czwartek, 4 czerwca 2015

Rodział 40

Nagle usłyszałam huk. Zupełnie jakby ktoś coś wysadził. Drgnęłam z zaskoczenia i spojrzałam w stronę z której dochodził dźwięk. Zamarłam z przerażenia. Z stamtąd biegły setki, a nawet tysiące potworów o różnym kształcie. Były paskudne. Na ich czele był jakiś nastoletni chłopak. Nie  byłam pewna czy uciekał, czy może nimi dowodził. Na jego twarzy nie było nic wypisane. Kompletna maska. Złożył dłonie jak do modlitwy i krzyknął coś. Obok niego pojawiły się kolejne potwory. Czyli był moim przeciwnikiem. Ale co on tu w ogóle robił?! Przecież on ma góra czternaście lat! Stwory się rozbiegły na wszystkie strony, a ja nadal stałam jakbym była z kamienia. Nie miałam zielonego pojęcia co robić. Co się tu w ogóle działo?!
-Alicjo! - ryknął ktoś, a ja się ocknęłam.
Zmagazynowałam moc w dłoniach i z całej siły ją wypchnęłam w kierunku chłopaka. Z moich rąk płynęły strumienie ognia. Pierwszy szereg stworów padł na trawę i rozsypał się na popiół, ale mimo wszystko bestie dalej biegły. Chłopak nie miał nawet zadrapania. Uśmiechnął się przerażająco, powtórzył gest, a obok niego pojawiło się kilkanaście ludzi. Czyli pewnie jest odporny na magię ognia i potrafi przywoływać i potwory i ludzi. Broń, pomyślałam szybko. Potrzebny mi miecz. Rozejrzałam się z paniką i rzuciłam pędem do domku. Byłam absolutnie przerażona, a serce waliło mi tak jakby miało ochotę wyrwać mi się z piersi.
Wpadłam do domu i ruszyłam do mojego pokoju. Po drodze usłyszałam szloch dochodzący z pokoju chłopaków. Wystraszona, że ich dopadły potwory, weszłam tam i zobaczyłam siedzącego pod ścianą  zapłakanego Oskara.
- Co się stało? Gdzie jest Will? - zapytałam gorączkowo.
- Nie ma go tu. Odszedł od nas - odparł matowym głosem.
Wymamrotałam przekleństwo i chwyciłam Oskara za ramię.
- Chodź, atakują nas. Musisz mi pomóc.
Wyrwał się z mojego uścisku i krzyknął znowu zalewając się łzami:
- Nie! Zostaw mnie tu! Nie mam powodu, by żyć!
Zazgrzytałam zębami. Cholerny Will. Cholerny Oskar. Zebrało im się na dramaty, w akurat takim momencie. Złapałam elfa za koszulę, siłą postawiłam na nogi, po czym, tak od serca przyłożyłam mu w twarz.
- Nie mazgaj się. On pewnie jeszcze wróci i wtedy obydwaj mu przyłożymy. A teraz rusz dupę i chodź walczyć. Sam chciałeś ze mną iść, a powinieneś wiedzieć jakie ze mną są zabawy - widząc że chce zaprotestować, dodałam - Nie ma bata, reklamacji nie przyjmuję. Po za tym, jak myślisz, wolałby żebyś dał się zabić? I przy okazji mnie?!
Przygryzł wargę i otarł łzy. Z nowym wyrazem determinacji na twarzy kiwnął głową.
- Świetnie. A teraz rusz swoje leniwe dupsko po broń i czekam na zewnątrz.
Kiwnął ponownie głową, a ja poszłam po moją broń. Wychodząc z pokoju usłyszałam, jak Oskar mówi do siebie:
- Sprowadzę, Cię z powrotem, choćby miało mnie to kosztować życie.
Pewnie chodzi mu o Willa. Głupi demon, żeby w takiej chwili dać dyla. Domyślam się, że jeśli mnie opuścił, to miał ku temu ważny powód, no ale trzeba mu przyznać, że ma wyczucie.
Podczas gdy czekałam na Oskara, przyszedł mi do głowy pewien pomysł.  Moc da się z siebie wypchnąć z któregokolwiek miejsca w ciele w postaci ognia. Ja preferuję moc z ręki, bo tak jest najłatwiej i ręka, to jedna z najbardziej wyćwiczona cześć ciała, którą można poruszać. Ale może da się zrobić tak, że moc po wyjściu z ciała, nie zamieni się od razu w ogień? Może da się utrzymać stały strumień mocy na jedną rzecz? Wyjęłam miecz z pochwy i skoncentrowałam się na zmieniania natury i kształtu mojej mocy. Wysłałam strumień mocy w rękojeść. Normalna broń to pewnie nie zniosła by magii, ale to była boska broń, więc pewnie, była zbudowana, tak, żeby nie zniszczyła się po użyciu na niej magii. Po ostrzu zaczęły pełznąć nieśmiało płomienie, a ja się skrzywiłam. To nie jest proste, trzeba być skoncentrowanym, tylko na tym, a ja muszę uważać, żeby mnie nie zabito.
Oskar wyszedł z domku, a zanotowałam w pamięci, by przećwiczyć mój pomysł. Ognista energia w mieczu na pewno by zaskoczyła przeciwnika.
Elf był uzbrojony w podobnym stylu co ja. Dwa sztylety, dwa miecze i skórzana zbroja. Skinął mi głową i poszliśmy. Niemal od razu natknęliśmy się na pierwszą grupę potworów. Szybko się z nimi rozprawiliśmy i szliśmy dalej. Szukałam tamtego chłopaka, który przywoływał potwory.
Coś mi w tym nie grało. Nikt nigdy mi nie wspominał o człowieku który potrafi tworzyć i przywoływać żywych ludzi i potwory. To by zaburzyło równowagę światów. A nawet jeśli by istniał taki człowiek, to musiałby być bardzo potężnym Obdarowanym i bym na pewno o nim usłyszała. W takim razie, jak przywołuje towarzyszy? Może jego mocą nie jest wcale przywoływanie, a jedynie teleportacja, albo materialna iluzja? To by było logiczne. Każdy by się porządnie wystraszył gdyby taka armia go zaatakowała.
Nagle usłyszałam głos w głowie.
~Witam was drodzy obozowicze. Pewnie zastanawiacie się dlaczego interesuję się taką malutką osadą jak wasza. Odpowiedź jest prosta: chodzi o moją siostrę, Alicję Howard. Moje serce krwawi widząc, że jest z wami w tej dziurze, dlatego daję wam dwa dni na jej złapanie i oddanie pod moją opiekę. Opatrzcie swoje rany, bo jeśli nie oddacie mi jej, to zaatakuję z o wiele większą armią. Ułatwię wam zadanie, za chwilę Alicja padnie na ziemię bez przytomności, ale pragnę jej coś powiedzieć. Siostrzyczko, jeśli tu zostaniesz, a oni cię nie oddadzą, to będą ginąć za ciebie. A może lepiej powiedzieć: przez ciebie...
Boże, to już wiem jak się czuł Harry Potter, w siódmej części serii, pomyślałam i rzeczywiście, padłam bez przytomności.

Obudziłam się (dzięki bogu!) nie w bazie Uranosa, a u siebie w mieszkaniu. Było w nim w duużo ludzi. Przymknęłam oczy i udawałam że śpię, ale oczywiście, ta sztuczka nie przeszła.
- Alicjo wstawaj, wszyscy wiemy, że nie śpisz.
No to teraz się zacznie.
- Litości dla umierającego. Gdzie mizerykordia?! - mruknęłam, ale posłusznie wstałam.
Tuż przede mną ni z gruszki ni z pietruszki pojawił się Aron.            
- Kim ty jesteś? - zapytał się.
- Odwal się Książe Ciemności, doskonale wiesz kim jestem. Jestem Alicja Howard, Pierwsza z linii Chaosu, siostra Gai i Uranosa - powiedziałam i z mściwym uśmiechem patrzyłam jak w oczach Arona pojawia się przerażenie.
Przedstawienie czas zacząć. 

__
Panie Krzysztofie, czy pan jest choć trochę z tego rozdziału zadowolony?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz