niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 43

- Will? - szepnął oszołomiony Oskar.
Coś mi w nim nie pasowało. Zlustrowałam go podejrzliwie wzrokiem. Generalnie żadnych zmian po za tym, że wyglądał jakby kij połknął. Dopiero gdy spojrzałam mu prosto w oczy... przeraziłam się. Tam... była pustka. Kompletna nicość. Brak jakichkolwiek uczuć. Nic, żadnego szczęścia, radości, czy choćby smutku. Jakby ktoś mu zabrał zdolność do czucia emocji. Na jego twarzy też nie było żadnych uczuć, kompletna maska. Nie, pomyślałam, to nie może być Will! Mój pełen życia i energii Will! 
Nim zdążyłam zareagować, elf podszedł do niego i przyłożył mu w twarz. Demon przewrócił się. Dzięki bogu, o nic nie uderzył, a przynajmniej nie głową. Will spojrzał na niego obojętnie i wstał jakby nic się nie stało. Z wargi polała mu się krew - nawet jej nie wytarł. Nadal bez emocji patrzył na mnie. Jakby czegoś oczekiwał. Nawet nie zerknął w stronę elfa. Jakby go tam nie było. Jakby nic między nimi nie było. Zauważyłam, że Oskar ukradkiem ociera łzy.
Rozejrzałam się. Na komodzie leżał sztylet, pewnie ktoś go zapomniał wziąć. Powolnym krokiem podeszłam i do wzięłam. Tak na wszelki wypadek. Nie wiedziałam czego mam po nim oczekiwać. Nie wiedziałam co mu jest. Czy w ogóle coś mu jest. Czy to w ogóle jest Will!
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Ty nazywasz mnie Willem. Dla mojego Pana jestem tylko pyłem.
- Komu służysz? Jak go nazywają? - zapytałam z nutką niecierpliwości i paniki.
- Służę mojemu Panu. Wy nazywacie do Początkiem i Końcem. Wszystkim i Niczym. Harmonią i...Chaosem.
Otworzyłam bezwiednie z szoku usta. O bogowie... Chaos?! To on jest... moim ojcem, więc dlaczego wysłał do mnie Strażnika? Czego on ode mnie chce?!  To było dla mnie jak cios w twarz. Jakbym była czymś odurzona. Pilnuje... Szpieguje mnie mój ojciec! Zakręciło mi się w głowie i się zachwiałam. 
- Dlaczego? - zapytałam go, przytomności trzymając się tylko i wyłącznie siłą woli. 
- Mój Pan kazał Ci powiedzieć, że w razie gdyby coś nie poszło z jego planem, to mam cię zabić - odpowiedział zamiast tego.
Poczułam coraz mocniejsze zawroty głowy i oszołomienie. 
- Zrobiłbyś to? - dopytałam, kurczowo trzymając się nadziei, że odpowie przecząco.
- Tak. 
I zemdlałam. 

Perspektywa Oskara:
Alicja po każdym słowie Willa robiła się coraz bledsza. W pewnym momencie po prostu wydawało się, że biała ściana ma więcej koloru niż ona. Po symbolicznym ,,tak'' po prostu upadła. Rzuciłem się do niej, ale nie zdążyłem. Upadła i dosyć mocno uderzyła o posadzkę. Zauważyłem, że  Will nawet nie drgnął. 
Ogarnęła mnie wściekłość. Rozumiem na mnie nie zwracać uwagi, ale żeby go nawet upadek Alicji nie ruszył?! 
- No co tak stoisz? Idź po lekarza! - krzyknąłem. 
- Po co? - zapytał obojętnie. 
- Po gówno, nie widzisz że zemdlała i uderzyła głową o posadzkę?!
Jego jednak nadal to nie ruszyło. 
- Nic jej nie będzie. 
Zazgrzytałem zębami i pobiegłem po medyka, który oznajmił, że Alicji nic nie jest, tylko ją będzie przez kilka dni boleć głowa. Zemdlała z odwodnienia. Po wszystkim usiadłem na łóżku Alicji i bezradnie schowałem głowę w ręce. 
- Usiądź - mruknąłem do Willa stojącego pod ścianą.
Mechanicznie podszedł do łóżka i usiadł. Przypomniałem sobie jak mi opowiadał o tym jak zdobył to ciało. Mówił o symbiozie z dzieckiem, które dało mu uczucia. 
- Co się stało z dzieckiem? Dlaczego jesteś taki obojętny? 
- Dziecko zostało zapieczętowane, a emocje wraz z nim. 
I tu jest pies pogrzebany, pomyślałem. Westchnąłem zmęczony. Wstałem i ruszyłem ku mojemu pokojowi.  
- Idę spać. Obudź mnie gdy Alicja odzyska przytomność. 
- Nie obudzę, musisz się wyspać - odparł.
Uśmiechnąłem się słabo. 
- Nie, jak będziesz wyczerpany, to możesz zginąć na polu bitwy. A to z kolei, może zaważyć o powodzeniu się mojej misji. 
Tak myślałem. 
__
POLSKA WYGRAŁA Z TURKAMI!!!! BRAWO NASI WSPANIALI SIATKARZE!!! :D :D :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz