niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 46,5

-Wygląda na to, że zastawienie pułapki na Uranosa, to jedyna dobra opcja - uznałam. - Gdy będę na tyle blisko, by rzucić na niego zaklęcie, to go zapieczętuję.
Aron poprawił się na krześle. 
- Nie. Ma. Mowy! - wycedził. 
Ania i Alec zawahali się. 
-Ej, Aron , ale to faktycznie jest przyzwoity plan...
Spojrzał na nich potępieńczo.
- Cicho być, przeklęte Judasze. Nie wiecie co będzie dla mn... nas oznaczała utrata Alicji. 
I wtedy Alecowi puściły nerwy. Poderwał się na nogi i huknął zdrową ręką w stół. Ania wstała i zaczęła błagać, żeby nie mówił nic czego będzie później żałował, ale było już za późno. 
- Dokładnie! Co będzie oznaczało DLA CIEBIE! Każdy normalny człowiek już by się jej pozbył, oczywiście bez obrazy Alicja, ale naprawdę jednego człowieka można poświęcić dla ogółu! A jak ten człowiek jest na prawdę potężny to zamiast poświęcać, można by przygotować dobry plan i nie dość, że można uratować siebie, to przy okazji jeszcze tą drugą osobę! Ale nie u nas! Bo Aron jest po uszy zakochany w Alicji! Stary, zapomniałeś zabrać wszystkich noży, bo gdyby nie wytrzymała presji, to mogłaby się zabić! Człowieku, ona chce nam pomóc, a szansa, że Uranos ją zabije, jest niewiele mniejsza niż gdybyś ją ukrył na drugim końcu świata! - krzyknął z frustracją.
Nie byłam na niego zła, bo go w pełni popierałam. Tylko głupiec chowa figury ze specjalnymi umiejętnościami i do walki z przeciwnikiem wysyła tylko pionki. A gdyby udało mi się zaszachować króla - czyli Uranosa, to gra będzie wygrana. 
Aron spojrzał na niego z ledwo powstrzymywaną furią i wyszedł. A ja oczywiście westchnęłam i poszłam za nim.    
___
Tylko połowa tego rozdziału, dalszą część dodam w środę :)  
Mała poprawka: chyba w środę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz