poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 18

Po paru godzinach jazdy urządziliśmy sobie małą przerwę. Moi kompani jak zwykle pogrążeni w rozmowie nawet nie zauważyli tego, że wzięłam plecak i się oddaliłam. Poszłam się przebrać w coś odpowiedniejszego niż luźna koszulka i spodnie, które notabene tak śmierdziały potem, że chyba zaczynały wokół mnie latać muchy. Znalazłam staw z czystą wodą. Na powierzchni wody tańczyły jakieś malutkie istotki. Ich włosy miały wszystkie kolory tęczy. Normalnie wzięłabym je za hipiski, ale tu nic nie było normalne. Rozpaczliwie zaczęłam odkurzać w moim umyśle wiedzę na temat malutkich, pijanych ze szczęścia istot. Rusałki? Wróżki? Dobra, nie ważne. Gdy podeszłam, zaprzestały tego i zaczęły mnie uważnie obserwować. Niektóre pouciekały, a niektóre były na tyle odważne (bądź głupie), że podeszły do mnie i zaczęły coś bełkotać, co ja bym zakwalifikowała do bełkotu pijaka, gdybym nie wiedziała, że ja to akurat niewiele o tym świecie wiem i nie do końca mam podstawy aby tak twierdzić (tak swoją drogą, wyobrażacie sobie pijane wróżki?!). Na szczęście, widząc że ja nic nie rozumiem jedna z nich zaśpiewała jakąś wesołą pioseneczkę i wskazała na mnie. Nagle, doznałam olśnienia i domyśliłam się, że chcą żebym ja odtworzyła. Zrobiłam to o co mnie prosiły (czy piszczenie można uznać za prośbę?) starając nie złamać sobie szczęki nad dziwnymi wyrazami. Gdy skończyłam rusałki zaszczebiotały wesoło i gestami zaprosiły mnie do wody. W pierwszym odruchu chciałam wejść, kąpiel to byłoby zbawienie, ale nadal nie wiedziałam o co im chodzi i czego ode mnie chcą. Widząc moje wahanie, jedna z nich złapała mnie swoimi drobnymi łapkami i pociągnęła w stronę stawu. Dobra, raz się żyje. Najwyżej spotkanie z Aronem i udział w wojnie będę miała z głowy. Niepewnie rozebrałam się do bielizny (striptiz, YEA!) weszłam do wody po szyję. Ku mojemu absolutnemu zdziwieniu, malutkie istotki zaczęły mi myć głowę. Dosłownie. A gdy przeszłam na płyciznę to i resztę ciała. Więc, suma-sumarum, wyszłam czysta i pachnąca kwiatami. Za pomocą magii wysuszyłam się i podeszłam do plecaka wyciągnąć ubrania i się ubrać. Uśmiechnęłam się widząc co zapakowała mi Amelia. Skórzana kurtka o ciemno bordowym kolorze przylegała do ciała i ładnie eksponowała biust, tego samego koloru również obcisłe spodnie i czarny pasek, do którego można było dobrze przypiąć pochwę od miecza. Jednocześnie to wszystko było na tyle elastyczne i wygodne, że w razie (nieplanowanej) walki, nie utrudniałoby ruchu. Uśmiechnęłam się. Jestem gotowa. Zaśpiewałam ich pioseneczkę i zawróciłam do obozu. Gdy wróciłam i zamierzałam przekazach moim kompanom, że możemy iść, spotkał mnie dosyć... zaskakujący widok.Will i Oskar stali blisko siebie. Jak na mój gust, zbyt blisko, by móc to uznać za zwykłą sytuację. Obaj wyglądali jakby przebiegli dłuuugi dystans. Will się pochylił (był dobre osiem centymetrów wyższy od mojego brata) i go pocałował. Zamarłam zaskoczona, choć nie powinno być to dla mnie szokiem, zważywszy na to że odkąd się poznali, to ja się stałam bagażem podręcznym i obaj mieli mnie permanentnie i bezczelnie ciągle w nosie. Odsunęli się od siebie z lekkim uśmiechem na ustach, a stwierdziłam, że trzeba im przerwać, bo zaraz tu zacznie się coś mniej kulturalnego dziać.
- Te, gołąbeczki - zawołałam wesoło z trudem powstrzymując wybuch radości. - Trzymajcie to co macie w spodniach na swoim miejscu, dobra?
- My tylko... - zaczął Oskar patrząc niepewnie na Willa, który szczerzył się jak głupi do sera.      
- E, tam - machnęłam lekceważąco ręką. - Podejrzewałam to - uśmiechnęłam się promiennie. - Po za tym, cieszę się, że jesteście szczęśliwi.
To prawda, ledwo powstrzymywałam się, żeby nie wrzasnąć ze szczęścia i nie biegać w kółko. Oskar spojrzał w niebo i zawołał:
- Bogowie miłościwi, mam najlepszą siostrę na świecie!
Po pięciu minutach ruszyliśmy. Gdy wjechaliśmy na wzgórze, ujrzeliśmy coś przypominającego wioskę.
-Czy to... - zaczęłam.
- Tak - przerwał lakonicznie Will.
Zauważyłam, że odkąd wyjechaliśmy, atmosfera jest do tego stopnia napięta, że można by nią żarówkę zaświecić. Więc postanowiłam się ulotnić żeby ta dwójka mogła sobie spokojnie, bez świadków pogadać. Bo sądząc z min i starannych uników spojrzeń chłopaków, jeszcze o tym nie gadali i chcą to zrobić.
- Idę na zwiady i uzupełnić zapas wody- wymyśliłam doskonale sobie zdając sprawę z tego, że wody wcale nie ubyło, a nawet jeśli, to za godzinę będziemy w obozie, a do tego czasu z pragnienia nie padniemy. Popędziłam konia i tyle mnie widzieli.

Perspektywa Oskara:
Przez dłuższą chwilę od odjazdu Alicji, panowała cisza. Nie odzywaliśmy się do siebie.Obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że to był tylko pretekst, by nas zostawić samych. Jednak obydwoje baliśmy się cokolwiek powiedzieć, wiec jechaliśmy w ciszy. Nagle Will wypalił:
-Żałujesz? - zapytał cicho, po raz pierwszy od pocałunku patrząc mi w oczy.
W jego wzroku napotkałem strach. Pytanie z reguły proste. Jednak nie dla odpowiadającego. Mi odpowiedź się sama nasuwała.
- Niczego nie żałuję - odparłem.- ,,Żyj tak, aby niczego później nie żałować'' - zacytowałem.- A ja mimo wszystko niczego nie żałuję - oznajmiłem głośno i stanowczo.
Will uśmiechnął się lekko.
- To świetnie, bo ja też niczego żałuję. Tylko jest jeden problem. Musimy ukrywać nasz związek - dodał posępnie.
Wpadłem w panikę. Czyżby się mnie wstydził?
- Czemu? - zapytałem niepewnie.
- Bo możemy narobić Alicji kłopotów - zobaczył że nie rozumiem. - Wyobrażasz sobie co na jej temat będą mówić i jaką będzie miała opinię? Nie dość, że postawiła cały obóz na bity tydzień na nogi, to jeszcze przyszła z dwoma gejami. Oni nie potraktują tego łagodnie. To nie Eleves. Alicja nie będzie się nam skarżyć, ale to będzie nasza wina - wyjaśnił cierpliwe.
Zawstydziłem się. No tak to jest logiczne. Zamiast myśleć o dobrze siostry, myślałem tylko o własnych pobudkach. Chociaż... obydwaj tyle dla niej poświęciliśmy. Może by ona chodź raz dla nas coś zrobiła. Nie! Skarciłem się w myślach. Ona i tak dla nas dużo robi. Mogła by powrócić na Ziemię i zapomnieć o nas i naszych problemach już dawno temu, ale tego nie zrobiła. Wytrzymuje to wszystko dla nas.
- Wybacz. Zachowałem się egoistycznie i samolubnie - przeprosiłem skruszony.
Will uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Nie szkodzi. Alicja jest moją podopieczną. Muszę brać jej dobro ponad własne - odparł. - A po za tym, jestem od ciebie dużo starszy.
Zdziwiony przyjrzałem mu się nieco uważniej. Blada cera, krótkie włosy o kolorze czarnym z pasmami złotego i brązowego, blade pełne usta, niebieskie oczy. Dałbym mu góra dwadzieścia pięć lat.
- Nie patrz się tak. Jestem nieśmiertelny - powiedział rozbawiony. - Mam z dwieście lat, a ty jesteś młodym- urwał na moment i zmierzył mnie wzrokiem - może dwudziestoletnim elfem.- To oczywiste, że to ja muszę być tym rozważnym - mrugnął do mnie, a ja poczułem jak na moją twarz wstępuje rumieniec. 
Odwróciłem głowę żeby go nie widział.
- Nie odwracaj głowy! Ładnie ci z rumieńcem.
Teraz byłem pewien że moja twarz ma odcień buraczków. Will uśmiechnął się szeroko i powiedział parę słów po starogrecku i konie się zatrzymały. Spojrzałem na niego ze pytaniem w oczach. Demon niespodziewanie pochylił się i mnie pocałował. Bynajmniej nie delikatnie. Był mocny i namiętny. Po chwili Will się odsunął.
- Teraz jesteś mój - wyszeptał z uśmiechem.
- Od teraz na zawsze - odparłem mruknąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz