sobota, 27 września 2014

Rozdział 2.


Zabrałem ją do Czerwonej Róży. Poczułem jak jej ręce oplatają mój kark przez sen. Uśmiechnąłem się mimowolnie i położyłem ją na łóżku w moim pokoju. No to szykuje się spanko na kanapie. Cudnie. Moją twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. Poszedłem się umyć. Owinięty w pasie ręcznikiem podszedłem do mojego łóżka i spojrzałem na jej spokojną twarz. Poczułem falę ciepła na sercu.
-Piękna jest prawda?- usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się.
-Witaj Afrodyto.- przywitałem się z uśmiechem. Moja ulubiona bogini odpowiedziała tym samym.
-Witaj synu Tanatosa i Hekate- teraz ona spojrzała na śpiącą dziewczynę- Chodźmy nie chcę jej obudzić.
Poszliśmy do salonu i usiedliśmy przy kominku, w którym palił się ogień.
-Kim ona jest?- zapytałem.
-Nie wiemy. Nie jest niczyją córką. Nie pochodzi z Hadesu, ani Olimpu.- powiedziała mi ze zmartwioną miną- Olimp zaczyna rozważać zabicie jej. Wiesz coś o niej?
-Ma dziwną aurę. Jest czerwona. Ona z pewnością ma coś wspólnego z ogniem. Ona sama jest jak ogień i... nie wiem jak to opisać... gdy patrzysz się w ogień, to masz ochotę go dotknąć, ale nie możesz bo się poparzysz.
-Rozumiem- odparła w zamyśleniu- Mojry mogły spleść wasze nici, przez co czujecie do siebie pociąg seksualny... i nie tylko. Stare spryciule, będzie z was śliczna para.- uśmiechnęła się wesoło.
-Para?- zapytałem zdziwiony.- Ja nie zamierzam się w niej zakochiwać.- zaprzeczyłem, choć w głębi duszy wiedziałem że to już się stało.
-Nie chwal dnia przed zachodem słońca.- mrugnęła do mnie.
Afrodyta zmarszczyła czoło.
- Myślę że za niedługo trzeba będzie ją zabrać do Olimpu. Nie wiemy jakie ma zamiary i kim jest. Nawet nie wiemy czy mamy się czego obawiać.
Nagle niebo przeszył piorun.
-No już, już- zawołała poirytowana- a ty lepiej idź się ubierz- mrugnęła. Zniknęła, a na jej miejscu pozostała woń kwiatów.
Pewnie trzeba będzie. Jednak wolę to odwlec jak długa się da. Nie wiem jak ją potraktują.
-Cała Afrodyta- mruknąłem pod nosem i z uśmiechem poszedłem się ubrać.

Otworzyłam niepewnie oczy i zobaczyłam Arona siedzącego na fotelu. Miał czarną koszulę, z rozpiętymi trzema guzikami, które odsłaniały część jego umięśnionego torsu. Spodnie były czarne. Jego twarz zdradzała zamyślenie. Otaczała go lekka czarna poświata. Dziwne że wcześniej tego nie zauważyłam.
-Co ja tu robię?- zapytałam łapiąc się za głowę.
-Na razie siedzisz-odparł z rozbawieniem.
Westchnęłam.
-Możesz mi wyjaśnić gdzie ja jestem i jak się tu znalazłam?
-Jesteś w siedzib organizacji ''Czerwona Róża''. Leży w równoległym świecie do Ziemi. Jest takich miejsc kilka na Ziemi jak i tu. Ja cię tu przyniosłem.
-Czemu mnie tak głowa boli? Walnąłeś mnie kijem basebollowym?
-W twoim drinku był proszek nasenny.
-Aha, a trudno było mi to po prostu powiedzieć?-zapytałam zirytowana.- Pewnie bym się zgodziła.
-A jak byś zareagowała na wieść że magia i bogowie greccy istnieją, a ja chcę cię zabrać do równoległego świata?- zapytał ironicznie.
Wzruszyłam ramionami.
-Normalnie. Pewnie bym się zgodziła. Mam dziwne umiejętności więc nie zdziwiłabym się zbytnio.
-Co?!- krzyknął, poderwał się jakby go co w dupę użarło i chwycił mnie za ramiona- Jakie?!
-Mam węża i mogę z nim rozmawiać- syknęłam z bólu.
Puścił mnie. A ja zaczęłam masować obolałe miejsca posyłając mu spojrzenia pełne wyrzutu.
-Przepraszam- usiadł ponownie- Słuchaj. W Olimpie jest głośno na twój temat. Nie wiadomo od kogo pochodzisz.- zmieszał się- To znaczy nie wiadomo czyją córką jesteś. Możliwe że za niedługo będziesz musiała lecieć do Olimpu. Ja jestem synem Tanatosa i Hekate.- uśmiechnął się- Chwile temu była tutaj Afrodyta. Fajna z niej kobieta. Zeus to dosyć poważny 20 latek. Hera wszędzie widzi miłość i chemię. Posejdon, jest dosyć zamknięty w sobie. Podobno zakochał się w człowieku. Hestia, hmm, zawsze chodzi z jakimś zwierzątkiem. Hades to mój stary przyjaciel i wredny flirciarz. Demeter i jej córka są wrażliwe na krzywdę innych. Artemida jest zawsze w stroju takim jak by za moment na polowanie miała iść. Apollo w wszystkim może znaleźć wenę. Nie daj Boże żebyś coś zaczęła nucić. Atena kieruje się głównie logiką. Ares i Hefajstos to dość porywczy mężczyźni. Dionizos ma najlepsze wina i pijany nie jest chyba tylko podczas narad. Albo świetnie udaje.- zaznaczył- Hebe jest przewrażliwiona na punkcie swojego wyglądu, wszędzie chodzi z lusterkiem. Helios chodzi w złotym stroju i ma złotą poświatę która świeci się mocniej kiedy jest zdenerwowany, szczęśliwy itd. Selene jest wiecznie wpatrzona w księżyc. Eris jest ciągle niezadowolona i zła. Eros świetnie dogaduje się z Herą, prawie zawsze się zgadzają.- rozejrzał się i szepnął konspiracyjnie- mi się wydaje że on jest zakochany w Herze.- oboje się roześmialiśmy- Z Hermesem na 100% się dogadasz, to przystojny wyluzowany posłaniec bogów, na dodatek wiecznie spóźniony i znany z wielkich wejść i żartów.- nagle spochmurniał- Tanatos, mój ojciec, rzadko pojawia się na spotkaniach.- na jego twarzy pojawił się uśmiech- Hekate jest dobrą matką. Ma podobną aurę co ja.- pomachał mi ręką przed twarzą- Halo?! Rejestrujesz coś jeszcze? Dobra na dziś koniec.
Wstał i pociągnął mnie za rękę.
-Chodź, mam dla ciebie niespodziankę z okazji urodzin.- uśmiechnął się lekko.
-Urodzin?- zdziwiłam się. 
To ktoś o nich wie i pamięta?
-To ty nie pamiętasz o urodzinach?- popatrzył na mnie z oczami jak 5 zł.- U nas, urodziny to jedne z najważniejszych świąt!
-Właściwie to skąd wiesz kiedy mam urodziny?
-Tajemnica narodowa- wyszczerzył się jak głupek do sera.
Po drodze mijaliśmy wiele osób. Patrzyli na mnie z zainteresowaniem, wrogością, (to to raczej głównie dziewczyny) a faceci oczywiście z flirciarskim uśmiechem. Po chwili się zatrzymaliśmy. Aron wskazał mi ręką że zaraz wraca. Rozejrzałam się. Korytarz był pełen ludzi. Każdy mienił się inną poświatą. Ciekawe.
-Zmywamy się- szepnął mi Aron do ucha. Poczułam jego ciepły oddech i przez moje ciało przebiegł dreszcz. Co ten facet ze mną robi. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
To co zobaczyłam za drzwiami sprawiło że wstrzymałam oddech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz