niedziela, 5 października 2014

Rozdział 4

     Bring me to live

Otworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam siedzącego pod ścianą Arona. Miał zamknięte oczy i słuchawki w uszach. No mimo tego że to miejsce wygląda jak wyciągnięte z jakiejś bajki w której akcja dzieje się w średniowieczu, to on wygląda jak by znalazł się tu zupełnie przypadkiem. Ubrałam się i kucnęłam przed nim. Chyba wyrwałam go z jakiegoś transu, bo gdy otworzył oczy miał trochę zamglone.
-Trzeba już iść- powiedziałam mu z uśmiechem..
-Musimy?- zapytał przedłużając leniwie ostatnią literę. Podałam mu rękę którą on przyjął i podciągnęłam go do pionu. Nie wiadomo jak i gdzie i kiedy, ale poczułam jego usta na moich. Pewnie byśmy tak jeszcze chwile postali gdyby nie głos pochodzący z okolic jeziorka.
-Ładna- stwierdził kobiecy głos.
Gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam prawie nagą syrenę. Miała na sobie kolorowe bikini i opierała się rękami o ziemię. Po chwili milczenia podciągnęła się i usiadła na ziemi. Jej rybi ogon zmienił się w szczupłe długie nogi. No i w taki sposób stała przed nami syrena w bikini.
-Mmm, a pamiętasz jak nam było dobrze?- powiedziała uwodzicielskim i wręcz ociekającym z namiętności głosem.
Odsunęłam się od Arona zupełnie zdezorientowana. Poczułam lekkie zdenerwowanie. Co się tu dzieje? To jakiś cholerny teatr? Każdy ma swoje role?  Podeszła pewnym krokiem do Arona, którego złapała za koszulę i namiętnie pocałowała. Przez moment chłopak był zaskoczony, ale po krótkich oporach oddał pocałunek. Jeśli to jest teatr, to ja gram tą pokrzywdzoną, pomyślałam ironicznie. Poczułam zbierające się łzy smutku i złości w moich oczach. Wybiegłam z jaskini. Słyszałam jak chłopak mnie woła, ale nie zwracałam na to uwagi. Biegłam przez dżunglę przez tak długo jak starczyło mi sił, aż dobiegłam nad jakieś jeziorko. Podeszłam do brzegu, upadłam na kolana i zapłakałam. Zrywałam z chłopakami. I to nie raz, nie dwa. Czasami z powodu zdrady, z mojej lub chłopaka strony, czasami z braku miłości, a nawet z powodu nieudanego seksu. Jednak teraz... Boli jak nigdy. Poczułam jak loduje coś na ziemi. Odwróciłam głowę. Był to pegaz. Ten sam co wczoraj. Poszedł do mnie i ukląkł na ziemi miziając mnie jedwabnymi chrapami. Uśmiechnęłam się smutno przez łzy. Pogłaskałam zwierze i opowiedziałam mu o tym co mi Aron zrobił. Gdy doszłam do momentu z syreną w oczach pegaza pojawiła się złość i współczucie. Może można to uznać za głupotę. Gadanie do konia. Jednak niesamowite jest to jak zwierzęta potrafią pocieszyć i zrozumieć. Czasami nawet bardziej niż ludzie. Nie wiem dlaczego, ale poczułam jakiś impuls w głowie, mówiący mi żebym wsiadła na pegaza.
-Chcesz żebym na ciebie siadła?- Koń ochoczo pokiwał głową. Gdy wskoczyłam jednym zwinnym ruchem, pegaz poleciał z zawrotną prędkością w bliżej nie określonym kierunku. Nie ma co rozpaczać, czas ( i koń) leci dalej, pomyślałam z wisielczym humorem. Nie wiem ile tak leciałam z tym zawrotnym tempem, może z godzinę, albo dwie. Nagle poczułam jakby we mnie uderzyła jakaś pala tak jakby wiatru. Po chwili zawrotnego lotu zobaczyłam wielkie, grube, rozłożyste drzewa a w nich tak jakby... domki? Tak, to na pewno domki. Uznałam tak ponieważ widziałam jakiegoś elfa schodzącego z domku. Popatrzyłam jeszcze chwile na niego obok niego dziecko i elfkę. Przynajmniej mi się wydaje że to elfy. Miały spiczaste uszy i... no jakie istoty mieszkają na drzewach? Popatrzyli na nas uśmiechnęli się i nam pomachali. Odwzajemniłam to wymuszonym uśmiechem i im odmachałam. Pegaz zwolnił tempo lotu. Wszystkie elfy które nas zobaczyły pobiegły za nami. Wylądowaliśmy na jakimś okrągłym placu. Podłoże było kamienne. Na placu brzegach były różnorakie stoiska. Nagle spostrzegłam, że wokół mnie i konia zebrało się nie małe zbiorowisko. Wszyscy w odległości nie mniejszej niż trzy metry. Złapałam za grzywę bo dodać sobie otuchy. Popatrzyłam na twarze elfów. Byli bardzo szczupli, a oczy najczęściej w odcieni brązu, choć zdarzało się że były elfy z niebieskimi. Ich twarze w tym momencie wyrażały zgrozę, niedowierzanie i jednocześnie szczęście. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego wywołaliśmy taką sensację. No tak, przecież pegaz to zwierze podchodzące pod boga, czy jakoś tak, a sobie siedzę na nim trzymając jego grzywę. Zsiadłam z konia. Po chwili krępującej (przynajmniej dla mnie) ciszy, w kręgu powstała wyrwa kształtująca się w drogę prowadzącą do czegoś co przypominało świątynie. Poszliśmy tam. W środku były marmurowe posągi podświetlane świeczkami,  zakładam że przedstawiały bogów. Było również dziewięć krzeseł. Na każdym siedział elf i pięknej szacie. Podłoga była z piaskowca, a ściany z jakiegoś innego beżowego materiału. Do tego grona zaliczały się cztery kobiety. Czyli, albo wśród elfów były feministki, albo po prostu traktowali kobiety na równi z mężczyznami.  Nagle wszystkie elfy wstały jak na zawołanie i ukłoniły się pegazowi. W tamtym momencie nie wiem ile bym dała za szczotkę by móc poukładać to siano na głowie i coś czym mogłabym zniwelować te worki pod oczami które powstały od płaczu. Ewentualnie okulary przeciwsłoneczne. Zaczęli o czymś dyskutować z przedstawicielem koniowatych stojącym obok mnie. Nic nie rozumiałam, ale wiedziałam że w podobnym języku rozmawiał Aron. Poczułam bolesne ukucie w sercu na samą myśl o jego imieniu. Podejrzewam że rozmawiali w języku elfów. Raz na jakiś czas spoglądali na mnie. Po pięciu minutach dyskusja zakończyła się i jedna z elfek powiedziała do mnie.
-Alicjo, Loren (pegaz) zdecydował że najlepiej będzie dla ciebie jeśli pobędziesz u nas jakiś czas. Oczywiście jeśli się zgodzisz. Nauczymy cię walki, języka elfów, bogów, modlitw wzywających bogów i wielu innych rzeczy. Dzięki czemu będziesz mogła dokonać zemsty.- gdy to mówiła w jej niebieskich oczach pojawił się niebezpieczny błysk- Dowiedzieliśmy się że jesteś boginią o utraconej, bądź celowo usuniętej pamięci. Wyłoniłaś się z pustki wraz z Uranosem i Gają.- mówiła jakąś dziwną intonacją.
Nagle upadłam na ziemię i poczułam wielki ból, nie wiem gdzie, ale bardzo bolało. Mój umysł zaczęły zalewać różne sceny. Prawdopodobnie z mojego poprzedniego życia. Para bogów wyłaniająca się z ciemności, upadek Uranosa i wiele innych dziejów. Widziałam wszystko aż do momentu w którym Zeus pokonał Kronosa według mitologii. Zobaczyłam siebie patrzącą na walkę Kronosa i Zeusa. Poczułam ogromny smutek. Cierpienie, walki i nienawiść wśród bogów mnie zmusiły do wypowiedzenia słów zaklęcia które miało mnie wysłać na Ziemię. Widziałam jak umieram na Ziemi, i rodzę się na nowo w innym miejscu na tej samej planecie. Nawet moment w którym urodziłam się w znanej mi rodzinie, widziałam śmierć ojca i matki, dom dziecka i moją rodzinę zastępczą, śmierć ojca zastępczego, jak znalazłam Luizę, i jak się tu znalazłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam że jestem w jakimś pokoju. Na przeciwko stała ta sama elfka która uświadomiła mi kim jestem.
-Jak masz na imię?- spojrzałam na siebie spostrzegłam że jestem inaczej ubrana. Kto mnie przebrał?
-Jestem córką Nemezis, me imię brzmi Naomi. Ja cię przebrałam- uśmiechnęła się niepewnie, ale zaraz spoważniała- Czy zdecydowałaś czy zostaniesz z nami?
-Zgadzam się.- odpowiedziałam bez wahania.

,,Serce łamie się tylko raz, potem to już są tylko zadrapania.''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz