Witajcie, dzisiaj zamiast dodać kolejny rozdział, dodam coś innego. ,,Tam gdzie rodzą się chmury'' miało być prywatne, ale stwierdziłam, że troszkę je zmodyfikuję na potrzebę bloga. Jest niedokończone. Ale myślę, że je takie zostawię, żebyście mogli sobie wyobrazić, co będzie dalej z bohaterami.
Ono ma być w ramach przeprosin. Chodzi o to, że mam absolutną depresję i nie mam ochoty żyć. Dosłownie. Mam wrażenie, że nikt nie docenia mojej pracy. Ale nie będę już zanudzać.
Miłego czytania.
PS: Panie Krzysztofie, co Pan sądzi o opowiadaniu?
PS2: Pragnę zaznaczyć, że to jest fikcja literacka.
Wzięłam głęboki wdech. Przez chwilę cieszyłam się buzującym chłodnym, listopadowym powietrzem w moich płucach i je wypuściłam. Spojrzałam na duży budynek przede mną. Szkoła - budynek najpierw przez tyle lat przeklinany przez uczniów, potem gdy zaznali już okrucieństwa życia, wspominany z pogodną tęsknotą. Ja, jako uczennica mogę powiedzieć o szkole parę niepochlebnych i nieprzystających damie słów. Z racji, że do damy mi tak daleko, jak papieżowi do dziwki, mogę powiedzieć o szkole tyko to, że gdybym otrzymała od terrorystów propozycję żeby wysadzić szkołę, to nie wahałabym się ani sekundy. Bez względu na ilość ludzi obecnych w środku. Ktoś o zdrowych zmysłach powiedziałby: ,,koleżanko, masz nierówno pod sufitem?'', sądzę że to jest na prawdę bardzo kulturalna wersja tej wypowiedzi. Odpowiem ,,pewnie tak, ale czyż wszyscy tak na prawdę nie jesteśmy szaleni?'' W końcu trzy czwarte szaleństw jest tylko głupotami. Więc pozostańmy w teorii, że moje pragnienia są tylko moimi prywatnymi głupotami.
Weszłam do szkoły i przebrałam się w celach, oficjalnie nazywanych szatniami. Boksy nie są duże, ot szafki pół metra, na trzydzieści centymetrów, po dwie na jedną kolumnę. W jednej celi jest po dwadzieścia pięć szafek, jednak dzisiaj zauważyłam jeszcze jedną nową szafkę nie poobklejaną jakimiś śmieciami i co niesamowite - czystą. Nie zrozumcie mnie źle, panie sprzątaczki przez kilka pierwszych dni szkoły skrupulatnie je myły, ale po jakimś czasie chyba uznały, że to jest syzyfowa praca i porzuciły to zaszczytne zajęcie. W czasie gdy trzysta szafek państwowego liceum powinny być sumiennie czyszczone i sprzątane, drogie panie piją sobie kawkę w pokojach z napisem ,,nieupoważnionym wstęp wzbroniony'', który był oczywiście regularnie ignorowany.
Wracając do tematu, ów szafka bardzo mnie zaintrygowała, jednak nie na tyle, żeby jakiemuś nieszczęśnikowi truć dupę. Prędzej czy później się dowiem. Dlaczego ,,nieszczęśnikowi''? Można powiedzieć, że nie zyskałam tu zbyt przyjaznej opinii. I tu mogę się nawet wysilić i uśmiechnąć. Historia jest nader krótka i przewidywana. Przystojny chłopak i piękna dziewczyna chodzili ze sobą parę lat, dziewczyna z nim zerwała, gdy tylko dowiedziała się o jego licznych zdradach. Z jakiegoś dziwnego powodu, chłopak się bardzo wkurzył i zaczął rozpowszechniać bardzo paskudne plotki. Więc dziewczyna uznała, że odwet to nawet fajna rzecz i zrobiła to samo co chłopak, tyle że z dwa razy większą skutecznością. Chłopak w akcie bezrozumnej rozpaczy postanowił się zabić i zabrać ze sobą dziewczynę. Niestety, smutnym zrządzeniem losu, ktoś głupi obezwładnił chłopaka i zawiózł do domu dla normalnych inaczej, skąd nie wyszedł po dziś dzień. ,,Załamaną'' dziewczynę próbowano wiele razy pocieszyć, jednak nic z tego nie wyszło, bo postanowiła odsunąć się za margines społeczeństwa. Taaak. Chciałabym móc powiedzieć, że to historyjka wymyślona naprędce przez moją koleżankę, ale to by była słynna gówno prawda. To jest krótkie streszczenie mojego ostatniego roku. Milusie, nieprawdaż?
Podeszłam pod salę od polskiego i zaczęłam czytać książkę. Nie rozumiem ludzi którzy nic nie czytają. Dobra książka jest jak drugie lepsze życie. To tak jakby żyć podwójnie i nie mówię tu o tym, że ktoś ma dwie dziewczyny, czy coś w tym guście. Lepsze - bo cóż może być piękniejszego, od prawdziwej, bez daty ważności miłości? Cóż może być piękniejszego od magii? Potężnej i tajemniczej. Zwierzęta i książki to moi najlepsi przyjaciele. No bo pomyślcie o tym tak: wg. Arystotelesa, przyjaźń to uczucie, które domaga się żeby zbliżyć się do danej osoby, bądź chęci jej poznania, rodzące się po dziesięciu minutach do poznania danej osoby. W takim razie, czemu by nie użyć tego zagadnienia w kontekście książki? Po dziesięciu minutach, człowiek jest w stanie wdrożyć się w książkę i mieć chęć dalszego poznania jej. A jeśli chodzi o zwierzęta, to powiedzcie sobie sami, widzieliście rodzinę z powiedzmy, owczarkiem, mieliście ochotę go pogłaskać? A ślicznego perskiego kotka w domu kolegi z klasy? Chyba w takim razie można to nazwać przyjaźnią, nie?
Powiecie pewnie coś w stylu ,,no okej, ale dlaczego najlepsi?''. Bo oni nie mnie zdradzą. Nie ważne co zrobię, zawsze będą przy mnie.
Spojrzałam na rozpaczliwie próbujących sobie coś przypomnieć przed sprawdzianem. Ja nigdy nie miałam problemów z nauką. Wchodziła mi do głowy po około trzech uważnych przeczytaniach rozdziałów. A nauczyciele, to albo głupcy, albo wyjątkowo zdeterminowani ludzie. Od lat wierzą, że ich praca na coś się przydaje, a tak na prawdę doskonale wiedzą, że to bez celu. Ale co tam, kasę dają? Dają, to można poudawać złych, na nieuków, a nawet czasami pocieszyć się z kujonów klasowych. Pesymistyczny podgląd na świat? A gdzie tam, realistyczny jeśli już. Od mojego ,,wypadku'' z moim byłym walniętym chłopakiem zaczęłam dostrzegać świat inaczej od innych. Ja wiem, że życie to nie bajka, że trzeba się uczyć, że nic nam z nieba nie spadnie. Można mnie nazwać ,,dorosłą nastolatką''. Chociaż, w sumie nie wyszło mi to na złe. Dzięki temu, moi bogaci rodzice uznali, że nie potrzebuję niańczenia i kupili mi mały domek (ruderę) w lesie. Fajnie nie?
Nagle wyrywając mnie z zamyślenia przede mną kucnął jakiś chłopak. Brak reakcji na to. Pewnie mnie z kimś pomylił. A nawet jeśli nie, to ja nie zamierzam na niego zwracać mojej uwagi. Z reguły, nikt nie jest tego wart. Jednak nieznany mi osobnik nie odszedł, więc zamknęłam Umberto Eco ,,Imię róży'' i poszłam na drugą stronę korytarza i bez wahania usiadłam pod ścianą. Z jakiegoś dziwnego powodu w promieniu dwóch metrów ode mnie, nikogo nie było. Może to przez te teorie spiskowe, co? Chodzą plotki że: jestem czarownicą (czarne włosy), która została strącona z nieba (baaardzo jasno niebieskie oczy, zupełnie jakby Bóg za mocno ścisnął białą farbę i za dużo się jej zmieszało z niebieskim, albo dla tych mniej poetyckich ludzi: po prostu koloru bezchmurnego nieba w południe), jestem medium i czytam z chmur, oraz że jestem socjopatą. Jeśli chodzi o mnie jedno słowo opisuje mnie od czubka głowy, do stóp: outsiderka. Tą łatkę sobie z radością sama przylepiłam. Uważam, że zdrowo jest być samej przez większość czasu. Przebywanie w towarzystwie, nawet najlepszym, szybko staje się nużące i wyczerpujące. Uwielbiam być sama. Nigdy nie spotkałam przyjaciela, który byłby równie przyjazny jak samotność. Jesteśmy zwykle bardziej samotni, kiedy wychodzimy między ludzi, niż kiedy zostajemy w domu. Ludzie innych ludzi często nie rozumieją, a inni ludzie zwykle nie bardzo chcą mówić o brudach swojej duszy.
Chłopak znowu podszedł i kucnął przede mną. Booożeee, czy on na prawdę nie słucha plotek? Przecie ja go mogę zjeść, zniewolić, czytam w myślach, a w dobre dni rzucam klątwy na ludzi o nieczystym sercu. Nawet ja znam te plotki i to nie dzięki temu, że spotykam się kimś poza szkołą, tylko dzięki nadwrażliwemu słuchowi. To znaczy, że słyszę dużo lepiej i wyraźniej od innych. Pewnie niektórzy pomyślą: Ale fajnie! Też tak chcę! - uwierz mi, nie chcesz. Zapewniam że, słuch absolutny to jest bardziej przekleństwo, aniżeli dar. Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć, albo lepiej w ogóle zapomnieć (,,bo wiesz, jak jest wsadziłem to ona...'', ,,mówią, że to kurwa, która pieprzy się na ulicy z pierwszym lepszym''). Nudy, nudy, nudy! Plotki, kłamstwa, domysły. Z tego składa się moja reputacja. Nie raz to słyszałam i nie dwa będę jeszcze słyszeć.
-Przepraszam, mogę na moment przeszkodzić? - zapytał mnie przyjemny głęboki, męski głos.
Podejrzewam, że nawet gdybym nie miała nadwrażliwego słuchu, ten głos by sprawił, że podniosłabym wzrok, więc bez wyrzutów sumienia to zrobiłam. ,,Bez wyrzutów sumienia''? Jak wspominałam jestem outsiderką, a w moim wypadku, to zaszło już tak daleko, że staram się nie patrzeć nikomu w oczy. I nie robię nawet tego dla zasady, tylko po prostu nie lubię zobaczyć tam tej bezgranicznej pustki, która najczęściej występuje u nieczytających. I mówię całkowicie serio. Zero wiedzy o świecie, zero wiedzy o życiu, zero wiedzy o uczuciach i emocjach, null, absolutne, całkowite jajo. Achhh, jakże smutny jest ten świat.
Zauważyłam jedną rzecz. No dobra, przyznam się - dwie rzeczy. Stoi... to jest, kuca stanowczo zbyt blisko mnie, i że jest tym Zielonym z naszej klasy. Mianem ,,Zielony'' bynajmniej nie określa się adeptów nieszczęśliwie obdarzonych zielonym odcieniem skóry, lecz nowych uczniów naszej wspaniałej szkoły.
Wspaniałomyślnie postanowiłam nie sztyletować go wzrokiem, ale to tylko ze względu na to, że jest Zielony, no... i dosyć atrakcyjny, przyznałam z niechęcią przed sobą. Miał hebanowe, krótkie i błyszczące włosy, nie sięgały mu dalej niż za ucho, i pojedyncze kosmyki na czole ,,zlepiły się'' tworząc tzw. efekt anime. Miał ostry podbródek, wysokie kości policzkowe, wklęsłe policzki i wąskie blade usta, sprawiające wrażenie jakby niemal instynktownie je zaciskał. Twarz jakby wyciosana z kamienia. Chłodna, eteryczna wręcz wyjątkowo pasująca mu cera. Mogłam sobie mówić co chciałam o pustym wzroku nastolatków XXI wieku, ale jego fiołkowe oczy okalane gęstymi, czarnymi rzęsami wcale nie były puste. Zatopiłam się w ich spokoju. Mimo, że kucał, szary golf opinający klatkę piersiową wyraźnie dawał do zrozumienia, że mam przyjemność z osobą smukłą, nie ze zbyt szerokimi barami i nie ze zbyt wąskimi biodrami. Niezbyt umięśniony, i z pewnością nie ma tych okropnych piersi, którymi niestety czasami obdarza młodziaków natura. Widzieliście kiedyś zdjęcia młodych modelów w bez podkoszulka? Pewnie czasami zastanawialiście się co z nimi jest nie tak. Ja wam powiem co: brakuje im biustonosza. Jestem pewna, że to zjawisko nie objęło nieznajomego. Uff. Zawsze kiedy widzę takiego chłopca, mam ochotę go zabrać do pierwszego lepszego sklepu z ubraniami.
- Odejdź - rozkazałam.
Nie byłam zbyt miła, ale nikt nigdy mi tego nie kazał. Był zbyt blisko, a na pewno go poinformowano o mojej historii. Od czasu gdy się wydarzyła, mam swoistą niechęć do ludzi, a szczególnie do mężczyzn. Nie chciałam go tu.
Chłopak przekrzywił lekko głowę na bok, przyglądając mi się. Po chwili wstał i przeszedł z powrotem na drugą stronę korytarza, a ja wróciłam do czytania i miałam wszystkich serdecznie w nosie.
Polski to była moja lekcja, jedna z niewielu podczas, której można było usłyszeć mój głos. Pani od polskiego miała bardzo przyjemny hipnotyzujący głos. No, i mówiła naprawdę ciekawe rzeczy, znacznie odbiegające od normy programowej.
Minęło pięć minut od dzwonka, gdy pani Helena wreszcie przyszła. Miałam jej trochę za złe, że dopiero teraz. W momencie w którym klasa wchodzi do sali, a nauczyciela nie ma, uczniowie głupieją. Dosłownie. Zachowują się jak dzieci. Ale wybaczyłam jej, jak zobaczyłam jej kondycję. Wyglądała okropnie. Cienie pod oczami, byle jak zrobiony kucyk, zmarszczki... Wyglądała tak jakby przez ten weekend postarzała się o pięć lat.
- Dzień dobry - odpowiedziała na nasze zbiorowe przywitanie. - Dziś mieliśmy zacząć omawiać ,,Dzieje Tristana i Izoldy''. Ale wystąpiły pewne... sprawy, które są ważniejsze od lektury - zaczęła poważnie. - W zeszły piątek... moja córka próbowała się zabić...
Zapadła ciężka cisza, a ja poczułam jak serce coraz szybciej mi bije. Mój oddech stał się cięższy. Jakbym biegła kilkanaście kilometrów. Zresztą, czułam się jak ten słynny wojownik co biegł z Maratonu. Z tą różnicą, że ja nie byłam szczęśliwa. Poczułam nudności i zawroty i ból głowy. Byłam niemal pewna, że mi ją zaraz rozsadzi. Wzięłam głęboki spazmatyczny wdech. Za mały. Za mało tlenu. Wstałam gwałtownie i wybiegłam z klasy. Ktoś coś za mną krzyczał, ale mnie to mało obchodziło. Chciałam wyjść. Teraz. Tu jest za mało... za mało powietrza. Wybiegłam ze szkoły, opadłam na trawnik i zwymiotowałam. Odeszłam (tudzież - odturlałam się) od wymiocin i położyłam na ziemi.
Może zauważyliście, że w tych czasach mało kto spogląda w niebo. Na jego błękit, czy pływające po nim obłoczki, fruwające ptaki, lub świecące słoneczko. W efekcie, mało kto dostrzega jego piękno. Ludzi zaprzątają sprawy przyziemne, takie jak to co w co dzisiaj się ubierze, czy koleżanka jednak kupiła sobie te buty o których wczoraj piała na facebooku. A co z tymi sprawami, które nieco od reszty odstają?
Niebo nie jest dla nas, jest dla ptaków i Aniołów. My możemy jedynie postarać się nie spaść. Jednak... ja wierzę, że po śmierci czeka nas to czego najbardziej w życiu pragniemy, a ja marzę o tym, by móc latać. Wiem, że ,,wystarczy, że raz doznasz lotu, a będziesz zawsze chodził z oczami zwróconymi w stronę nieba, gdzie byłeś i gdzie pragniesz powrócić''. Wiem też, że jeśli ja kiedyś polecę, to nigdy w życiu nie przestanę tego kochać. A może... właśnie tego mi trzeba, by móc wyleczyć ranę na moim sercu?
Westchnęłam z ogarniającym mnie powoli spokojem. Przymknęłam oczy, bo słyszałam kroki. Kolor moich oczu wielu ludzi peszy i miesza. Mówiono mi, że są takie, że człowiek ma wrażenie jakbym czytała mu w duszy. Ale to nie był jedyny powód dla którego zamknęłam oczy. Nie lubiłam ludzi, a niezależnie od tego czy bym miała otwarte, czy też zamknięte, to i tak ktoś by przyszedł i mnie zapytał czy coś mi jest. Tak więc czekałam, aż usłyszę irytujący czyiś głos. Ale nie usłyszałam. Byłam tym tak zdziwiona, że wstałam i rozejrzałam się.
Tym razem, osobą która po mnie przyszła był Fiołkowooki. Siedział po turecku na trawie i czekał, aż łaskawie obdarzę go moim zainteresowaniem.
- Możemy już wracać do klasy? - zapytał mnie spokojnie, a ja pokręciłam głową i położyłam się z powrotem, ponownie patrząc w chmury.
Są takie piękne, pomyślałam. Spojrzałam na nieznajomego chłopaka. Patrzył w chmury, tak jakby to był największy cud wszechświata.
Może jest jeszcze nadzieja.
Nadzieja dla mnie, i dla ludzkości.
Później, pójdę tam gdzie rodzą się chmury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz