł.
- Mnie prawie pobił gdy przy nim wspomniałem, że istnieje taka opcja - dodał z niewesołym uśmiechem Alec.
- A wy? - w tym zdaniu było kilka pytań. Czy mnie szukali? Czy mieli nadzieję, że mnie znajdą? Czy mnie przestali szukać?
- Ciągle mieliśmy nadzieję - spojrzała czule na Alec'a. Dało mi to do zrozumienia, że przez kilka ostatnich dni to on był dla niej oparciem. - Każdego dnia wyruszaliśmy z Aronem i Cię szukaliśmy. Mimo tego, że grupa poszukiwawcza się rozsypywała, coraz mniej ludzi cię szukało - dodała z smutkiem.
- Faceci won mi stąd - rozkazałam. Zawahali się - No idźcie, chcemy sobie pogadać, jak dwie baby.
Gdy wyszli, Ania mnie zapytała:
- No, to kim jest dla ciebie, ten Will? - zapiszczała niemal umierając z ciekawości.
Zaśmiałam się, wyobrażając sobie że ja się całuję z demonem, a parę metrów dalej stoi zielony z zazdrości Oskar. Muszę jej delikatnie powiedzieć prawdę bo zacznie sobie bóg jeden wie co wyobrażać.
- Zaraz ci powiem, tylko, najpierw mi powiedz jaki masz stosunek do homoseksualistów.
Zrobiła wielkie oczy.
- To ty jesteś... - zapytała zszokowana.
-Nie, nie! Skąd! - krzyknęłam.
Ania się uspokoiła i wzruszyła ramionami z uśmiechem.
- Niech sobie żyją, nic do nich nie mam - powiedziała nonszalancko.
- Bo wiesz... - zaczęłam niezręcznie. - Oskar i Will... są gejami - dokończyłam gładko.
Ania wydała z siebie okrzyk zaskoczenia i się roześmiała.
- No tak, mogłam się domyślić - stwierdziła rozbawiona. - A w Eleves są jacyś przystojniacy? - zapytała puszczając do mnie perskie oko.
- Niestety, całe mnóstwo - mruknęłam do siebie. - Nie miałam nikogo po Aronie - wykrzywiłam usta w nieudolnym uśmiechu.
Nie wiem czy to prawda. Nie wiem czy dla Robina tamten pocałunek coś znaczył. Nie wiem nawet czy dla mnie coś znaczył! Czy byłabym w stanie po wojnie wrócić do Eleves i zacząć tam nowe życie mając u boku Robina? Zdałam sobie sprawę z tego, że zazdroszczę Ani. Zazdroszczę jej tego, że jedyne o co musi się martwić, to co założy rano na siebie, czy kto posprząta pokój. A najbardziej jej zazdroszczę braku wyborów. Robin, czy Aron? Bogowie, czy Uranos? Eleves, czy Ziemia? Jej życie jest takie proste.
- A co z tobą i Alecem? - zapytałam starając nie myśleć o tym co mnie może czekać jutro.
Różowowłosa zarumieniła się i zaczęła opowiadać mi o jej związku. Słuchając jej, zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek będę tak szczęśliwa jak ona teraz.
Stojąc przed drzwiami do domu Arona, zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy nie wziąć nogi za pas i nie dać dyla w pobliskie krzaki. Moje serce podskakiwało i wywijało inne cuda, a ręce wcale nie miały się lepiej. Trzęsły się jakbym dobrowolnie wchodziła do paszczy lwa, a nie do domku Arona. Chociaż nie dam głowy, czy nie przyjemniej byłoby mi wejść do tej paszy lwa...
Wzięłam głęboki wdech i podniosłam rękę żeby zapukać, ale zrezygnowałam. Trzeba pokazać kto tu rządzi, nie? Gwałtownie otworzyłam drzwi i zamarłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz